Absurdalna decyzja USA. Nowe okręty przerobią na żyletki
Szef marynarki wojennej USA uparcie broni karkołomnego planu zezłomowania części floty marynarki wojennej. Unicestwione mają być nawet takie okręty, które nie mają jeszcze trzech lat.
Szef amerykańskich operacji morskich, admirał Michael Gilday, zwrócił się do Komisji Sił Zbrojnych Izby Reprezentantów o zgodę na wycofanie ze służby części wojennych okrętów. Do demobilu przejść ma dziewięć jednostek, które nie są przygotowane na starcie z okrętami podwodnymi.
- Odmawiam wysłanie na misję takiego sprzętu, który nie byłyby w stanie śledzić wysokiej klasy łodzi podwodnej w dzisiejszym środowisku - stanowczo postawił sprawę Gilday. Jak informuje CNN, wysoki rangą dowódca powiedział również, że likwidacja okrętów nie wiąże się ze stratą, lecz pozwoliłaby marynarce zaoszczędzić około 391 milionów dolarów, zgodnie z proponowanym budżetem służby na rok 2023.
Rozrzutni Amerykanie. Zupełnie nowe okręty wojenne idą na złom
Jednak, jak wskazuje stacja, te "oszczędności" to tylko ułamek kosztów dziewięciu przybrzeżnych okrętów. Łącznie kosztowały one około 3,2 miliarda dolarów. Trzy z nich, USS Indianapolis, USS Billings i USS Wichita, zostały oddane do użytku w 2019 roku.
Sześć innych jednostek, które czeka emerytura, to jednokadłubowe Freedomy i Independenty. Zgodnie z planem marynarki wojennej z 2016 roku wszystkie warianty klasy Freedom zostały przeniesione do Mayport na Florydzie, głównie do użytku w operacjach na Oceanie Atlantyckim. Warianty klasy Independence powędrowały natomiast do San Diego i przeznaczone miały być do operacji na Pacyfiku. Teraz okazuje się, że niektóre z najnowszych okrętów US Navy nie nadają się do nowoczesnych działań wojennych.
W sprawie wyposażenia armii i wielkości budżetów na wydatki wojenne, ostatnie słowo będzie miał jednak Kongres. Zmniejszenie liczby okrętów wojennych może być decyzją nie do przejścia w chwili, gdy marynarka wojenna Chin powiększa swój potencjał. Ma dysponować w 2030 roku 460 jednostkami.