Skandal w Ukrainie. "Złość i smutek. Ta afera może zachwiać władzą"
Narodowe Biuro Antykorupcyjne Ukrainy poinformowało w piątek, że przez ręce osób zamieszanych w proceder korupcyjny w ukraińskim sektorze energetycznym "przeszło około 100 mln dolarów". Agenci podążają śladem łapówek, a kwota może być znacznie wyższa. Symbolami afery stały się zdjęcia z domu podejrzanego. Widać na nich sejf wypełniony po brzegi dolarami i pokrytą złotą powłoką muszlę klozetową.
- Nigdy nie chciałem używać słów, że Ukraina jest zepsutym krajem. Ale dziś wielu ludzi tak właśnie mówi. Złość i smutek są ogromne, bo ta afera może zachwiać władzą i relacjami z Zachodem - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską Borys Tynka, polski przewodnik turystyczny mieszkający w Krakowie, a pracujący w Odessie w Ukrainie.
W cieniu okrutnego ataku na Kijów (po nocnym uderzeniu 430 dronów zginęły cztery osoby) i walk na froncie Ukraina od kilku dni żyje przede wszystkim wynikami operacji antykorupcyjnej "Midas". Temat łapówek w przedsiębiorstwie Energoatom dla wielu zwykłych Ukraińców jest dziś ważniejszy niż wojenne komunikaty. Dowiedzieli się, że ich państwo, choć wydawało krocie na ochronę infrastruktury energetycznej, jednocześnie pozwalało, by 10-15 proc. wartości kontraktów trafiało w formie łapówek do prywatnych kieszeni urzędników i polityków.
Dyrektor Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy Semen Krywonos osobiście poinformował dziennikarzy, że przez ręce podejrzanych mogło przejść nawet około 100 mln dolarów. Teraz - jak zapowiada NABU - agenci koncentrują się na odtworzeniu pełnej ścieżki tych pieniędzy. Śledczy sprawdzają, czy środki zostały wytransferowane za granicę, zamienione na kryptowaluty, ulokowane w nieruchomościach lub innych aktywach, czy też pozostają na kontach zagranicznych.
Scena jak z filmu akcji. Moment brawurowego ataku w powietrzu
- Wiadomo, że dzisiaj trochę więcej mówi się o Kijowie, bo był bombardowany. Ale generalnie od kilku dni mówi się wyłącznie o tej aferze - podkreśla nasz rozmówca. Powołuje się na wiadomości od ukraińskich znajomych.
- Po raz pierwszy od dawna korupcja stała się dla zwykłych Ukraińców ważniejsza niż doniesienia z frontu, choćby dramat wydarzeń wojennych w Pokrowsku. W takich zwykłych rozmowach to temat numer jeden. Ludzie są wściekli, zmartwieni, ale też bardzo rozczarowani. To jeden z najtrudniejszych momentów dla Ukrainy w ostatnich latach - opowiada.
"Jak ma się czuć żołnierz w okopie?"
Skandal, który objął już kręgi rządowe i biznesowe, może zachwiać zarówno ukraińską polityką, jak i relacjami z partnerami zachodnimi. Wielu Ukraińców obawia się, że sprawa uderzy w wizerunek państwa, właśnie teraz, gdy zabiega o kolejne pakiety wsparcia.
Według Tynki, najmocniej skandal uderzył w społeczne morale, a w kraju prowadzącym wojnę od prawie czterech lat to szczególnie bolesne. - Jest wielka złość, ale też smutek. Wystarczy pomyśleć o ukraińskim żołnierzu w okopie - mówi Tynka. - Obok niego ginie kolega, komuś urywa rękę czy nogę. Rodzina tego żołnierza jest w Kijowie albo Odessie, gdzie nie ma ogrzewania, bo są problemy z energetyką. I nagle wychodzi na jaw, że politycy związani z sektorem energetycznym brali kolosalne łapówki - mówi polski przewodnik.
- To nie jest motywacja, to jest czysta demotywacja, zniechęcenie. Widać to bardzo wyraźnie. Ludzie zadają sobie pytanie: jak to możliwe w czasie wojny? - podkreśla.
"Wojna trwa, a korupcja ma się świetnie". Ukraina na zakręcie
Zdaniem naszego rozmówcy, to kolejny dowód, że problemu korupcji nie udało się wykorzenić, nawet w warunkach skrajnego zagrożenia państwa. - Przepraszam, nigdy nie chciałem używać tego słowa, ale to jest dowód, że Ukraina wciąż jest zepsutym krajem - mówi. - Korupcja miała zostać wypleniona, szczególnie w czasie wojny. Ukraina powinna świecić przykładem, a tymczasem dzieje się odwrotnie - grzmi.
Afera, którą służby antykorupcyjne określają kryptonimem "Midas", ma potencjał stać się jednym z największych politycznych wstrząsów od czasu rosyjskiej inwazji. W Kijowie spekuluje się, że może poważnie skomplikować relacje ze strategicznymi partnerami na Zachodzie.
"Wspieramy Ukrainę. Wraz z prezydentem Zełenskim i naszymi międzynarodowymi partnerami kontynuujemy wysiłki na rzecz osiągnięcia trwałego pokoju. Oczekujemy, że Ukraina będzie kontynuować działania antykorupcyjne i reformy w swoim kraju" - zapewnił we wpisie na portalu X kanclerz Niemiec Friedrich Merz.
Do afery korupcyjnej, która wstrząsnęła Ukrainą, odniósł się też w "Gościu Wydarzeń" w Polsat News minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. - Najprostszym sposobem na utratę poparcia Zachodu jest tolerowanie w Ukrainie korupcji. (...) Jeśli Ukraina miałaby tolerować korupcję, to do Unii Europejskiej nie wejdzie - powiedział szef polskiej dyplomacji. Podkreślił, że tego dotyczyła jego ostatnia rozmowa z wicepremierem Ukrainy.
Afera "Midas", którą NABU ujawniło 10 listopada, to największy skandal korupcyjny w czasie wojny. Według śledczych, chodzi o zorganizowaną defraudację środków w państwowym Energoatomie. Zatrzymano już pięć osób, a dwie - uznawane za kluczowych uczestników procederu - uciekły z kraju tuż przed przeszukaniami. W następstwie śledztwa zdymisjonowano ministra sprawiedliwości Hermana Hałuszczenkę, a prezydent Zełenski nałożył sankcje na biznesmenów Timura Mindycza i Ołeksandra Zukermana.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski