Peja: za marihuanę do więzienia?! Bez przesady
Jestem apolityczny i nie zagrałbym na wiecu, dla żadnej partii – po prostu mam ich w ch..u - powiedział Wirtualnej Polsce najpopularniejszy polski raper Ryszard Peja.
WP: Jan Stanisławski: Jest końcówka 2008 r., na świecie wiele napięć i zagrożeń, jak w tym wszystkim odnajduje się Ryszard Peja?
Peja: W ogóle nie odczuwam jakiekolwiek napięcia i zagrożenia, skoncentrowany jestem na swoim życiu i twórczości. Obecnie w swoich kawałkach raczej nie wybiegam na tematy polityczne i społeczno-gospodarcze. Społeczne może tak, bo reprezentuję pewną kastę ludzi i w imieniu ich się wypowiadam. Nie śledzę polityki, poza wyborami w USA i takimi rzeczami jak np. tarcza antyrakietowa. Nie czuję zagrożenia ani ze strony Rosji, ani Iranu i nie przejmuję się takimi rzeczami, ponieważ nas maluczkich tego świata zawsze czymś tam straszą. Nie można dać sobą manipulować. Co ma być to będzie i ja jako artysta, człowiek, Polak nie mam na to najmniejszego wpływu. Sądząc po tym, jak nas reprezentują na świecie rządzący, nie mamy żadnego wpływu na układ sił.
WP: Skąd w takim razie twoje zainteresowanie wyborami w USA?
- W ciągu ostatnich kilku miesięcy byłem dwa razy w Stanach i obserwowałem kampanię „na gorąco”. Słuchałem opinii różnych ludzi, rozmawiałem z nimi o Obamie, o jego obietnicach… Na Bronxie czarnoskórzy chcieli o tym rozmawiać, widać, że coraz bardziej otwierają się na sprawy społeczne. Tak jest w biedniejszych dzielnicach, bo np. w centrum Manhattanu z nikim nie pogadasz, każdy jest pochłonięty swoimi sprawami, żyje w biegu. Masa ludzi pędzących gdzieś tam, klimat jak w „Diabeł ubiera się Prady”. Za to, jak pojedziesz trochę dalej, gdzie jest mniej pieniędzy, od razu widać silne społeczne więzy. Ludzie, z którymi rozmawiałem, żyli tymi wyborami i pewnie, dlatego zwróciłem na nie uwagę. A poza tym nawet nie śledząc polityki nie da się uniknąć kontaktu z mass mediami, które trąbiły o wyborach non stop.
WP: Będąc w USA na pewno miałeś kontakt z miejscową Polonią. Jak oni odnoszą się do naszej polskiej rzeczywistości?
- Polonia jest podzielona. Młodzi ludzie, którzy przychodzą na koncerty hip-hopowe nie chcą identyfikować się z starymi Polonusami z pod znaku „Kargula”. Jest mnóstwo ludzi dobrze zorientowanych w sytuacji politycznej i społeczno-gospodarczej Polski. Ale jest też bardzo dużo ludzi, którzy żyją tamtym życiem i tak naprawdę nic nie wiedzą. Jedni i drudzy przychodzą na polskie imprezy, bo pragną tej polskości. Będąc wiele lat na obczyźnie brakuje im naszych obyczajów i tradycji. Najlepszym tego przykładem była Parada Pułaskiego, gdzie tysiące ludzi poprzebieranych w biało czerwone barwy manifestowało swoją polskość. Robi to wrażenie, chociaż patrzę na to z innej strony, bo mieszkam w ojczyźnie. Też jestem patriotą, ale w USA patriotyzm wygląda trochę inaczej, jest bardzo mocno afirmowany. Także, by w pełni to zrozumieć musiałbym być emigrantem. Tamtejsza Polonia ma zupełnie inną zajawkę, bardziej pokazuje, że im zależy na ojczyźnie.
WP: Podczas polonijnych koncertów grałeś kawałki „typowo polskie”, czy raczej starałeś się je zastąpić bardziej uniwersalnymi?
- Na nasze koncerty nie przychodzą tylko Polacy - są Latynosi, Afroamerykanie. Przykład: po koncercie podchodzi do mnie Latynoska i mówi, że kompletnie niezrozumiała, o czym rapowałem, ale mam świetny flow i jest pod wrażeniem. Czy zmieniam repertuar? Nie. Gram raczej standardowo, oczywiście zawsze staram się coś urozmaicić, ale przede wszystkim przekrój twórczości Slums Attack. Starsze i nowsze kawałki, głównie single, ale staram się również promować kawałki mniej znane publiczności, a które uważam za wartościowe.
WP: Wróćmy do naszych rodzimych realiów - jak odnosisz się do partii, które obecnie zasiadają w parlamencie? Na kogo głosowałeś w zeszłych wyborach?
- W wyborach prezydenckich nie głosowałem, w parlamentarnych poparłem Platformę Obywatelską. Szczerze mówiąc, skończyłem z polityką w momencie, gdy Jarosław Kaczyński został odsunięty od władzy. W związku z tym nie śledzę newsów, czuję się bardzo stabilny po klęsce braci Kaczyńskich. Odkąd Jarosław przestał być szefem rządu uznałem, że sprawa jest zamknięta. Cieszę się, że idzie ku lepszemu i nie muszę już żyć w państwie terroru. Terror to ja mogę stosować stojąc z chłopakami pod klatką, jak mam gorszy dzień i chcę wyładować się na turystach. Ale głowa rządząca nie powinna tyranizować - prawda?
