Nie było mowy o powodzi? "Czujniki przekazywały dane co 10 minut"
Janez Lenarcic, komisarz UE ds. zarządzania kryzysowego, poinformował w czwartek, że europejski system powiadamiania o powodziach Copernicus Emergency Management Service od 10 września przekazywał wczesne ostrzeżenia dla zagrożonych obszarów. Od 11 września alerty pogodowe dotyczące ulewnych deszczy na południu Polski i możliwości wystąpienia podtopień oraz powodzi wydawało i IMGW, i Rządowe Centrum Bezpieczeństwa. Tymczasem w środę, w wywiadzie dla TVP premier Donald Tusk stwierdził, że 13 września prognozy nie były alarmujące, nie było mowy o powodzi w Polsce. O te słowa premiera, w programie specjalnym WP, Michał Wróblewski zapytał przedstawiciela IMGW, synoptyka hydrologa Jana Szymankiewicza. - Z wyprzedzeniem chcieliśmy informować wszystkie służby, a także społeczeństwo, i myślę, że to się udało. Natomiast ta suma opadów, która wystąpiła na południu województwa dolnośląskiego, czy opolskiego, przekroczyła lokalnie 400 mm. Dla przypomnienia dodam, że średnia całoroczna suma opadów dla całej Polski wynosi 600 mm - odparł gość programu. - Notowaliśmy bardzo wysokie sumy opadów, rzeki szybko zareagowały. Susza, która poprzedziła tę powódź, wbrew pozorom nie sprzyjała sytuacji, gleba była na tyle przesuszona, że woda spływała po niej jak po podłożu kamiennym. Nie było tej przepuszczalności gleby, która mogłaby absorbować wodę - dodał. Tłumaczył, że do prognozowania zostały użyte systemy radarowe, obrazowania satelitarne. - Nasze dane z czujników były przekazywane co 10 minut. Nasze przygotowanie było dużo lepsze, niż w 1997 roku - stwierdził Jan Szymankiewicz.