Afera wokół Zełenskiego. "Przejdzie do historii jako jeden z największych błędów prezydenta"
Podczas gdy w Turcji trwa kolejna tura ukraińsko-amerykańskich rozmów dyplomatycznych, w Kijowie parlamentarzyści blokują mównicę, domagając się dymisji kluczowych członków rządu. Afera korupcyjna, która wstrząsa ukraińskimi elitami, "może mieć wręcz zbrodnicze skutki dla państwa" - ocenia politolog Nedim Useinow, ekspert od Ukrainy i relacji transatlantyckich.
Według Nedima Useinowa, pochodzącego z Krymu politologa i eksperta z think tanku The German Marshall Fund of the United States (GMF), skandal wybuchł w najgorszym możliwym momencie. Na froncie wojny z rosyjską inwazją Ukraina traci kolejne tereny we wschodniej części kraju, nasilają się rosyjskie ataki dronowe na miasta. Prezydent Wołodymyr Zełenski poleciał do Turcji, aby wraz z prezydentem tego kraju oraz delegacją amerykańską omówić nowe punkty planu negocjacji pokojowych z Rosją.
Według Useinowa, atmosfera wokół rozmów staje się "toksyczna", a skandal korupcyjny poważnie ogranicza pole manewru dyplomatycznego Kijowa. - Donald Trump czy jego ludzie wykorzystają teraz bardzo brutalnie fakt kolejnego osłabienia Ukrainy: zarówno aferę korupcyjną, jak i utratę kolejnych terytoriów na wschodzie. Zrobią to po to, by zmusić Ukraińców do większych ustępstw - przewiduje ekspert.
- Sądzę, że skandal korupcyjny w takim momencie przejdzie do historii jako jeden z największych błędów prezydenta Zełenskiego. W otoczeniu prezydenta musieli wiedzieć o tej aferze. To trzeba nazwać po imieniu: to jest wręcz zbrodnicze niedbalstwo. Teraz błąd popełniony świadomy lub nie, który z punktu widzenia przyszłych rozliczeń zajmie jedno z najwyższych miejsc w ocenie działań Zełenskiego i jego otoczenia - mówi politolog.
Czarzasty o zakazie alkoholu w Sejmie: damy sobie radę
Afera korupcyjna i burza wokół Zełenskiego
Zdaniem rozmówcy Wirtualnej Polski, to moment prawdy dla Zełenskiego i pytanie, jak zareaguje.
- Niestety, jak widzimy, Zełenski próbuje nic z tym nie robić. Wydaje mu się, że jeśli osiągnie jakieś sukcesy w rozmowach w Turcji, na przykład dużą wymianę jeńców lub ogłosi nowe wielkie kontrakty zbrojeniowe, to uda się tę aferę wyciszyć. Nie uda się. On wciąż w to wierzy, ale to złudzenie - ocenia Useinow.
Ekspert przypomina, że prezydent Zełenski doszedł do urzędu dzięki hasłom walki z korupcją i nepotyzmem. Doskonale pamiętają to wyborcy i domagają się dotrzymania obietnic.
W Ukrainie trwa polityczne trzęsienie ziemi. Ukraińskie i amerykańskie media od kilku dni piszą, że w Waszyngtonie panuje ostrożność co do potencjalnych spotkań z szefem Biura Prezydenta Andrijem Jermakiem, wobec którego pojawiły się podejrzenia, iż znał kulisy afery korupcyjnej. Portal Ukraińska Prawda informuje, że kluczowi urzędnicy z otoczenia Zełenskiego doradzają prezydentowi rozważenie dymisji Jermaka po zakończeniu śledztwa. Sam Jermak potwierdził jednak, że towarzyszy Zełenskiemu podczas spotkań delegacji do Turcji.
Tymczasem 19 listopada mównica Rady Najwyższej była blokowana przez deputowanych opozycyjnej partii Europejskiej Solidarności, która domaga się dymisji całego rządu. Jak podaje agencja UNIAN, w środę parlament ma rozpatrzyć rezygnacje ministra sprawiedliwości Hermana Haluszenki oraz minister energetyki Switłany Hrynczuk, powiązanych ze skandalem korupcyjnym wokół państwowego giganta Energoatom. Blokada mównicy rozpoczęła się już dzień wcześniej i doprowadziła do przerwania posiedzenia.
