Świat61. rocznica wybuchu bomby atomowej w Hiroszimie

61. rocznica wybuchu bomby atomowej w Hiroszimie

61 lat temu, 6 sierpnia 1945 roku,
amerykańska superforteca B-29 zrzuciła na japońskie miasto
Hiroszima pierwszą z dwóch bomb atomowych, jakie do tej pory
świadomie użyto przeciwko żywym ludziom.

Obraz

Bomba eksplodowała na wysokości około 600 metrów. Wybuch był równoważny z detonacją 20 tysięcy ton trotylu, ale - w przeciwieństwie do eksplozji chemicznej - towarzyszyło mu dodatkowo zabójcze promieniowanie jonizujące.

Trudno ściśle ustalić, ile ofiar śmiertelnych pociągnął za sobą pierwszy w dziejach atak nuklearny. Najbardziej wiarygodne z japońskich szacunków mówią, że sam wybuch i skutki promieniowania spowodowały do końca października 1945 roku zgon 130 tysięcy mieszkańców Hiroszimy. Stale aktualizowana lista zmarłych przekroczyła już 200 tysięcy osób, gdyż choroba popromienna nadal zbiera swe tragiczne żniwo.

Hiroszima stała się fatalnym punktem stycznym dwóch historycznych procesów - rozwoju fizyki jądrowej i zbyt długo trwającej wojny światowej. Hitlerowskie Niemcy skapitulowały na dwa miesiące przed eksplozją pierwszej doświadczalnej bomby atomowej i nową broń można było zastosować już tylko przeciwko Japonii.

Decyzję, uruchamiającą program budowy broni nuklearnej ("Projekt Manhattan") prezydent USA Franklin D. Roosevelt podjął jeszcze 9 października 1941 roku - na dwa miesiące przed atakiem na Pearl Harbor i ponad rok przed uruchomieniem w Chicago pierwszego reaktora jądrowego. Prezydent uwierzył perswazjom fizyków z Albertem Einsteinem na czele, że budowa bomby atomowej jest technicznie możliwa, a jej wcześniejsze skonstruowanie przez wrogów USA miałoby tragiczne skutki.

Wysiłki elity amerykańskich i europejskich naukowców, wsparte dwoma miliardami ówczesnych dolarów, przyniosły zaplanowany efekt: 16 lipca 1945 roku na tajnym poligonie w stanie Nowy Meksyk eksplodowała pierwsza w dziejach bomba atomowa. W krótkim czasie gotowe były dwie następne, przeznaczone już do użytku wojskowego.

Sytuacja wojskowa Japonii była wówczas beznadziejna, ale sztab amerykański wciąż liczył się z koniecznością krwawej inwazji na japońskie wyspy. Na deklarację uczestników konferencji poczdamskiej z 26 lipca, że w razie kapitulacji Japończycy "nie zostaną zniewoleni jako rasa ani zniszczeni jako naród" Tokio zareagowało oficjalnym milczeniem. Japońskie próby szukania poufnego dialogu z aliantami za pośrednictwem Związku Radzieckiego okazały się dla obu stron nieprzekonujące.

W tej sytuacji prezydent Harry Truman i amerykańskie dowództwo wojskowe postanowiło użyć broni atomowej jako ostatecznego argumentu, który zmusi Japonię do natychmiastowej i bezwarunkowej kapitulacji. Amerykanie mieli wciąż w pamięci krwawe zdobywanie wysp Iwo-dzima i Okinawa w pierwszej połowie 1945 roku, co pochłonęło życie ponad 15 tysięcy ich żołnierzy i marynarzy.

Wbrew sugestiom niektórych współpracowników "Projektu Manhattan", prezydent i jego generałowie postanowili zrzucić bomby atomowe na Japonię bez jakiegokolwiek wcześniejszego ostrzeżenia. Rozkaz bombardowania Truman wydał w obliczu wiadomości, że krążownik "Indianapolis", który przetransportował przez Pacyfik uranowy rdzeń pierwszej bomby, poszedł na dno od torped japońskiego okrętu podwodnego, a wraz z nim ponad 800 marynarzy.

6 sierpnia, krótko przed godziną 3. w nocy, B-29 z bombą atomową wystartował z wyspy Tinian w archipelagu Marianów. Dowódca załogi, pułkownik Paul Tibbets, dzień wcześniej rozkazał wymalować na kadłubie bezimiennego dotąd bombowca imię i panieńskie nazwisko swej matki - "Enola Gay". Do ataku wybrano jako cele cztery miasta - Hiroszimę, Nagasaki, Kokurę i Niigatę. Lotniczy zwiad meteorologiczny doniósł, że tylko Hiroszima jest wolna od pokrywy chmur, co oznaczało dla niej wyrok śmierci.

O godzinie 8.15 w celowniku bombardiera "Enoli Gay" znalazł się umowny punkt zrzutu - most Aioi w centrum Hiroszimy. Bomba runęła w dziesięciokilometrową otchłań i po 43 sekundach eksplodowała. Kabinę samolotu zalał jaskrawy blask, zaraz potem kadłubem dwukrotnie wstrząsnęła potężna fala uderzeniowa.

Chłopcy, właśnie zrzuciliście pierwszą w historii bombę atomową - uspokoił swą załogę Tibbets. Po zawróceniu nad ocean powiedział do drugiego pilota Boba Lewisa: Sądzę, że to koniec wojny.

To ostatnie sformułowanie nie okazało się zbyt ścisłe - brak pożądanej przez Amerykanów oferty kapitulacyjnej sprawił, że w trzy dni później, 9 sierpnia, pilotowana przez majora Charlesa Sweeneya superforteca "Bockscar" zrzuciła bombę atomową na Nagasaki. Bliżej leżącą Kokurę znów uratowała pokrywa chmur. W porównaniu ze 130 tysiącami ofiar w Hiroszimie, bilans drugiej bomby był nieco mniej tragiczny - 74 tysiące zabitych i zmarłych do końca października.

W przeciwieństwie do zrzuconego na Hiroszimę "Chłopczyka" (Little Boy) z uranem 235, materiałem rozszczepialnym drugiej bomby, nazwanej "Grubasem" (Fat Man), był pluton. Awaria elektrycznej pompy wyłączyła z użytku część zbiorników paliwowych "Bockscar" i zamiast powrotu na Tinian, superforteca wylądowała na ostatnich kroplach benzyny na znacznie bliższej Okinawie.

W obliczu dwóch uderzeń atomowych i wypowiedzenia 8 sierpnia wojny przez Związek Radziecki, władze Japonii zdecydowały się na bezwarunkową kapitulację, co upokorzonemu narodowi oznajmił w orędziu radiowym cesarz Hirohito.

Hiroszima i Nagasaki chyba do końca istnienia ludzkości prowokować będą dyskusje na temat moralnych aspektów zbrojeń jądrowych i odstraszania nuklearnego. Jedno wydaje się pewne: postęp techniczny musiał tak czy inaczej doprowadzić do zbudowania broni jądrowej. Czy użycie tej broni przeciwko zapiekłej w oporze Japonii było słuszne i czy bomba atomowa uratowała potem (jak chcą niektórzy) świat przed trzecią wojną światową - na te pytania każdy musi znaleźć własną odpowiedź.

Źródło artykułu:PAP
rocznicajaponiabomba atomowa
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)