Wstrząsający raport o rosyjskich zbrodniach na Ukrainie. "Mordują jak polskich oficerów w Katyniu"

- Podobnie jak polskim oficerom w Katyniu, tak teraz na wschodniej Ukrainie strzela się jeńcom w tył głowy. Robi to ten sam system, ten sam kraj. W jednym z dokumentów widać nawet, że powołują się na dekret prezydium Rady Najwyższej Związku Sowieckiego z 22 czerwca 1941 roku - mówi w rozmowie z WP współtwórczyni raportu: "Rosyjskie zbrodnie wojenne we wschodniej Ukrainie", posłanka PiS, Małgorzata Gosiewska.

Obraz
Źródło zdjęć: © chip.pl | youtube.com
Przemysław Dubiński

WP: Skąd wziął się pomysł sporządzenia raportu o zbrodniach rosyjskich na wschodniej Ukrainie i ile trwały wasze prace?

Małgorzata Gosiewska (poseł PiS): Prace trwały kilka miesięcy. Na zasadzie wolontariatu zaangażowało się w nie dwóch ekspertów z Polski. Pomagali nam też ukraińscy wolontariusze. Wszystko rozpoczęło się od moich wyjazdów na Wschód, szczególnie do strefy działań wojennych. Siłą rzeczy stykałam się tam z osobami, które były w niewoli. Ci ludzie po oswobodzeniu trafiali później w ukraińską próżnię. Nie dostawali żadnej pomocy finansowej czy psychologicznej, nikt nie chciał z nimi rozmawiać. W dużej części byli to ludzie z batalionów ochotniczych. Oni tak bardzo chcieli walczyć o ojczyznę, że gdy tylko udało im się wrócić do sprawności, to z własnej woli znów chcieli jechać na front. Pamiętam człowieka, który był snajperem i podczas tortur obcięto mu prawą rękę. Gdy tylko doszedł do siebie powiedział, że chce dalej walczyć i nauczy się strzelać lewą.

Jan Kowalski (pseudonim), były policjant, współautor raportu: Ukraina i wojna, która się tam toczy, jest zapomniana przez świat. Niewiele osób o niej mówi. Europa woli dyskutować o uchodźcach syryjskich. Tymczasem Ukraińcy potrzebują pomocy, trochę tak jak Polska w latach 80. Dlatego, gdy zgłosiła się do mnie Małgorzata Gosiewska, nie potrafiłem odmówić.

WP: Jaki był cel powstania raportu?

M.G: Mogłam te wszystkie historie opowiadać w polskich mediach. Uznałam jednak, że byłoby to niewystarczające. Wtedy przyszło mi do głowy, żeby zacząć zbierać informacje o sprawcach tych przestępstw. Chciałam by nie uszło im to płazem, by nie byli anonimowi i mieli świadomość, że spotka ich kara. Nasz raport pokazuje również, że zbrodnie są częścią świadomie stworzonego systemu. Natomiast odpowiedzialna za jego wprowadzenia jest Rosja.

J.K: Nie chcieliśmy dopuścić do tego, by świat przeszedł nad cierpieniem tych ludzi obojętnie, a oprawców nie spotkała sprawiedliwość. Powstało już kilka innych raportów, ale większość z nich skupiała się na przeżyciach ofiar. My skupiliśmy się na identyfikowaniu oprawców.

WP: W jaki sposób docieraliście do ofiar?

M.G.: Moja wcześniejsza działalność na Ukrainie i zaufanie, które zdobyłam sprawiły, że ludzie zaczęli mówić. Pierwsza ofiara, która zdecydowała się mówić znajdowała się w Kijowie. Ja tej rozmowy nigdy nie zapomnę. Był to pan w średnim wieku, o ciepłym, spokojnym spojrzeniu, którego torturowano w Słowiańsku. On w trakcie rozmowy zaczął się łamać i widziałam, jak ciężko było mu wracać wspomnieniami do tamtych wydarzeń. Ten człowiek przez tydzień czasu był więziony we wnęce 1x1,5 metra, w urągających godności warunkach. Raz na jakiś czas wypuszczano go, ale tylko po to, by podwiesić pod sufitem za ręce i tłuc pałkami po całym ciele.

J.K: Najtrudniej było zacząć, później zaczęły zgłaszać się do nas kolejne osoby lub w zeznaniach słyszeliśmy, że w danym miejscu mieszka ktoś, kto może powiedzieć nam więcej lub również był przetrzymywany.

