W polskim Sejmie powstaje najnowsza ekranizacja kryminalnego hitu "Listonosz zawsze dzwoni dwa razy". Do tytułu twórczo zostanie dodane: "Chyba, że ma koronawirusa".
W skrócie o najsłynniejszej wersji (było ich kilka), tej z 1981 roku, w której zagrali Jack Nicholson i Jessica Lange.
Nick Papadakis (John Colicos) to odrażający, starawy typ, który kupił sobie młodą żonę. Cora (Lange) jest namiętna i piękna. Ma dość męża prowadzącego podupadający bar. Kobieta zakochuje się we włóczędze Franku Chambersie (Nicholson).
Nie od razu, ale z czasem lądują w łóżku, aż wióry lecą. Na drodze do pełni szczęścia kochanków stoi stary Papadakis...
Normalne życie według prezesa
Film Boba Rafelsona przypomina mi się za każdym razem, gdy włączam transmisję z Wiejskiej. Oczywiście każdy ma swoje skojarzenia, mi podoba się moje. Ileż tam namiętności, ileż czarnych charakterów, iluż rycerzy na białych koniach, którzy gotowi są zbawić mnie, maluśkiego suwerenka.
Niczym na rollercoasterze sytuacja zmienia się z minuty na minutę – od miłości do nienawiści, od nienawiści do miłości.
W roli Cory obsadziłem sobie roboczo byłego już wicepremiera Jarosława Gowina, szefa (?) partii Porozumienie. Nie dlatego, żeby był jakoś szczególnie urodziwy, ale dlatego, że od pięciu lat cierpi niezmiernie w politycznym związku z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim.
Oczywiście Cora-Gowin nie robi tego za darmo. Papadakis-Kaczyński (na pewno już rozszyfrowaliście, w jakiej roli wystąpi u mnie naczelnik) hojnie obdarowuje "koalicjanta".
Przez pięć lat, momentami "nie ciesząc się", Gowin i jego ludzie głosowali tak, jak im Kaczyński zagrał. Niby sygnalizowali czasem, że coś im się nie podoba, ba, że mogą mieć nawet własne zdanie, ale wystarczyło zmarszczenie brwi naczelnika i łapki szły w górę. Ta symbioza trwałaby w najlepsze, gdyby na targowisku w odległym chińskim Wuhan kilka osób nie zaraziło się koronawirusem.
Jak koronawirus z Wuhan rozszedł się potem na cały świat, wszyscy wiemy. Nie wiemy tylko, jak się to zakończy.
Na razie - w Polsce według PiS - nie dzieje się nic nadzwyczajnego.
Normalne życie się toczy. Siedzimy przed telewizorami w maseczkach, po zakupy wychodzimy w maseczkach, gdy biegamy, dostajemy mandaty (nie chronią przed tym maseczki), tak samo, gdy wychodzimy do lasu. Zapomniałem o rękawiczkach, choć jeszcze niedawno minister zdrowia mówił, że są zbędne, ale zmienił zdanie.
W tym "normalnym" życiu firmy upadają jedna za drugą, a ludzie zostają bezrobotnymi.
Zaprawdę, powiada Jarosław Kaczyński, nie dzieje się nic, co usprawiedliwiałoby wprowadzenie stanu klęski żywiołowej, a tym samym przełożenie majowych wyborów prezydenckich.
Nowe szaty Gowina
Takie bajki tylko w PiS i TVP. Suweren prezesowi może i uwierzy, ale nie uwierzył Jarosław Gowin. Wyczuł, że jak tak dalej pójdzie, to na jesieni Kaczyński nie tylko nie znajdzie kasy na pomoc Polakom, ale nie zostanie nic nawet dla wiernego "koalicjanta".
Ponieważ naczelnik ani myślał słuchać Gowina, który mówił mu, że 10 maja wybory nie mogą się odbyć, szef Porozumienia poszedł szukać w sejmie swojego Franka Chambersa.
