ABW kontra WSI – gry i zabawy szpiegów polskich
Mamy festiwal służb specjalnych. Najpierw dostało się Zbigniewowi Siemiątkowskiemu, obecnemu szefowi Agencji Wywiadu, byłemu szefowi UOP. Raz w sprawie Orlenu, a także na okoliczność wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który nakazał przywrócenie do pracy zwolnionych przez Siemiątkowskiego i Barcikowskiego oficerów UOP. Potem padło na szefa WSI,
gen. Marka Dukaczewskiego.
04.05.2004 07:50
Dukaczewski także dostał dwa uderzenia. Pierwsze – kiedy media ujawniły, że zgłaszał zastrzeżenia do generalskiej nominacji wiceszefa ABW, płk. Mieczysława Tarnowskiego. Drugie – gdy „Rzeczpospolita” napisała, powołując się na poprzednika Dukaczewskiego, gen. Tadeusza Rusaka, że w Kancelariach Prezydenta i Premiera pracuje kilkunastu oficerów WSI pod tzw. przykryciem.
Czy ktoś gra służbami, czy też one grają same? A jeżeli grają służby, to które? Na te pytania można tylko próbować odpowiedzieć. Aczkolwiek nie sposób nie zauważyć, że awantury wybuchające wokół służb specjalnych w wielkim stopniu mają charakter sezonowy. Każda zmiana władzy, przesilenie polityczne, perspektywa nowego rozdania kadrowego owocują mniejszymi lub większymi aferami i oskarżeniami. Jakąś grą.
I wszystko wskazuje, że tak jest i teraz.
Rozdanie cywilne
Jeśli chodzi o cywilne służby specjalne, mamy tu przynajmniej trzy ośrodki, które próbują coś ugrać. Pierwszy jest skupiony w Platformie Obywatelskiej, wokół Jana Rokity i Konstantego Miodowicza. Drugi to PiS, gdzie rolę wykonawcy zamierzeń braci Kaczyńskich odgrywa Zbigniew Wassermann. Trzecim ośrodkiem jest grupa byłych funkcjonariuszy UOP, skupiająca się w Stowarzyszeniu Magnum oraz wokół byłego szefa UOP, Zbigniewa Nowka.
Łączy ich jedno – krytyka obecnych służb i zapowiedzi, że po przejęciu władzy przez koalicję PO-PiS w ABW i Agencji Wywiadu zostaną przeprowadzone czystki. Dzielą – pomysły, jak to wszystko ma wyglądać, czyli kto dostanie więcej z tego tortu.
W każdym razie, póki co, w sprawie przyszłości służb cywilnych najwięcej do powiedzenia mają Jan Rokita i jego przyjaciel z czasów studenckich, Konstanty Miodowicz. Obaj działali w NZS i organizacji Wolność i Pokój. Po roku 1989 Rokita poszedł do polityki, a Miodowicz, a także inni chłopcy z ich paczki – Bartłomiej Sienkiewicz, Wojciech Brochwicz i Marek Sadowski – do nowo tworzonego UOP.
Te więzi sprzed kilkunastu lat przetrwały. Tygodnik „Wprost”, pisząc parę miesięcy temu o sztabie Rokity, na eksponowanych miejscach wymienił nazwiska Miodowicza, Sienkiewicza, Brochwicza i Sadowskiego. I trudno wątpić, że w przypadku zwycięstwa PO te osoby nie będą decydowały o służbach specjalnych. W kręgach PO mówi się otwarcie, że w przypadku zdobycia władzy zostanie odtworzona instytucja ministra koordynatora ds. służb. I to stanowisko obejmie Miodowicz. Szefem Agencji Wywiadu ma być Bartłomiej Sienkiewicz (ma za sobą stanowisko zastępcy szefa wywiadu, no i długie szefowanie Ośrodkowi Studiów Wschodnich). Natomiast ABW, w myśl tych zamierzeń, ma być podzielona na Agencję Kontrwywiadu (jej szefem byłby Wojciech Brochwicz) oraz Agencję Antykorupcyjną.