WP: Co było najtrudniejsze w rozmach z ofiarami?

J.K: Zdobycie zaufania ofiar. Musieliśmy przekonać ich, że nie jesteśmy np. dziennikarzami, którzy szukają sensacji, a robimy to, by dać świadectwo zbrodni i doprowadzić do ukarania sprawców. Dla nich opowiadanie o tych wydarzeniach było potworną traumą i w pewnym sensie upokarzające. Zwłaszcza w przypadku kobiet. Byłem funkcjonariuszem służb, więc powinienem być przygotowany psychicznie, na to co mogę usłyszeć. Pomimo tego niektóre historie były dla mnie porażające. Mówię tu o kompletnym braku ludzkich odruchów wśród separatystów. Była to wręcz zwierzęca bezwzględność.

WP: W raporcie jest mowa o 70 ofiarach. To ułamek tego, co tam się działo...

M.G: Tego, co tam się dzieje. To trwa nadal. Opisane przez nas przypadki, to tylko kropla w morzu ukraińskiej rozpaczy. Cały czas zgłaszają się do nas kolejni ludzie. Są też ofiary, które do tej pory nie były w stanie mówić. Jedną z nich jest młoda dziewczyna, która trafiła w niewolę do separatystów. Tam przeszła piekło. Początkowo zgodziła się z nami porozmawiać, ale po pewnym czasie straciliśmy z nią kontakt. Nie potrafiła jeszcze raz zmierzyć się z tym cierpieniem. Mamy też wiedzę o młodych chłopcach, którzy zostali wykastrowani. W tej chwili nie mamy kontaktu ze świadkami tych zdarzeń, ale intensywnie ich szukamy. Tych spraw nie ma w raporcie, ale niewykluczone, że zostaną dodane.

WP: Wspomniała Pani o piekle, które przeszła ta kobieta. W raporcie nie ma jednak słowa o gwałtach.

M.G: Dlatego, że nie mamy świadków. Wiemy, że występowały gwałty, ale ludzie nie chcą z nami o tym rozmawiać. Jest to dla ofiar bardzo ciężkie.

WP: Kim były ofiary?

J.K: To byli ludzie z bardzo różnych środowisk. Często zwykli obywatele zatrzymywani dla okupu lub by ich okraść z całego dobytku. Byli to też żołnierze regularnej armii ukraińskiej oraz ochotniczych batalionów.

M.G: Torturowano też sanitariuszy, ludzi wożących jedzenie czy ubrania.

WP: Z raportu wynika, że oprawcy działali jak mafia. Mieli strefy wpływów, czasem wymieniali się jeńcami, którzy stanowili jakąś wartość.

M.G: To stwierdzenie byłoby zbyt dużym uproszczeniem. Można z niego wysnuć wniosek, że mamy tam do czynienia z nieskoordynowaną dziczą. Tymczasem te grupy przestępcze są elementem świadomie stworzonego tam przez Rosjan systemu. To, że wypuszczono kryminalistów i narkomanów z więzień, rozdano im broń i stworzono milicję, było przyzwoleniem na zbrodnie.

J.K: W wielu przypadkach chodziło o ograbienie ofiar. Znamy przypadek ofiary, która musiała przepisać separatystom dom, zakład fryzjerski, samochód i cały swój dobytek. Zanim to się stało była maltretowana w piwnicy. Dodatkowo oskarżono ją, że naprowadzała artylerię wroga na pozycje separatystów. W związku z tym przywiązano ją do słupa w Doniecku, owiniętą tylko w ukraińską flagę. Przeżyła tylko dlatego, że reporter "Washington Post" zrobił jej zdjęcie, które później obiegło cały świat.

WP: W raporcie pełno jest drastycznych opisów. Jak wyglądały tortury?

M.G: Po pierwsze ofiary były przetrzymywane w urągających godności człowieka warunkach. Sanitariaty często ograniczały się do butelki lub wykopanej jamy. Więźniów pozbawiano snu i znęcano się nad nimi psychicznie. Na tzw. "przesłuchaniach" byli bici, wkłuwano im igły pod paznokcie, odcinano kawałki ciała, a do rany sypano sól. Zdarzały się przypadki przypalania ofiar, wkładania do ust grzałki, postrzeleń i przebijania nożami kończyn. Symulowano również rozstrzelanie, zmuszano do zabicia kolegi lub patrzenia na jego śmierć. W miejscach kaźni podłoga była cała we krwi i zdarzało się, że leżały na niej trupy innych więźniów.