Odział się Gowin na tę okazję w najlepsze szatki – marynarkę założył "z sumienia", koszulę z "narodu" i krawat "z historii" (z pamięci cytowane słowa pana byłego wicepremiera brzmiały mniej więcej tak, że są chwile gdy: "Staje się przed własnym sumieniem, staje się przed narodem, staje się przed historią").
Nie zapomniał wicepremier nawet o niewielkim listku figowym, za który robił prof. Andrzej Zoll. Jarosław Gowin w ostatnich latach jakoś nie słuchał profesora, gdy ten mówił, że PiS (razem z panem Gowinem, a jakże) na różne sposoby sponiewierał okrutnie konstytucję.
Teraz okazało się, że tak ogólnie, to Gowin profesora szanuje. I wciskał Chambersowi – w tej roli obsadzę całą opozycję - że musi zgodzić się na zmianę konstytucji.
A zmiana miałaby wyglądać tak, że prezydent "niezłomny" (sam tak się nazywa) Andrzej Duda będzie rządzić jeszcze przez dwa lata. A potem wybierze się kogoś już na normalną kadencję.
Ich Troje śpiewało: "A wszystko to, bo ciebie kocham/I nie wiem jak bez ciebie mógłbym żyć/Chodź! Pokażę ci czym moja miłość jest/ Dla ciebie zabiję się!". Prezydencie Andrzeju Dudo, proszę zwrócić szczególną uwagę na ostatnie zdanie.
Po tej małej dygresji wracam do Gowina. Jak szybko poszedł w zaloty do opozycji, tak szybko dostał kosza. Usłyszał, że jest prostszy sposób na przesunięcie wyborów. Wystarczy wprowadzić stan klęski żywiołowej.
Wrócił Gowin do Kaczyńskiego, pomrukując pod nosem, że on na wybory się dalej nie godzi. Pobrzękiwał szabelką przez kilka dni, ale coś poszło nie tak. Kaczyński-Papadakis (Grecy to uparty naród) nie zgodził się na stan klęski żywiołowej.
Nie wystraszył się gróźb "koalicjanta" i zarządził wybory korespondencyjne (kolejne złamanie konstytucji) dla wszystkich Polaków, bo przecież w kraju nie dzieje się nic nadzwyczajnego (udawać Greka – w tym naczelnik jest mistrzem).
Gowinowi odpadł wtedy nawet listek figowy. Żeby zachować resztę godności, podał się do dymisji, ale… jego Porozumienie dalej ma głosować ręka w rękę z PiS.
Znalazła się więc nasza sejmowa Cora w trudnej sytuacji. Za zdradę dostała od Papadakisa w twarz, a Chambers jeszcze nie był gotów przytulić jej do swojej piersi. Nie znaczy, że jej nie przytuli, bo Cora jest na to gotowa i widząc, że interes politycznego "męża" plajtuje, bardzo by chciała znaleźć jakieś mocne oparcie.
Jest jakiś problem? Chyba ten, że Chambers na razie nie ma dostępu do kasy. Ale to się wkrótce może zmienić.
Podpisuj pan śmiało
A co z listonoszem? Dwa dni temu zadzwonił do moich drzwi. Przyniósł list. Gdy chciałem pokwitować, spojrzał na mnie wystraszony zza maseczki.
- Mogę za pana podpisać? – spytał nieśmiało.
Spojrzałem na jego dłonie w rękawiczkach, zerknąłem na wysłużony długopis. Z ulgą jęknąłem w duchu na tę jego propozycję, a nonszalancko rzuciłem: - A podpisuj pan.
Spotkamy się znów przed 10 maja. Przyniesie mi kartę do głosowania. Sam pokwituje lub od razu wrzuci do skrzynki. O ile wcześniej tego wystraszonego człowieka koronawirus nie trafi, czego mu oczywiście nie życzę.
P.S.
Całej fabuły "Listonosz zawsze dzwoni dwa razy" nie zdradziłem. Powiem tylko, że bohaterowie nie żyli ani długo, ani szczęśliwie.