ŚwiatAgresywna walka zatruła atmosferę na Węgrzech

Agresywna walka zatruła atmosferę na Węgrzech

Niemiecki konserwatywny Frankfurter Allgemeine Zeitung zarzucił we wtorek węgierskim konserwatystom, że prowadzili przeciw socjalistom agresywną kampanię wyborczą, która zatruła atmosferę polityczną w kraju.

09.04.2002 | aktual.: 22.06.2002 14:29

W niedzielnej pierwszej turze węgierskich wyborów do parlamentu socjaliści uzyskali nieznaczną przewagę nad rządzącą od czterech lat konserwatywną partią Fidesz premiera Viktora Orbana. Z pozostałych partii próg wyborczy przekroczyli tylko liberalni Wolni Demokraci.

Strategiczny błąd popełniony przez Orbana był jednocześnie tajemnicą jego sukcesu - pisze FAZ i wyjaśnia: Na prawicy wszystkie małe partie zostały wessane lub sproszkowane, jeśli same nie doprowadziły do swej destrukcji - tak jak Partia Drobnych Rolników. Socjalistom przypisywano natomiast stabilny, ale zasadniczo ograniczony elektorat. Dlatego przeciwko najsilniejszej partii opozycyjnej prowadzono agresywną kampanię zmierzającą do jej izolacji - w nadziei na powiększenie własnego obozu o wyborców ze spektrum od środka aż po skrajną prawicę.

W stosunku do radykalnoprawicowej i otwarcie antysemickiej Partii Sprawiedliwości i Życia konserwatyści wykazywali niebezpieczną otwartość. Widziano by ich chętnie jako siłę zapewniającą większość w parlamencie, choć nie jako partnera koalicyjnego. Jednak inaczej niż w 1998 roku, radykalnej prawicy nie udało się przekroczyć 5-procentowego progu wyborczego. Jest to oznaką dojrzałości węgierskich wyborców - pisze dziennik.

Rezultatem walki wyborczej między dwoma obozami jest dwubiegunowy krajobraz partyjny, pozbawiony prawie całkowicie centrum, w którym w najlepszym wypadku z trudnością mogą wybronić się liberałowie. Kalkulacje Orbana spaliły na panewce: to socjaliści zyskali głosy niezdecydowanych wyborców, podczas gdy prawica nie zdołała zmobilizować dodatkowych rezerw.

Również wtorkowy Financial Times ocenia wynik niedzielnej pierwszej tury wyborów do parlamentu węgierskiego jako porażkę nacjonalizmu i zatrącającego o autorytaryzm stylu rządzenia premiera Viktora Orbana.

W komentarzu redakcyjnym pt. "Power Hungary" (co jest grą słów: "hungry", czyli "głodny", "żądny czegoś", i "Hungary", czyli Węgry, i znaczy: "Żądny władzy") dziennik pisze: Chociaż centroprawicowy sojusz Fideszu może odrobić straty w drugiej turze wyborów 21 kwietnia, arytmetyka wyborcza faworyzuje socjalistów i ich prawdopodobnych partnerów koalicyjnych, liberalnych Wolnych Demokratów. Orban nie ma z kim się dogadywać. Flirtował ze skrajnie prawicową Węgierską Partią Sprawiedliwości i Życia, która jednak - co Unia Europejska przyjęła z ulgą - nie przekroczyła 5-procentowego progu.

Wynik wyborów można zapewne rozpatrywać jako porażkę odradzającego się nacjonalizmu węgierskiego. Orban od 18 miesięcy uderzał w ostre tony, wskrzeszając pamięć Wielkich Węgier.

Obrany przez Orbana styl mocnego przywództwa zaczął zatrącać o autorytaryzm. Oskarżano go o kumoterstwo i klientelizm. Niezgrabne interwencje - kontrola cen, preferencje narodowe i nawet nacjonalizacja - skaziły liberalną skądinąd politykę gospodarczą. Chociaż gospodarka dobrze się spisywała, rząd nie zdołał należycie spożytkować reform strukturalnych odziedziczonych po poprzednich rządach. (an)

węgryviktor orbansocjaliści
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)