AA powstałaby z Zarządu Ochrony Ekonomicznych Interesów Państwa ABW i z CBŚ. Kto byłby jej szefem? Tu padają różne nazwiska. Także Zbigniewa Nowka, bo z jego grupą Rokita z Miodowiczem będą musieli się ułożyć.
Pytanie tylko, na jakich warunkach. Najpewniej na takich, jak ułożył się Zbigniew Siemiątkowski z organizacją grupującą byłych funkcjonariuszy UOP, zwolnionych w latach 1997-1998. Z grupy kilkuset osób do służb wróciło kilkanaście, tytułem spłacania starych długów. Reszcie podziękowano... Ten wariant jest o tyle prawdopodobny, że powrót „nowkowców” do służb w dużym stopniu by je zdestabilizował, a przede wszystkim stworzyłby strukturę zupełnie niezależną od kierownictwa...
Wzięciem Agencji Antykorupcyjnej zainteresowane jest również PiS. Ale czy ją dostanie? Jedni politycy Platformy zapewniają, że jest to pomysł na koalicjanta i na podział zadań w przyszłym rządzie – Platforma zajęłaby się gospodarką, finansami i sprawami międzynarodowymi, PiS – bezpieczeństwem. Drudzy pukają się w czoło, przypominając, jak Lech Kaczyński „powiózł” działaczy PO w Warszawie przy okazji tzw. afery mostowej.
Pamiętajmy też, że owo dzielenie służb specjalnych odbywa się w cieniu dawnych spraw. Bracia Kaczyńscy pamiętają sprawę „szafy płk. Lesiaka” i to, że funkcjonariusze kontrwywiadu zrywali plakaty informujące o demonstracji PC 4 czerwca 1993 r. Lech Kaczyński ma także na pieńku ze Zbigniewem Nowkiem – to przecież z jego powodu, po aresztowaniu przez prokuraturę szefa delegatury UOP w Katowicach, odszedł ze stanowiska ministra sprawiedliwości. Swoje krzywdy pamięta też Zbigniew Wassermann, który w czasach Lecha Kaczyńskiego zawsze był p.o. prokuratorem krajowym, bo Nowek nie dał mu certyfikatu dopuszczenia do tajemnicy.
Jeśli więc chodzi o służby cywilne, układ sił dopiero się tworzy, i tak chyba należy rozumieć falę mniejszych lub większych afer, które ostatnio się pojawiły w tym obszarze – jako przygotowanie do decydującej batalii.
Rozdanie wojskowe
Chociaż, jak wiele na to wskazuje, wyniki tej batalii mogą zostać określone na innym polu – w batalii o WSI. Tu na stół rzucono dwie sprawy. Najpierw dowiedzieliśmy się, że gen. Dukaczewski blokował generalską nominację wiceszefa ABW, płk. Tarnowskiego. Potem mieliśmy w „Rzeczpospolitej” wielki artykuł o WSI, który wywołał burzę.
W obu przypadkach sprawy rozdmuchały media. Informację o Tarnowskim jako pierwsza podała stacja TVN. Jeśli zaś chodzi o artykuł w „Rzeczpospolitej” – mimo wielkiej objętości poza słowami gen. Rusaka, że w Kancelarii Prezydenta i Kancelarii Premiera pracuje kilkunastu oficerów WSI pod przykryciem, w tym jeden o inicjałach G.R., nic w nim nie ma. Tzn. nie ma w nim nic, co nie byłoby wcześniej publikowane.
Za to jest gdzie indziej, bo zanim gazeta wydrukowała swój tekst, o WSI napisało „Wprost”, cytując wypowiedzi gen. Dukaczewskiego, udzielone... „Rzeczpospolitej”. Jakim cudem? Czyżby dziennikarze „Rzeczpospolitej” pisali swój artykuł razem z dziennikarzem tygodnika „Wprost”? A może był jakiś koordynator ich prac?