J.K: Opowiadano nam, że strażnicy byli cały czas pijani. Zdarzało się, że golili np. włosy kobietom, które sprzedawali, by mieć na wódkę. Dla ludzi, którzy zostali wychowani w cywilizacji zachodniej takie zachowania nie mieszczą się w głowie. Strażnicy "bawili się" torturując ludzi. Jak inaczej nazwać sytuację, w której separatysta każe kobiecie podejść do kraty i kopie ją tak mocno, że ta przetacza się na drugi koniec celi. Po czym znów każe jej podejść i sytuacja się powtarza. To wszystko na widoku innych więźniów. Zdarzają się też wyrachowane tortur, prowadzone przez fachowców, którymi byli funkcjonariusze służb rosyjskich.

WP: W jaki sposób ustalaliście tożsamość oprawców?

M.G: Kierowaliśmy się głównie zeznaniami świadków. Nasza praca była jednak utrudniona, gdyż część z ofiar miała zasłonięte oczy i mogli nam powiedzieć np. jedynie pseudonim kata. Pomocny w naszej pracy był również internet, gdyż zbrodniarze chętnie chwalili się tym, co robili. Umieszczali filmy czy zdjęcia z ofiarami. Jednak odnotowanie nawet szczątkowych opisów oprawców czy pseudonimów może w przyszłości pomóc w zidentyfikowaniu ich tożsamości. Czasem z pozoru nieistotny szczegół jest kluczowy.

WP: Kim byli kaci? Czy każdy człowiek w pewnych warunkach robiłby podobne rzeczy?

M.G: Jeden z policyjnych psychologów powiedział nam, że są to często modelowe przykłady psychopatów i seryjnych morderców. Oni w warunkach pokojowych mordowaliby przypadkowe osoby, gdyż czerpią z tego przyjemność. Przecież ich "przesłuchania" często służyły jedynie znęcaniu się nad ludźmi. Niektórym chodziło o wydobycie informacji od ofiary czy ograbieniu jej. W większości przypadków chodziło jednak tylko i wyłącznie o tortury. Oni bawili się wręcz w wymyślanie pytań, gdzie każda odpowiedź była zła.

J.K: Trzeba również wziąć pod uwagę, że zwłaszcza ludzie z Kaukazu, którzy tam walczą, wywodzą się z innego kręgu kulturowego. Ciężko do tego przymierzyć naszą europejską miarę. Dla nas niepojęte jest, że można się w tak okrutny sposób nad kimś pastwić i czerpać z tego przyjemność. Nie chcę nikogo usprawiedliwiać, ale część tych zbrodni wynika też z chęci odwetu. Zdarza się, że osoba, która stała się katem, robi pewne rzeczy dla czystej zemsty. Wojna wyzwala takie reakcje. Warto jednak pamiętać, że inną rzeczą jest reakcja w afekcie, a czym innym wyrafinowane, przemyślane tortury na bezbronnych jeńcach.

WP: Według zeznań jednym z oprawców, których opisała ofiara, był duchowny.

M.G: To jest bardzo ważny element naszego raportu. To co dzieje się na wschodzie Ukrainy ma znamiona wojny religijnej. Często pojawiającym się pytaniem wobec jeńców było: jakiego jesteś wyznania. Zdarzało się tak, że na jedną stronę kierowano wyznawców Patriarchatu Moskiewskiego, a na drugą Kijowskiego, katolików oraz protestantów. Oni robią to w imię Boga. Zdarzają się też ostrzały zabudowań ludności cywilnej z błogosławieństwem duchownych z Patriarchatu Moskiewskiego.

J.K: Gdyby poszukać w internecie, to jest tam wiele filmów, na których duchowni z moskiewskiej cerkwi prawosławnej współdziałają z separatystami. Oni są bardzo mocno zaangażowani w ten konflikt. Robią sobie zdjęcia z bronią czy błogosławią strzelające do zabudowań cywilnych transportery. Jest to z pewnością również wojna religijna.

WP: W raporcie mowa jest o oficerach rosyjskich służb specjalnych FSB i GRU. Skąd pewność, że to osoby z tych elitarnych jednostek?

