"10 kwietnia zadanie przerosło wszystkich"
W samolocie najważniejszy jest kapitan. W przypadku lotu do Smoleńska zwyciężyła reguła z czasów Układu Warszawskiego, że przełożony ma zawsze rację. Jej ofiarą padli i Polacy, i Rosjanie. Z pilotem płk. Piotrem Łukaszewiczem rozmawia "Polska The Times".
08.04.2011 | aktual.: 08.04.2011 02:29
- Na pewno były problemy z przepływem informacji między stroną polską a rosyjską - widać to było choćby po tym, w jaki sposób na Okęcie docierały informacje o pogodzie w Smoleńsku. W rzeczywistości procedury obowiązujące na rosyjskich lotniskach wojskowych są w Polsce znane. W czasach gdy istniał Układ Warszawski, na wszystkich lotniskach tego paktu obowiązywały radzieckie procedury. W naszym kraju one uległy zmianie po tym, jak układ się rozpadł - ale w Rosji mogły się zmienić tylko w minimalnym stopniu - mówi płk. Łukaszewicz.
Jego zdaniem, w przypadku katastrofy decydująca okazała się inna kwestia: zadanie. - Wyraźnie widać było, że wszyscy, począwszy od dysponentów, poprzez planistów, na załodze i jej przełożonych skończywszy, mieli świadomość, jak ważne jest wykonanie tego zadania. Ta świadomość przysłoniła nie tylko wymogi proceduralne, ale w pewnym momencie wręcz uniemożliwiła podejmowanie racjonalnych decyzji. Wykonanie zadania stanęło ponad bezpieczeństwem lotu - uważa płk. Łukaszewicz.