Pytań nasuwa się tu wiele i raczej nie spodziewajmy się na nie odpowiedzi... Podobnie jak trudno znaleźć odpowiedź na pytanie, jak to było z płk. Tarnowskim. A jest, chcąc nie chcąc, historią służb specjalnych III RP. Gdy w roku 1990 tworzył się UOP, Tarnowski był wiceszefem delegatury w Krakowie, to on współdecydował o weryfikacji esbeków i o tym, kogo przyjąć do nowych służb. Przez długie lata był postrzegany jako prawa ręka Tadeusza Rusaka (pierwszego szefa delegatury w Krakowie). Robił karierę w strukturach UOP, by za czasów Jerzego Buzka zostać zastępcą szefa tego urzędu.
Wtedy też, w roku 1999, Tarnowski składał oświadczenie lustracyjne, w którym pisał, że nie był informatorem PRL-owskich służb specjalnych. Potwierdziły to WSI (których szefem był Rusak). I nagle tuż przed nominacją generalską swoje zastrzeżenia zgłosił gen. Dukaczewski...
Dlaczego? Z naszych informacji wynikają rzeczy dziwne. Otóż pierwsze informacje, że Tarnowski mógł być w przeszłości współpracownikiem WSW, napłynęły z Krakowa. Byli oficerowie WSW zaczęli meldować, że przychodzą do nich miejscowi dziennikarze i wypytują. I są wprowadzeni w sprawę. Po tych sygnałach Dukaczewski polecił sprawdzić przeszłość Tarnowskiego. Co nie było proste, bo jeszcze zanim objął WSI, archiwa służb wojskowych zostały przekazane do IPN. W trakcie tego sprawdzania wpłynął wniosek o jego nominację. A wówczas – i to potwierdza Andrzej Barcikowski – Dukaczewski zadzwonił do niego z prośbą o trochę czasu...
No a potem sprawa została upubliczniona.
Kto więc utrącił generalską nominację Tarnowskiego?
Jest kilka teorii na ten temat, ale dwie wybijają się na plan pierwszy. Po pierwsze, mogli to zrobić jego dawni koledzy, z Tadeuszem Rusakiem na czele. Mając dostęp do materiałów IPN i dojścia do mediów, mogli bez problemów skonstruować kompromitującą intrygę. Pamiętajmy, że w środowisku dawnych oficerów UOP i WSI, którzy odeszli ze służby razem z Nowkiem i Rusakiem, Tarnowski jest uważany za zdrajcę. W swoim portalu internetowym piszą o nim tak: „Płk Tarnowski samodzielnie typował do zwolnienia poszczególnych szefów delegatur i dyrektorów biur oraz ich zastępców. Kolejny szef UOP, a później szef ABW, Andrzej Barcikowski, publicznie twierdził, że płk Tarnowski jako likwidator UOP był autorem list ponad 400 funkcjonariuszy do zwolnienia. My ze swej strony możemy dodać, iż płk Tarnowski osobiście odwoływał ze stanowisk wielu swoich ówczesnych kolegów. Mietku – wśród nas byli tacy, którzy twierdzili, że za stopień generała jesteś gotów zrobić wszystko, wielu jednak nie zgadzało się z tą tezą. Ostatnio
zaistniałe fakty, w tym zwłaszcza organizacja uroczystości wręczenia nominacji generalskich w dniu rocznicy powstania UOP, którego jesteś jednym z grabarzy, potwierdza podgląd tych z nas, którzy uważali, że Twoim największym marzeniem jest ubrać spodnie z lampasami”.
Tak więc ta wersja głosi, że Tarnowski nie został generałem w wyniku zemsty i nie ma tu znaczenia, czy rzeczywiście był informatorem WSW, czy nie. Druga wersja zakłada, że Tarnowski był rzeczywiście agentem służb wojskowych i że jego przeszłość została ujawniona przez zawistnych emerytów WSW, którzy nie mogli przeżyć, że ich „stuk” ma zostać generałem...
Są też inne wersje, ale w każdej z nich najważniejszym elementem jest ustalenie, czy Tarnowski był współpracownikiem WSW, czy nie.
Jeżeli był, to mamy gigantyczny skandal.
