PolitykaAbp Sławoj Leszek Głódź chciał już "tylko spokojnie umrzeć", ale od polityki wciąż nie stroni

Abp Sławoj Leszek Głódź chciał już "tylko spokojnie umrzeć", ale od polityki wciąż nie stroni

Kiedy ostatnio rozmawiałem z abp. Sławojem Leszkiem Głódziem, to - z pewnym dystansem do siebie - stwierdził, że "teraz to już tylko chce spokojnie umrzeć i nic poza tym". W homiliach wciąż nie stroni jednak od wątków politycznych. W Święta Bożego Narodzenia ten temperament ponownie dał o sobie znać. Krytyki PO z jego strony można się było spodziewać, ale już kard. Kazimierz Nycz wyciągnął dłoń do okupującej salę plenarną Sejmu opozycji, ale ta jej nie podjęła.

Abp Sławoj Leszek Głódź chciał już "tylko spokojnie umrzeć", ale od polityki wciąż nie stroni
Źródło zdjęć: © PAP | Waldemar Deska

Platforma Obywatelska i Nowoczesna tuż przed Świętami Bożego Narodzenia skonfliktowały się z Kościołem. Wcale nie musi to być konflikt gorący i trały, ale pozostanie symbolicznie ważny i może pozostać po nim zadra.

Abp Głódź wbija szpilę w PO

Sięgnijmy do homilii abp. Głódzia z pierwszego dnia świąt.

Kościelna mowa bywa zawoalowana, ale u abp. Głódzia tylko w niewielkim stopniu. O ile w stwierdzeniach hierarchy, że „trzeba wspierać decyzje, które niwelują wieloletnie zaniedbania”, można się doszukiwać wsparcia dla programu rodzina 500+, to w już w innych zdaniach, jest kawa na ławę.

Kryzys parlamentarny - tu arcybiskup stawia jednoznaczną ocenę. - Paroksyzm (gwałtowny atak - red.) złych emocji nie ustaje. Wybuchły w parlamencie, wylały się na ulice, zdominowały media. Kto je śledzi, zdaje sobie chyba sprawę, o co toczy się gra - mówił hierarcha. Sam wątpliwości nie ma.

Podkreślał bowiem, że "nie można tego wielkiego dobra (wolnej Polski - red.) bezrozumnie wystawiać na niebezpieczeństwo", "osłabiać i negować wszystko, cokolwiek uczynią ci, których przecież u steru nawy państwowej postawiła swobodna wola wyborców". - Nie można odwracać znaczenie pojęć - mówił. A jak odwracać? Tu wyjaśniał, że nie można "obroną demokracji nazywać okupację sali sejmowej, a zamachem stanu - sprawowanie władzy przez zwycięskie ugrupowanie". - To jakaś przedziwna kakofonia. Niepojęta w porządku logiki - oceniał. I zaznaczał, że "w zdrowym systemie demokratycznym nie ma miejsca na opozycję totalną, bo stanowi jego zaprzeczenie, godną pożałowania karykaturę".

O Platformie Obywatelskiej jako "opozycji totalnej" mówił przewodniczący tej partii Grzegorz Schetyna. A skoro tak, to arcybiskup gdański wprost mówi, że przez PO polska demokracja jest chora, a sama Platforma jest karykaturą. Czy można mocniej wbijać szpilę w którąś z partii politycznych?

Aktualny metropolita gdański jest kojarzony z PiS, jest też wielkim zwolennikiem Radia Maryja. Inaczej niż jego poprzednik - nieżyjący już abp. Tadeusz Gocłowski był bliżej środowiska PO, a toruńską rozgłośnię krytykował. Dla Platformy taka zmiana w arcybiskupim pałacu nie mogła się spodobać. Stąd też kilka lat temu trwał nawet nieformalny bojkot mszy w Bazylice Mariackiej w Gdańsku , które prowadził arcybiskup Głódź. Nasilił się zwłaszcza po tym, jak Donald Tusk stwierdził, że nie PO będzie "klęczeć przed księdzem".

Głódzia ignoruje - jako autora kazań - także Lech Wałęsa. Pierwszy przewodniczący "Solidarności" cieszył się wielkim szacunkiem abp. Gocłowskiego. Wałęsie jednak nie po drodze z Głódziem, któremu zarzucał, że wręcz "bredzi" w swoich homiliach, gdy zaczyna mówić o polityce.

Na sympatię ze strony tej części hierarchii i duchowieństwa, które ma konserwatywne oblicze (dominujące w polskim Kościele), opozycja nie mogła i nie ma co liczyć. Czy jednak warto jej było zrażać do siebie i odtrącać bardziej zdystansowanych do polityki hierarchów? Otóż nie warto.

Kard. Kazimierz Nycz wyciąga dłoń do PO

Symbolem jest tu kard. Kazimierz Nycz - zdecydowanie jednak inna twarz polskiego Kościoła niż abp Głódź. Kardynał wyrósł w Krakowie i tam został uformowany. Dziś jest arcybiskupem warszawskim - bliżej mu do środowiska "Tygodnika Powszechnego" niż "Frondy". Nie raz narażał się środowisku PiS. W jaki sposób?

