Afganistan zdominował "szczyt" NATO w Krakowie
W czwartek w Krakowie rozpoczęło się dwudniowe spotkanie ministrów obrony NATO. Pierwszy dzień rozmów zdominowała sytuacja w Afganistanie i naleganie, by kraje Europy wysłały tam więcej żołnierzy. Pozostaje jednak pytanie, czy to wystarczy by wygrać wojnę?
Na dzień przed rozpoczęciem nieoficjalnego szczytu NATO w Krakowie prezydent USA Barack Obama zapowiedział, że pośle do Afganistanu dodatkowych 17 tys. żołnierzy. Wcześniej mówił o 30 tys. jednak prawdopodobnie przez kryzys finansowy i rosnącą niechęć amerykańskiego społeczeństwa do zaangażowania w wojnę w Afganistanie, musiał zredukować swoje plany. Obecnie stacjonuje tam około 23 tys. żołnierzy amerykańskich. Drugie tyle pochodzi z 41 innych krajów z całego świata – najwięcej z Wielkiej Brytanii (8,9 tys.), Niemiec (3,4 tys.) i Francji (2,9 tys.).
Gotowość do wysłania kolejnych wojsk zapowiedziała też Australia, jednak pod warunkiem, że również Europa zaangażują się mocniej w afgańską wojnę. Nalegali na to także szef Pentagonu i wysłannik USA do Krakowa, Robert Gates oraz szef NATO Jaap de Hoop Scheffer. - Musimy dostarczyć więcej żołnierzy, więcej szkoleniowców i więcej pomocy przy wyborach - mówił w Krakowie Scheffer. Tymczasem państwa starego kontyngentu nie kwapią się do zwiększania swoich kontyngentów.
Polska misja w Afganistanie liczy 1,6 tys. wojskowych, a minister obrony narodowej Bogdan Klich wykluczył możliwość jej zwiększenia. - Dodatkowych żołnierzy do Afganistanu nie zamierzamy wysyłać, a śmigłowce, którymi dysponujemy, to osiem sztuk i nie będziemy kupować nowych. Zapewnialiśmy też naszych sojuszników, że nie będziemy zmniejszać naszego kontyngentu, ponieważ niedawno został zwiększony z 1,2 do 1,6 tys. żołnierzy - powiedział Klich na konferencji podsumowującej szczyt ministrów obrony państw NATO w Krakowie.
Klich dodał, że podczas krakowskiego szczytu ze strony krajów NATO padło kilka deklaracji dot. rozmiarów obecności wojskowej w Afganistanie.
– Wycofanie polskiego kontyngentu nie jest najlepszym rozwiązaniem, bo zyskalibyśmy markę mało wiarygodnego partnera. Nie ma też sensu wysyłać do Afganistanu więcej żołnierzy, bo nie ma na to finansów – powiedziała Wirtualnej Polsce dr Joanna Modrzejewska-Leśniewska z Katedry Studiów Politycznych SGH - Należy raczej wzmocnić bojowo obecny kontyngent, żeby żołnierze byli lepiej przygotowani i mogli ewentualnie chronić polskich cywilów w Afganistanie.
Także Niemcy, które czekają we wrześniu wybory parlamentarne, prawdopodobnie nie zaryzykują niepopularnej decyzji o zwiększeniu liczebności swoich wojsk w Afganistanie. W dodatku w styczniu w internecie pojawiło się kilka nagrań, na których zamaskowani talibowie płynnym niemieckim grożą samochodami-pułapkami, jeśli Merkel nie wycofa Bundeswery z Afganistanu.
Szanse na dodatkowe wsparcie Amerykanie widzą we Francji, która chce wrócić do struktur wojskowych NATO. Byłby to właściwie gest symboliczny, bo Francuzi i tak uczestniczą w wielu natowskich operacjach. Jednak sytuacja nad Sekwana nie jest taka prosta. Przeciw powrotowi do NATO występują liderzy lewicowych i centrowych ugrupowań. Francuski rząd czeka też debata na ten temat w parlamencie, choć zgodnie z konstytucją prezydent nie jest do niej zobligowany. A premier Francois Fillon zagroził, że rozwiąże rząd, jeśli parlament nie zgodzi się na bliższą współpracę z NATO.
Pozostaje pytanie, czy wysłanie dodatkowych sił do Afganistanu pozwoli zachodnim koalicjantom wygrać wojnę? Według danych oenzetowskiej misji w Afganistanie UNAMA w 2008 roku zginęło tam najwięcej cywilów od czasu obalenia rządów talibów i aż o 40% więcej niż rok wcześniej. „Ile jeszcze wesel trzeba zbombardować, aby zwyciężyć” – pytał na łamach środowego wydania „Gazety Wyborczej” Roman Kuźniar, doradca ministra obrony narodowej Bogdana Klicha. „Konieczna jest kooptacja talibów do rozmów, a następnie do władz w Afganistanie. Talibowie pochodzą z miejscowej ludności i nie możemy do nich strzelać bez końca” – pisze dalej Kuźniar.
Takiej ewentualności nie wyklucza też dr Modrzejewska-Leśniewska – Określamy talibami wszystkich, którzy „są przeciwko”, ale to nie jest jednolita siła. Część to rzeczywiście religijny radykałowie, ale to także małe lokalne grupy, które walczą o udział we władzy w swoim regionie i z nimi można rozmawiać. Jednocześnie pani politolog zaznaczyła, że nie można wykluczyć, iż ustępstwa mogą się skończyć próbą wprowadzenia szariatu w części regionów, jak to się stało w Pakistanie.
- Jeśli się powiedziało A, trzeba powiedzieć B. Jednak, żeby operację w Afganistanie doprowadzić do końca nie wystarczą siły militarne, niezbędne jest wsparcie finansowe sfery cywilnej. Realna pomoc, a nie jedynie jej zapowiedzi, która musi dotrzeć do Afgańczyków na prowincji, a nie tylko w Kabulu. Nie wystarczy zniszczyć upraw opium, z których utrzymuje się tamtejsza ludność. Trzeba takiemu rolnikowi dać coś w zamian - podsumowała pani politolog.
W piątek ministrowie mają m.in. rozmawiać o współpracy NATO z Ukrainą i Gruzją. Oficjalny szczyt Sojuszu odbędzie się w kwietniu tego roku.