Afera w Ministerstwie Sprawiedliwości. Emilia ujawnia: przelewy pod dziwnymi tytułami
Od 3 do 4 tys. zł miała otrzymać w zamian za hejtowanie sędziów przeciwnych obozowi władzy Emilia Sz. Kobieta zdecydowała się ujawnić, w jaki sposób dostawała wynagrodzenie za współdziałanie z ludźmi z Ministerstwa Sprawiedliwości.
Po dymisji wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka i jego współpracowników "Emi" nie przestaje mówić i przekazuje kolejne informacje. Zdecydowała się wyjaśnić, w jaki sposób otrzymywała pieniądze za szkalowanie prof. Krystiana Markiewicza, szefa Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia czy prezes Sądu Najwyższego Małgorzatę Gersdorf.
Emilia Sz miała dostawać pieniądze od sędziego Arkadiusza Cichockiego, ale z rozmów z nim wynikało, że wcześniej robiono "zrzutkę". -
Najpierw miała być po 100 zł od każdego sędziego, który był na tym wspólnym czacie, potem pisali o 150 zł po podwyżce - mówi w rozmowie z "Super Expressem" "Emi".
- Ukrywali, że dają mi kasę. W sumie dostałam 3-4 tys. zł - dodaje.
Zobacz też: Bartłomiej Sienkiewicz o aferze w ministerstwie. Przytoczył żart Jerzego Kryszaka
Kobieta ujawnia też, że pieniądze wpływały na jej konto jako przelewy "pod dziwnymi tytułami". Precyzuje, że chodziło m.in. o zwrot kosztów pomocy medycznej oraz składki.
- Wpłaty miały wynosić od 300 do 1,2 tys zł - stwierdza kobieta. Reporterom "SE" wyjaśnia również, że otrzymała kwiaty od sędziego Cichockiego, ale nie było to związane ze współpracą w internecie.
"Emi" zaprzecza też, aby miała kontakty z ministrem Zbigniewem Ziobrą.
Kobieta w obawie przed zemstą wciąż się ukrywa.
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl