25. rocznica pacyfikacji kopalni "Wujek"
Mija 25 lat od pogromu robotników w katowickiej kopalni "Wujek". 16. grudnia 1981 roku jednostka specjalna milicji pacyfikująca strajk okupacyjny użyła broni palnej. Dziewięciu górników zginęło, 21 zostało rannych.
16.12.2006 | aktual.: 16.12.2006 07:01
Historyk Adam Dziuba podkreśla, że w pacyfikacji "Wujka" brali udział ci sami milicjanci, którzy dzień wcześniej strzelali do górników z kopalni "Manifest Lipcowy". Zdaniem doktora Dziuby funkcjonariusze mogli czuć się bezkarni. Mówiono im, że milicyjne raporty trafią do kosza na śmieci. Zomowcy mieli więc zagwarantowaną bezkarność.
Zdaniem doktora Jana Żaryna użycie siły w "Wujku" nie było przypadkiem. Na użycie ostrej broni zezwalały przepisy stanu wojennego.
Z drugiej strony górnicy nie byli całkowicie bezbronni - mówi Adam Dziuba. Mieli trzonki od kilofów i długie pręty. Górnicy starali się, żeby ich broń była dłuższa od milicyjnych pałek. Przy kilkunastostopniowych mrozach pleksiglas, z którego zrobione były tarcze i osłony milicyjnych hełmów, pękał przy silnym uderzeniu. Górnicy rzucali w milicję metalowymi śrubami i oddziały ZOMO wycofywały się. W tej sytuacji milicjanci zaczęli strzelać.
Doktor Żaryn przypuszcza, że ważnym czynnikiem który zadecydował o użyciu broni był w tym przypadku strach. Historyk podkreśla jednak, że milicjantom zezwolono strzelać. Dowódcy lokalnych sił porządkowych w zależności od rozpoznania zagrożenia mogli dysponować każdym rodzajem broni - od pałki po czołgu.
Sprawa pacyfikacji kopalni "Wujek" toczy się przed sądem po raz trzeci. Po 14 latach procesów sąd wciąż nie wydał wyroku jednoznacznie wskazującego winnych zabójstwa górników.