M.G: To wynika z zeznań ofiar oraz z tego, że oprawcy czasem sami się przedstawiali. Wschodnia Ukraina jest specyficznym terenem konfliktu. W niewolę trafiali też ludzie z jednostek specjalnych Ukrainy, którzy doskonale znają metody pracy Rosjan.

J.K: Zdarzało się, że ofiary znały swoich oprawców, zwłaszcza oficerowie. Oni kończyli te same szkoły. W jednym przypadku jeden z rosyjskich oficerów sam się zresztą przedstawił i zdradził, że znał ojca torturowanego chłopaka, z którym pracował w radzieckich służbach. Trzeba pamiętać, że tam niejednokrotnie naprzeciw siebie stają ludzie, którzy mieszkali na jednej ulicy, byli razem w wojsku czy nawet walczyli na tych samych wojnach - w Afganistanie czy Czeczenii.

WP: Raport pełen jest osób, które przeciętny Polak może kojarzyć z przekazów telewizyjnych. Są oni przedstawiani w negatywnym świetle, ale jednak jako bojownicy, a nie zbrodniarze.

M.G: Jednym z nich jest Igor Girkin, który sam chwalił się, że rozpętał wojnę w Donbasie. Jest też Aleksandr Zacharczenko, jeden z samozwańczych przywódców nieuznawanej Donieckiej Republiki Ludowej, który parafował porozumienie w Mińsku pomiędzy Rosją, Ukrainą, Francją oraz Niemcami. Właśnie po to powstał ten raport. Ci ludzie nie mogą czuć się bezkarni. Przyszli potencjalni zbrodniarze, też muszą o tym wiedzieć. Zbrodnie wojenne się nie przedawniają. Oni prędzej czy później zostaną ukarani. Jestem to winna wszystkim ludziom, z którymi rozmawialiśmy. Mam nadzieję, że również na Zachodzie zrozumieją z kim mają do czynienia i wyciągną polityczne konsekwencje. Obecnie toczy się dyskusja, co do roli Rosji w świecie. Naszym raportem domagamy się, by wzięto pod uwagę, że ten kraj ma też twarz zbrodniarzy, a Wladimir Putin odpowiada za krzywdy tych ludzi. Jeżeli Zachód zaprasza go na salony, to musi pamiętać, że jest on odpowiedzialny za bestialskie mordy i tortury, które mają miejsce na wschodzie Ukrainy.

J.K: To bez wątpienia są zbrodniarze wojenni. Nawet jeżeli sami nie torturują ludzi, to tolerują takie działania i przyzwalają na nie. Są to rzeczy na tyle powszechne i oczywiste na Ukrainie, że będąc tam nie można powiedzieć: nic o tym nie wiedziałem.

WP: Szokujące w raporcie jest to, że oprawcy skazywali ludzi na śmierć przez polowy sąd wojenny. Tzw. "trojki" stosowały podobne metody, jak w przypadku mordowania polskich oficerów w Katyniu.

M.G: W jednym z dokumentów widać nawet, że powołują się na dekret prezydium Rady Najwyższej Związku Sowieckiego z 22 czerwca 1941 roku. Podobnie jak polskim oficerom w Katyniu, tak teraz na Ukrainie strzela się jeńcom w tył głowy. Robi to ten sam system, ten sam kraj. Są to stare, sprawdzone metody. Wiemy też ile trwało wyjaśnianie zbrodni Katyńskiej...

J.K: Jest to szokujące i dowodzi, że w mentalności tych ludzi nic się nie zmieniło. Oni dalej tkwią w poprzedniej epoce. To się może wydawać trochę absurdalne, gdyż oni równie dobrze mogliby mordować bez powoływania się na jakieś dokumenty. Wolą to jednak robić budując swego rodzaju fasadę prawną, która w ich mniemaniu stanowi dla nich usprawiedliwienie. Metody są takie same, jak w Katyniu. Jeden ze świadków zeznawał, że ludzi wyprowadzano z cel na długi korytarz, gdzie na końcu strzelano im w tył głowy.

WP: Wiadomo ile osób zginęło na podstawie takich wyroków?

