Sprawa jest niejasna. To pionowa jaskinia, wysokości ok. 7 pięter, dostępna tylko z użyciem sprzętu alpinistycznego, tymczasem dziewczyna nie miała żadnego sprzętu. Jak mówią jej koledzy - po imprezie poczuła się źle i nie chciała wracać. Zostawili ją na mostku skalnym. Kiedy wrócili rano - leżała na dole ze strzaskaną głową - powiedział naczelnik grupy jurajskiej Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, Piotr van der Coghen.
Sprawą zajęła się już prokuratura.
Trzej towarzyszący dziewczynie koledzy podają się za sympatyków klubu wysokogórskiego z Katowic.
To w żaden sposób nie określa uprawnień, tylko profil zainteresowań. O tym, że to amatorzy, świadczy m.in. lina, jakiej użyli do wspinaczki powierzchniowej. Nie użyłby jej żaden grotołaz - dodał van der Coghen. (mp)