Choćby próbą przeniesienia krzyża smoleńskiego sprzed Pałacu Prezydenckiego do kościoła. To wciąż jest w PiS kardynałowi pamiętane z pewnym wyrzutem i pretensją.

Choćby próbą utemperowania publicznego zaangażowania ks. Stanisława Małkowskiego. Ten były kapelan "Solidarności" zasłynął odmawianiem egzorcyzmów przed Pałacem Prezydenckim, gdy głowa państwa był Bronisław Komorowski. A później w wywiadach bił w Komitet Obrony Demokracji stwierdzając, że "przynależności do KOD nie da się pogodzić z praktyką wiary katolickiej”.

O ile zatem PiS mogło śmiało liczyć na wsparcie ze strony abp. Głódzia, to już słowa kard. Nycza o kryzysie parlamentarnym, można uznać za nieco zaskakujące. Ale to sama PO jest tu sobie winna. Dla Nowoczesnej relacja z Kościołem jest mniej istotna, bo formacja ta jest światopoglądowo bardziej liberalna.

Na afront kardynała wobec opozycji nieco światła rzuca jego chęć zażegnania - przynajmniej na czas Świat Bożego Narodzenia. Metropolita warszawski dwa razy w odstępie kilku dni pojawił się w budynku parlamentu - raz na sejmowym opłatku, a po raz drugi na opłatku w Senacie. Sam marszałek Senatu Stanisław Karczewski mówił w czasie bezprecedensowej - tuż przed świętami - konferencji PiS, że obecność kardynała może być pomocna w skłanianiu opozycji do zaprzestania okupacji sali plenarnej. A kardynał publicznie z własnej woli zasugerował wcześniej, że może pojawić się w parlamencie kolejny raz, aby ostudzić emocje i doprowadzić do zakończenia protestu.

Nic jednak z tego. Kardynał przyszedł ponownie, ale opozycja została w sali plenarnej, by ja okupować.

W samej PO widać było jednak wyraźnie różnicę zdań. - Ludzie Schetyny, czyli stare wygi chcieli zakończyć protest, budując przy tym narrację, że coś jednak wygrali. Młodzi posłowie bliżsi Ewie Kopacz chcieli koniecznie kontynuować okupację i ta opcja ostatecznie zwyciężyła - mówi WP jeden ze znanych polityków Platformy. Po dyskusji na posiedzeniu klubu PO stanęło, że protest będzie konstytuowany do 11 stycznia.

Misja kard. Nycza się zatem nie powiodła.

W pełni zrozumiała jest religijna pobudka, którą zapewne dominowała w motywacji kardynała. Wszystko ma jednak też i wydźwięk polityczny. I tym wydźwiękiem jest to, że dla PiS hierarcha stał się w pewnym stopniu narzędziem podważającym sens protestu PO. Taki aspekt mają też słowa kardynała, że oto "jeżeli nie ma zupełnie jakichś nadzwyczajnych powodów, żeby nie można było przerwać tego bycia w Sejmie na czas świąt, to osobiście widziałbym i osobiście myślałbym, że to się powinno przynajmniej zawiesić. Dlaczego? Bo "jest to w jakimś sensie przeciwko świętom".

To musiało Platformę dotknąć. Tak wprost wyrażonej krytyki działań PO i Nowoczesnej opozycja mogła się nie spodziewać.

Im dalej, tym sens bardziej mglisty

Im dalej od absurdalnego wykluczenia posła Michała Szczerby z obrad Sejmu przez marszałka Marka Kuchcińskiego i im dalej od równie niemądrych zakusów tegoż marszałka, by, wypchnąć dziennikarzy z Sejmu, tym okupacyjny protest opozycji w sali plenarnej Sejmu staje się wątpliwy w oczach opinii publicznej.

Emocje były - tak. Zapewne wielu polityków miało nadzieję, że może to już czas przesilenia na scenie politycznej, a kilku pewnie miało pewność, że tak właśnie się dzieje. Ale nie. Święta wygasiły emocje polityczne, a w powietrzy pozostała niepodjęta przez opozycję ręka wyciągnięta przez kard. Kazimierza Nycza. Niepodjęta przez opozycję.

Bo kard. Nycza przed świętami rzucił na szalę własny autorytet, by spróbować rozwiązać - albo przynajmniej ostudzić - kryzys parlamentarny. I właśnie w tym można doszukać się owej wyciągniętej do opozycji ręki kard. Nycza. Dzięki niemu opozycja mogła wyjść z twarzą z tego tracącego impet i sens protestu okupacyjnego.

Opozycja tej ręki jednak nie podjęła. A 11 listopada, do kiedy PO i Nowoczesna chcą prowadzić okupację, sens tego strajku może już być dla ludzi tak mglisty, że strajkującym samym będzie się trudno w tej mgle odnaleźć.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (295)