Wasia - snajperka z Donbasu. 26-latka rzuciła wygodne życie, by walczyć przeciwko Ukrainie
Ma 26 lat i 15 żołnierzy pod swoimi rozkazami. Wiesielina "Wasia" Czerdancewa jest snajperką z Noworosji, która porzuciła wygodne życie dla walki o niepodległy Donbas. Przy okazji stała się także wdzięcznym tematem medialnych relacji w rosyjskiej telewizji.
Urodziła się na Syberii w kozackiej rodzinie od wielu pokoleń związanej z wojskiem. Jako dziecko podróżowała po całym ZSRR, była również w Niemczech. Będąc nastolatką zdobyła wojskowe wyszkolenie w rodzinnym Irkucku, pracowała też w stadninie koni. Jak wspomina, wielki wpływ na związanie na decyzję o związaniu się z armią miał jej ojciec.
- Nie umiałam mu odmówić. Cały czas widziałam ojca w mundurze i mnie też zawsze do tego ciągnęło. Gdy jako dziecko pytali mnie, kim chcę być w przyszłości, odpowiadałam, że koniem kozackim - mówi. Snajperka wspomina też, że mając kilka lat bawiła się lalkami jak wszystkie rówieśniczki, ale w przeciwieństwie do nich sadzała je na czołgi.
Dorosłe życie rzuciło ją na przeciwległy kraniec Rosji - do Petersburga, gdzie prowadziła ośrodek sportowy. Wcześniej ukończyła kolegium kształcenia nauczycieli pod kątem zajęć wychowania fizycznego. Jak mówi, pod wpływem impulsu zamknęła firmę i przyjechała na Ukrainę. W sieci znalazła filmik o ataku na dwa autobusy pełne dzieci, co miało przypieczętować jej decyzję.
Snajperka twierdzi, że walczy wyłącznie z pobudek ideologicznych i nie interesują ją pieniądze. - Wcześniej były propozycje z Syrii. (...) Odmówiłam, nie walczę za pieniądze, kocham swój kraj i swoją ziemię. Od nich dostałabym pięć tysięcy dolarów za tydzień-dwa walki - mówi Wasia.
W świecie mężczyzn
- Towarzysz broni nie ma płci. We wszystkim, poza sikaniem na stojąco, jesteśmy tacy sami - mówi żartobliwie snajperka, dodając przy tym, że kobiecie w męskim świecie wyjątkowo trudno jest zyskać szacunek i zaufanie. - Ale jeśli uda się to osiągnąć, zyskujesz przyjaciół na całe życie - przekonuje. Mając 15 mężczyzn pod swoim dowództwem, wydaje się wiedzieć, co mówi.
Snajperka nie ukrywa, że kobiety bywają także wyjątkowo okrutne, ale tylko wobec mężczyzn, którym potrafią celowo mierzyć z broni w krocza. Z kolei do innych kobiet strzelają wyłącznie w sytuacjach bez wyjścia. - Dziewczyny, nawet z wrogiej strony, w ogóle nie powinny tu być. Powinny rodzić dzieci i lepić pierogi. Bywało, że łapaliśmy takie po 17-19 lat. Poszły na snajperki, a widać, że są nieroztropne i przerażone. Wiadomo, że więcej nie będą walczyły, więc je puszczaliśmy - tłumaczy Czerdancewa.
Snajperka twierdzi, że ludność wschodniej Ukrainy przyjaźnie odnosi się do separatystów. - Starsi mają w oczach łzy wdzięczności. (...) Gdy idziemy w dół ulicy ludzie częstują nas własnymi wypiekami. Nasi żołnierze odmawiają, od czasu do czasu pobawią się z dziećmi i poczęstują własnymi racjami, bo mieszkańcy sami nie mają nic do jedzenia - zachwala swoich ludzi dowódczyni.
"Lepiej umrzeć stojąc niż żyć na klęczkach"
Wasia nie ma większych problemów z zabijaniem. Twierdzi jedynie, że żal jej ukraińskich poborowych, którzy trafiają na front z przymusu. - Za to bataliony (ochotników). (...) Nie zawaham się i ręka mi nawet nie zadrży - mówi kobieta.
Czerdancewa marzy o zdobyciu sławy porównywalnej do Ludmiły Pawliczenko, która w latach 1941-1942 zastrzeliła 309 wrogich żołnierzy. Co ciekawe, snajperka Noworosji powołuje się przy tym na strzelczynię, która dzieciństwo i całe dorosłe życie spędziła w Kijowie i jego okolicach.
A co jeśli Wasia sama wpadłaby w ręce wroga? Twierdzi, że z całą pewnością wybrałaby śmierć zamiast niewoli. - Nie ma nic gorszego niż utrata wolności. Jak mawiają Słowianie, lepiej umrzeć stojąc niż żyć na klęczkach.
Co po wojnie?
Czerdancewa przekonuje, że nie ma nocnych koszmarów, w których nawiedzaliby ją zabici wrogowie. - Nie można patrzyć człowiekowi w twarz. Nie może być żadnej złości lub zemsty, bo wtedy zatracisz człowieczeństwo. Wojna, to oczywiście krew i trupy, ale zawsze musisz szanować przeciwnika. Dlatego nigdy nie celuję w krocze i również dlatego zawsze staram się strzelić tak, by zabić natychmiast, bez cierpienia - mówi.
Gdy wojna na Ukrainie dobiegnie końca, kobieta marzy o spokojnym życiu w swojej ojczyźnie. Już teraz myśli o założeniu rodziny i dzieciach. - Będę im robiła nawet na drutach. Ale tylko, gdy będzie pokój w moim domu, na mojej ziemi - mówi Wasia.
Kobieta twierdzi przy tym, że nawet wtedy nie porzuci do końca wojskowego stylu życia. - Można na przykład zorganizować patriotyczny obóz, miałam własną szkołę, gdzie były zajęcia z walki nożem, można pracować nad armią wyszkolonych i nieuzbrojonych. Młodzież musi być zaangażowana, tylko tak oderwie się ją od klawiatur - kończy snajperka.
Źródła: pravdanews.info, WP.PL