M.G: Nie wiemy. Wciąż nieznana jest też dokładna liczba ludzi, którzy zginęli na wschodniej Ukrainie podczas trwającej obecnie wojny. Tam codziennie ktoś ginie, ale Europa nie chce o tym słyszeć. Zamyka usta i oczy. Woli mówić o zamachach terrorystycznych, Pastwie Islamskim, stanie demokracji w Polsce. Temat aneksji Krymu już nie istnieje. Nikogo nie interesuje ten konflikt oraz ok. 1,5 mln uchodźców ukraińskich. W czym ich los różni się od tych, którzy uciekli z Syrii czy Afryki? Tylko tym, że nikogo nie obchodzą.

WP: Czy podczas waszej pracy spotkaliście się ze świadectwem "dobrych" Rosjan?

M.G: Zdarzały się i takie. Jak na każdej wojnie mamy tam do czynienia z bestiami, ale i ludźmi, którzy potrafili zachowywać się w cywilizowany sposób i próbowali panować nad emocjami swoich żołnierzy.

J.K: Były sytuacje, w których separatyści pomagali jeńcom. Mamy zeznanie jednego świadka, który został ciężko ranny i trafił do niewoli. Pomógł mu Aleksandr Biednowa, który znany był pod ps. "Batman". Umieszczono go w szpitalu separatystów, a dowódca wystawił wartę przy jego łóżku żeby nie dokonano na nim samosądu. Są to raczej jednostkowe przypadki, w odróżnieniu od tortur.

WP: Pojawiały się pytania, dlaczego Polacy zajmują się tą sprawą?

M.G: To pytanie pojawiało się, ale najczęściej w formie żalu - dlaczego nikt z naszych tego nie robi? Dlaczego nie Ukraina? Słyszeliśmy też wiele słów otuchy i pochwały. Oni są wdzięczni i cieszą się, że mają przyjaciół w Polsce.

WP: Kiedy raport zostanie przekazany do Międzynarodowego Sądu Karnego w Hadze?

J.K: Trzeba tu uściślić, że do Hagi nie trafi raport, a wniosek z zeznaniami ofiar. To, co jest w raporcie, to jedynie cząstka zeznań. Do Międzynarodowego Sądu Karnego trafi natomiast całość. Mamy nadzieję, że wstrząśnie to sumieniem Europy i doprowadzi do zauważenia tego konfliktu.

M.G: Wniosek opisujący cierpienia tych osób zostanie przekazany do Hagi pod koniec stycznia. To jest materiał, którego nie można zlekceważyć.

Źródło artykułu: WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Resort obrony reaguje. Fałszywe doniesienia o szpitalu w Stalowej Woli
Resort obrony reaguje. Fałszywe doniesienia o szpitalu w Stalowej Woli
Prasa: ukraińska armia rekrutuje tysiące Kolumbijczyków
Prasa: ukraińska armia rekrutuje tysiące Kolumbijczyków
Zmiótł pieszego z pasów. Motocyklista z dożywotnim zakazem złapany
Zmiótł pieszego z pasów. Motocyklista z dożywotnim zakazem złapany
Media: ETS2 może podwyższyć ceny energii w Polsce
Media: ETS2 może podwyższyć ceny energii w Polsce
Hołownia nie pojawił się w prokuraturze. TK zapowiada wniosek o karę
Hołownia nie pojawił się w prokuraturze. TK zapowiada wniosek o karę
Ekstradycja "Wielkiego Bu". Zapadła kluczowa decyzja
Ekstradycja "Wielkiego Bu". Zapadła kluczowa decyzja
Zuchwała kradzież we Włoszech. Złodzieje wynieśli tony parmezanu
Zuchwała kradzież we Włoszech. Złodzieje wynieśli tony parmezanu
"Niedopuszczalne". Tłumaczenia Hołowni ws. przesłuchania
"Niedopuszczalne". Tłumaczenia Hołowni ws. przesłuchania
"Dzieci ze wsi są gorzej ubrane". Burmistrz przeprasza za swoje słowa
"Dzieci ze wsi są gorzej ubrane". Burmistrz przeprasza za swoje słowa
Hołownia w Etiopii. Kuriozalny wpis polityka Polski 2050
Hołownia w Etiopii. Kuriozalny wpis polityka Polski 2050
Szukała go cała Europa. Gang 35-latka naraził państwo na miliony strat
Szukała go cała Europa. Gang 35-latka naraził państwo na miliony strat
Rosyjski dowódca oskarżony. Znak "Z" wyciął na czole więźnia
Rosyjski dowódca oskarżony. Znak "Z" wyciął na czole więźnia