Otóż od jakiegoś czasu tygodnik „NIE” i „Trybuna” informują, że również Tadeusz Rusak był w czasach PRL współpracownikiem WSW. „NIE” podaje, że współpracę z WSW rozpoczął od razu jako TW, potem „na czele kompanii czołgów uczestniczył w pacyfikacji kopalni Wujek”, a w latach 80. „zbliżył się” do organizacji Viritim, założonej przez Bronisława Komorowskiego.
Jeżeli to wszystko jest prawdą, to okazuje się, że nie tylko opozycja demokratyczna w PRL była dogłębnie spenetrowana przez służby, lecz także Urząd Ochrony Państwa był tworzony przez agentów gen. Kiszczaka. Idąc tym tropem dalej, można zapytać: a może i Okrągły Stół?
Można zadać też kolejne pytania: jeżeli „papiery na Tarnowskiego” wypłynęły teraz, na kogo jeszcze mogą wypłynąć?
Sprawa Tarnowskiego (pod warunkiem że coś jest na rzeczy) bardzo łatwo może więc przekształcić się w kolejną szpiegomanię. I uderza ona bezlitośnie w środowisko krakowskie, to, które budowało służby specjalne III RP. A jak tłumaczyć w tym kontekście ostatnie wypowiedzi gen. Rusaka, który stwierdził, że w Kancelariach Prezydenta i Premiera pracuje kilkunastu agentów WSI?
Pętla wokół Rusaka
Zdaniem naszych rozmówców, ta sprawa ma przynajmniej dwa poziomy. Po pierwsze, Rusak zaatakował, bo poczuł się zagrożony. Po drugie, ktoś ten atak mu ułatwił. Bo miał w tym interes. Zagrożenie polega nie tylko na tym, że w różnych pismach pojawiają się artykuły, że w czasach PRL był współpracownikiem WSW.
Jest jeszcze parę spraw bardzo niewygodnych dla Rusaka. I znają je posłowie z Komisji ds. Służb Specjalnych. Są to sprawy związane z rozliczeniami PIT-ów – Rusak rozliczał się z żoną, mimo że od lat przebywa ona w Stanach Zjednoczonych. Dzięki temu płacił mniejszy podatek. Podobno też fałszował jej podpis. Jest jeszcze sprawa mieszkania jego konkubiny, które WSI od niej kupiły, płacąc powyżej ceny rynkowej.
Są też kwestie związane z inwigilowaniem polityków. Jak powiedział nam jeden z posłów sejmowej Komisji ds. Służb, te sprawy wychodzą na jaw jako efekt kontroli zarządzonej w WSI przez ministra obrony jeszcze dwa lata temu. Wychodzą bardzo wolno, ale pętla wokół Rusaka się zacieśnia i miał on powód do niepokoju. Dlatego zaatakował swoją firmę i gen. Dukaczewskiego, bo ich porażka może go uchronić. A czy skutecznie?
Marek Dukaczewski, pytany, co sądzi o rewelacjach Rusaka, odparł: „Będę prosił sejmową komisję, aby zażądała od Rusaka dowodów, które by potwierdziły to, co powiedział. Niech to udokumentuje. Bo to są bardzo poważne zarzuty”. Oczywiście, nikt nie ma wątpliwości, Rusak żadnych dowodów nie przyniesie. Ale przecież nie o dowody w tym wszystkim chodzi, lecz o atmosferę. Klasycznym tego przykładem było niedawne posiedzenie sejmowej komisji, podczas którego gen. Dukaczewski referował sprawę płk. Tarnowskiego. Otóż zanim jeszcze zdążył cokolwiek powiedzieć posłom, poseł Wassermann oświadczył dziennikarzom, iż „afera związana z nominacją generalską płk. Tarnowskiego potwierdza, że służby specjalne nie są w stanie funkcjonować pod obecnym kierownictwem”. Więc o to przede wszystkim w tej przepychance chodzi, kto w służbach, tych czy innych, będzie rządził. Czy ich, czy nasz? A reszta – przecieki, artykuły prasowe, oskarżenia, afery – to ozdobniki. Zwykły entourage.
Robert Walenciak