Dwa lata temu wykryto wirusa, który zmienił świat

Zaczęło się od masowych zachorowań na nieznane zapalenie płuc. Miejscowa służba zdrowia po chwili została przeciążona, brakowało łóżek, tlenu, a na ulicach leżały ciała. Kilka tygodni później ludzi zamknięto w domach, a świat obiegły zdjęcia z centrum miasta, gdzie mieszkańcom zaspawano drzwi, aby mieć pewność, że nie wyjdą na zewnątrz. Wtedy jeszcze nikt nie sądził, że w chińskim mieście Wuhan walczą z wirusem, który dotrze do wszystkich krajów świata i zabije ponad 5 200 000 ludzi.

Dwa lata temu wykryto wirusa, który zmienił świat
Dwa lata temu wykryto wirusa, który zmienił świat
Źródło zdjęć: © Barcroft Media via Getty Images | Barcroft Media
Mateusz Czmiel

04.12.2021 10:03

Gdy sytuacja z dnia na dzień w się pogarszała, lokalne władze próbowały tuszować epidemię. W liczącym 12 milionów mieszkańców Wuhan znalazła się grupa lekarzy, która próbowała ostrzec swoich kolegów po fachu przed niezbadanym wtedy wirusem. W tej grupie był okulista Li Wenliang. Lokalna policja skutecznie uciszała medyków, zastraszając ich i grożąc. Wszystko zmieniło się gdy Li Wenliang zmarł na COVID-19, a jego śmierć wzbudziła wśród chińskiego społeczeństwa olbrzymie poruszenie. Dopiero wtedy został zrehabilitowany i okrzyknięty narodowym bohaterem.

Liczne zaniedbania i próby tuszowania kryzysu przez władze Wuhanu - zdaniem krytyków - doprowadziły do rozwleczenia wirusa po całych Chinach, a później świecie. 11 stycznia chińskie media poinformowały o pierwszym przypadku śmiertelnym. Do końca miesiąca oficjalny bilans zgonów przekroczył 300.

Pierwszy twardy lockdown

23 stycznia chiński rząd ogłosił decyzję o wprowadzeniu surowego lockdownu w Wuhanie, a potem w kolejnych miastach prowincji Hubei. Nie działały biura i fabryki oraz urzędy, przestała kursować komunikacja miejska. Świat obiegły zdjęcia, ukazujące, jak grupy spawaczy blokują drzwi do mieszkań i klatek schodowych, aby mieszkańcy nie mogli opuścić budynków. Zablokowano też drogi wyjazdowe z miast.

Służba zdrowia już wtedy była na krawędzi zapaści. Zachodnie media opisywały historie ludzi z wysoką gorączką i zapaleniem płuc, odsyłanych od szpitala do szpitala z powodu braku miejsc. Wiele osób zmarło, zanim zostały przebadanych pod kątem koronawirusa. W szpitalach brakowało też sprzętu i personelu.

Decyzją władz w centrach konferencyjnych i halach sportowych powstawały szpitale polowe. W lutym 2020 roku pierwszych pacjentów przyjął budowany zaledwie 10 dni specjalny szpital dla osób z COVID-19.

"Pacjent zero"

Początkowo uwaga naukowców zajmujących się badaniem źródła, z jakiego mógł wywodzić się SARS-CoV-2, padła na osoby związane z targiem owoców morza Huanan, gdzie sprzedawano też dzikie zwierzęta. Jak ustalili naukowcy, pierwsze objawy mogły wystąpić u jednej ze sprzedawczyń już 10 grudnia.

Podejrzenia padły też na laboratorium Wuhańskiego Instytutu Wirusologii. To tam mieści się jeden z największych ośrodków badań nad koronawirusami nietoperzy.

Hongkoński dziennik "South China Morning Post" pisał jednak, cytując niejawne dane rządowe, że pierwsza osoba zachorowała już 17 listopada, a być może wcześniej.

Pochodzenie koronawirusa stało się kwestią polityczną i źródłem napięć w relacjach Chin z USA i innymi krajami Zachodu. Pekin twierdzi, że koronawirus niekoniecznie pochodzi z Chin i mógł tam przybyć na importowanych mrożonkach. Pojawiły się również badania sugerujące, że patogen krążył po świecie jeszcze zanim wykryto go w Wuhanie.

Światowa Organizacja Zdrowia zawiodła?

Wiadomość o nowej chorobie trafiła do Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) 31 grudnia. Wtedy WHO wychwyciła komunikat wuhańskiej komisji zdrowia o przypadkach "nietypowego zapalenia płuc". Chińskie władze informowały wtedy o 27 wykrytych zachorowaniach, ale według dokumentów przed końcem roku miało ich już być prawie dziesięć razy więcej.

14 stycznia WHO ogłasza, że chińskie władze "nie znalazły niezbitych dowodów na transmisję nowego koronawirusa z człowieka na człowieka". Organizacja ostrzegała przy tym przed "potencjalną zaraźliwością" pomiędzy ludźmi, ale to oświadczenie o braku dowodów przykuło największą uwagę, co do dziś wzbudza ogromne kontrowersje.

Walkę z epidemią w Wuhanie relacjonowali też niezależni chińscy dziennikarze, ryzykując reperkusje ze strony władz. Co najmniej kilkoro zostało później zatrzymanych, a jedną z nich, byłą prawniczkę Zhang Zhan, skazano na cztery lata więzienia za "wywoływanie kłopotów". Według informacji Radia Wolna Azja (RFA) Zhang podjęła w więzieniu strajk głodowy i w listopadzie 2021 roku była "bliska śmierci", ważąc mniej niż 40 kilogramów przy wzroście 178 cm.

Najsurowsze restrykcje na świecie

Zamknięte granice dla większości cudzoziemców, kwarantanna dla powracających z zagranicy trwająca 14, a w niektórych miastach nawet 56 dni, należały do najsurowszych restrykcji na świecie. Chiny dzięki temu opanowały największą falę pandemii już w marcu 2020 roku i od tamtego czasu wirus znajduje się pod kontrolą. Mimo iż szczepieniu poddano 3/4 ludności, to chińskie władze wciąż stosują zasadę "zero COVID" i stanowczo reagują nawet na pojedyncze przypadki zakażeń, by zdusić w zarodku sporadycznie pojawiające się ogniska choroby.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (115)