Czy polecą głowy?
- Przewiduję w najbliższym czasie bardzo silne perturbacje w obozie prezydenta Zełenskiego. Po stronie społeczeństwa obywatelskiego, ale także części elit politycznych - w tym tych najbliższych Zełenskiemu - narasta potrzeba rozliczeń. Również opozycja otwarcie domaga się, by poleciały głowy. I wszystko wskazuje na to, że oczywistą osobą do poświęcenia staje się dziś Jermak - ocenia Useinow.
- Jeśli Jermak rzeczywiście zostanie odwołany, to nie skończy się na jednej dymisji. W jego cieniu mogą polecieć kolejne głowy - czy to w rządzie, czy w kancelarii, czy szerzej w administracji prezydenta. Możliwe są poważne przetasowania na wysokich szczeblach - dodaje.
- Najbliższe dni pokażą, jak głęboki będzie to wstrząs. Widać, że Zełenski desperacko próbuje przynieść jakiś polityczny sukces, który mógłby przykryć skalę afery korupcyjnej i towarzyszącego jej skandalu - podsumowuje ten wątek nasz rozmówca.
Afera Midas, czyli druga wojna w Ukrainie - z korupcją
Afera "Midas" nie tylko wstrząsnęła ukraińską opinią publiczną, lecz także podważyła reputację państwa przed najważniejszym sojusznikiem USA. Według ustaleń śledczych z Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NABU), realizacja kontraktów na odbudowę infrastruktury energetycznej była obciążona 10-15 proc. łapówkami. Z systemu miało w ten sposób zniknąć około 100 mln dolarów.
Skandal wybuchł w momencie, gdy rosyjskie ataki na infrastrukturę energetyczną zabijają nawet pracowników państwowych spółek, którzy bohatersko starają się utrzymać sieć energetyczną działaniu. W Kijowie mówi się o "obrzydliwym" procederze, podcinającym wysiłek wojenny.
Useinow podsumowuje, że Ukraina w praktyce prowadzi dziś dwie wojny - "jedną przeciwko rosyjskiej agresji, a drugą przeciwko własnemu systemowi skorumpowanych elit". - Dwie instytucje antykorupcyjne, NABU i prokuratura, stworzone przy wsparciu Unii Europejskiej i Zachodu, mogą stać się początkiem oczyszczenia obozu władzy, tego przegniłego systemu, który od lat jest przeżarty korupcją - ocenia w ostrych słowach Useinow.
- Problem polega na tym, że korupcja paraliżuje wysiłek obronny Ukrainy. W czasie wojny takie rzeczy wypływają wszędzie, nawet w najbardziej demokratycznych państwach, bo ludzi chciwych nigdy nie brakuje. Ale w przypadku Ukrainy kluczowe jest to, jak reaguje władza wykonawcza i sądownicza - podkreśla.
- Jeśli prezydent Zełenski nie będzie przeszkadzał NABU i pozwoli śledczym dokopać się tak głęboko, jak trzeba - nawet jeśli uderzy to w jego najbliższe otoczenie - ma szansę obronić swoją reputację. Jeśli jednak zacznie bronić swoich ludzi i swojego obozu, tylko bardziej się skompromituje. A kolejne wybory, kiedykolwiek się odbędą, z pewnością wówczas przegra - dodaje rozmówca Wirtualnej Polski.
W środę ukraińskie media ujawniły kolejne doniesienia dotyczące afery korupcyjnej. Detektywi Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy podejrzewają biznesmena Timura Mindicza o stworzenie organizacji przestępczej, "pranie" pieniędzy pochodzących z działalności przestępczej oraz o nielegalne wywieranie wpływu na byłego ministra obrony, a obecnie sekretarza Rady Bezpieczeństwa, Rustema Umerowa.
Umerow tuż przed wybuchem skandalu wyjechał za granicę, co wzbudziło podejrzenia, że próbuje się ukryć. Jednak w środę za pośrednictwem swojego rzecznika prasowego oświadczył, że powróci do kraju 20 listopada.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski