32-latek tworzył łańcuch życia i zmarł. Ekspert alarmuje
Jak powinniśmy się zachować, gdy widzimy, że ktoś tonie? - Jeżeli mamy do czynienia z osobą, która nie jest przeszkolona, nie wie, jak udzielać pomocy i przede wszystkim nie ma sprzętu typu bojka SP, pas węgorz, koło ratunkowe, to wzywamy pomoc. Jeśli widzimy ratowników WOPR, podbiegnijmy do nich, powiedzmy, że coś się dzieje. Jeśli mamy przy sobie telefon komórkowy, zadzwońmy na numer 601 100 100 czy 112. Operatorzy, którzy odbiorą od nas wezwanie, na pewno przekierują informację do służb, które będą w pobliżu i ruszą na ratunek osobie, której życie jest zagrożone - mówił w programie "Newsroom" WP Rafał Goeck z Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa. Prowadzący program Mateusz Ratajczak zapytał też eksperta o tragedię, do jakiej doszło w Jantarze. Zmarł tam 32-letni mężczyzna, który brał udział w łańcuchu życia. - Osoby, które utworzyły ten łańcuch - z informacji, które posiadam - nie były zawodowymi ratownikami WOPR, nie były przeszkolone. Zawsze była taka zasada, że na samym początku, czyli na plaży, dawało się "najsłabsze ogniwa", czyli zwykłych ludzi, a osobami na końcu łańcucha, które były zanurzone w wodzie powyżej klatki piersiowej, byli ratownicy WOPR - tłumaczył Rafał Goeck. Jak dodał, osobiście jest przeciwnikiem łańcuchów życia składających się tylko z osób nieprzeszkolonych. - Do ratownika, który wie, jak się zachować, ma się pełne zaufanie. On wie, co zrobić, jak łańcuch się przerwie, jak się pewnie trzymać, aby łańcuch cały czas utrzymywał się na wodzie. Osoba z zewnątrz, cywil, w moim mniemaniu jest słabszym ogniwem, które może gdzieś puścić łańcuch - tłumaczył gość WP.