Wacław Berczyński: nie uciekłem i nigdzie się nie ukrywam
Były szef podkomisji smoleńskiej, który w wywiadzie przyznał się, że "wykończył caracale" a następnie wyjechał z Polski zapewnia, że jeśli dostanie wezwanie do prokuratury, to na pewno przyjedzie i będzie zeznawać. Słowa te skomentował już były szef MON.
Politycy opozycji od kilku tygodni dopytują się, gdzie jest Wacław Berczyński. Były szef podkomisji smoleńskiej, po tym jak udzielił wywiadu "Dziennikowi Gazecie Prawnej" i zrobiło się o nim głośno, wyjechał do USA. Zrezygnował z przewodniczenia podkomisji, a także funkcji szefa rady nadzorczej Wojskowych Zakladów Lotniczych Nr 1 w Łodzi. Były minister obrony Tomasz Siemoniak stwierdził wprost: Berczyński uciekł i nie wróci do Polski.
- Nie uciekłem i nigdzie się nie ukrywam. Bilet do USA kupiłem pod koniec lutego tego roku. Moja "ucieczka" była planowana na 13 kwietnia. "Uciekłem" do domu, w którym mieszkam od 1987 roku. Chciałem spędzić Wielkanoc z rodziną. A to chyba nie przestępstwo - mówi Berczyński w wywiadzie dla "Super Expressu".
Pytany o dostęp do dokumentacji przetargowej na caracale przyznał, że miał "do wglądu dokumenty, w których były zapytania ofertowe". Zapewnił, że były to dokumenty o "najniższej klauzuli tajności". - Miałem do niedawna Security Clearence, czyli autoryzację dostępu do tajnych informacji w USA, gdyż pracowałem nad projektem dla armii amerykańskiej, więc te procedury doskonale znam. Byłem w tym zakresie szkolony zarówno w USA, jak i w Polsce. O czym panowie Siemoniak, Tomczyk i Kierwiński wiedzą doskonale. Ale udają zaskoczenie, czyli rżną głupa - stwierdził.
Berczyński zapewnił, że jeśli dostanie wezwanie z polskiej prokuratury to przyjedzie do Polski i będzie zeznawać.
Pytany o to, dlaczego źle ocenił francuskie śmigłowce stwierdził, że są "przeciętne" i "dwa razy za drogie". Dodał, że jeszcze zanim PiS doszedł do władzy mówił, że ten przetarg to "przekręt na milion dolarów". - Moje polskie sumienie, a są jeszcze tacy ludzie, nie pozwoliło mi przejść nad tym obojętnie - stwierdził wyjaśniając, dlaczego "wykończył caracale".
Były szef podkomisji smoleńskiej tłumaczy, że zrezygnował z tej funkcji, by "oddzielić pracę podkomisji smoleńskiej od siebie jako Berczyńskiego". Podobnie tłumaczy swoja rezygnację z funkcji szefa rady nadzorczej WZL nr 1 w Łodzi. - Być może wrócę kiedyś do Polski, by pomóc odbudować nasz przemysł lotniczy - stwierdził.
Berczyński zapewnił w rozmowie z "Super Expressem", że nie miał nic wspólnego ze sprawą zakupu samolotów Boeinga dla VIP-ów. - Miałem inne sprawy służbowe na głowie - stwierdził.
Były szef podkomisji tłumaczył się także z pożyczki jaką otrzymał od Boeinga. - Kredyt hipoteczny z Boeing Credit Union wziąłem, bo oferowali mi niższy procent niż inni. Dawno już go spłaciłem. Taki kredyt może dostać każdy obywatel, nawet nie pracownik Boeinga - powiedział "SE".
Stwierdził też, że pieniądze na kupno domu w Kalifornii w 2016 roku pochodziły ze sprzedaży części działki przy innej swojej posiadłości - pod Filadelfią.
Siemoniak: ten wywiad pogrąża Berczyńskiego
- Wywiad pogrąża do reszty Berczyńskiego, bo w tym wywiadzie przyznaje się, że miał dostęp do dokumentacji i przyznaje się, że wpływał na ten przetarg, słowami, że nie mógł przejść obojętnie obok tej sprawy - stwierdzil w RMF FM były szef MON Tomasz Siemoniak. Zapewnił, że nadal uważa, iż Berczyński uciekł z Polski. - Wydał dziwne oświadczenie, że nie może wrócić do Polski, porzucił obowiązki przewodniczącego komisji badania wypadków i jakoś go w Polsce od wielu tygodni nie ma - dodał.
Siemoniak odniósł się także do zarzutu Berczyńskiego, że caracale to śmigłowce "przeciętne" i że były zbyt drogie. - Przypomnę. Rząd PiS oświadczył oficjalnie, że niedostateczna była oferta offsetowa, którą przez rok premier Morawiecki negocjował. Nie odnosił się do jakichś kwot, przeciętności czy nieprzeciętności tych śmigłowców - stwierdził były szef MON.