Nie jestem populistą. Nie zajmuję się szerzeniem nienawiści do rządu. Jeżeli nie mam jakichś w pełni uzasadnionych pretensji roszczeniowych to nie robię o tym kawałków. Jestem apolityczny i nie zagrałbym na wiecu, dla żadnej partii – po prostu mam ich w ch..u. Każdy rząd jest wybierany na zasadzie mniejszego zła. Nie szukam wrogów, zarówno w show biznesie, jaki i w polityce. Jestem przekonany, że polityka w dużej części steruje mediami, które są z gruntu podporządkowane. Może się również okazać, że niepokorni artyści są inwigilowani, bo dlaczego miałoby być inaczej? Zmienił się ustrój, nazwy służb, ale co z tego? Wszystko jest tak jak przedtem.
WP: Czyli nie wierzysz w zmiany?
- Zmiany są zawsze widoczne, ale każdy kraj musi mieć swoją policję polityczną, swoje służby, agentów. To nie jest tak, że my żyjemy w jakimś super kraju. Czym się różni Rosja od USA? Moim zdaniem niczym, ponieważ propagandę mają bardzo zbliżoną. Bądźmy realistami. Komuna padła, przez lata transformacji zmieniały się rządy, ale tak naprawdę pod względem wewnętrznych struktur wiele się nie zmieniło.
WP: Od lat jeździsz w trasy po Polsce, zauważyłeś jakieś istotne zmiany od czasu wejścia do Unii Europejskiej?
- Dalej są rozwalone drogi, ludzie non stop narzekają - na dziesięciu zapytanych dziewięciu powie ci, że jest ch..owo. Zresztą wcale nie musi tak być, bo ludzie bardzo często nie potrafią zauważyć pozytywów. Dostają pieniądze z Unii to i tak psioczą, że nikt im nie pomaga i jest do dupy. Jesteśmy narodem na maksa zepsutym i narzekającym, aż czasami odechciewa się tu żyć. Nie mówię tu z pozycji człowieka zarobionego, który odleciał tak daleko, że nie potrafi dojrzeć problemów społecznych, bo biedę i patologię mam za oknem. Dużo rozmawiam z ludźmi, umiem słuchać i dzięki temu wiem, co w trawie piszczy.
Prawda jest taka, że biedni będą zawsze i zawsze będą mieli, przesrane, bo świat jest tak skonstruowany, że muszą pracować na bogatych. Te wszystkie zmiany, które zachodzą po wejściu do UE przede wszystkim dotyczą ludzi z najwyższych warstw społecznych. Biedota nie zauważa żadnych zmian, bo nie wyściubia nosa poza własną dzielnicę. Co z tego, że są otwarte granice skoro ich nie stać żeby gdzieś wyjechać, żeby coś zobaczyć? Tacy ludzie martwią się raczej żeby mieć na chleb i papierosy niż o zmiany po wejściu do UE. Inne rzeczy idą ku lepszemu, ruszyła infrastruktura - Poznań wspaniale się rozwija, ludzie przyjeżdżają z Berlina i widzą ten postęp, są po wrażeniem. Zresztą jesteśmy ludźmi biznesu i potrafimy dbać o własny interes, niektórzy o nas, poznaniakach mówią dusigrosze a my po prostu jesteśmy oszczędni i nie wydajemy pieniędzy w błoto. Turyści coraz częściej odwiedzają Polskę, my również częściej wyjeżdżamy. Jest coraz więcej prywatyzacji, rozwinął się import, export, wielkie zagraniczne koncerny
podkupują polskie firmy i na odwrót. Polskie miasta bardzo mocno promują się w Europie: Wrocław, Poznań, Kraków. Widzę rywalizację między nimi i przede wszystkim znaczny postęp. Ceny, mimo, że miały znacznie podskoczyć, są w miarę przystępne - jeździ dużo dobrych samochodów a każdy dzieciak ma swoją komórkę. Myślę, że nie jest tak źle, mogliśmy trafić o wiele gorzej.
WP: Czy takie organy władzy, jak policja czy straż miejska prawidłowo funkcjonują w naszym kraju?
- Odpowiem na zasadzie porównania: cop (policjant – ang.) w Nowym Jorku patrolując ulicę ma oczy dookoła głowy i szuka potencjalnego zagrożenia, czy przestępstwa. W Polsce policjant i policjantka stoją w zaułku ulicy i palą jednego papierosa za drugim. Cop, który zwraca mi uwagę, podchodzi i mówi: „dzień dobry, nazywam się oficer Rivera, poproszę dokumenty, dlaczego zaparkował Pan w złym miejscu?” W Polsce, gdy na chwilę zatrzymałem się po domem, podjechała „suka” i: „nie można tu stać, dalej jedź k…a”. Żadna inna policja nie kłuje mnie tak w oczy jak nasza, która zajmuje się gównami zamiast ścigać prawdziwe przestępstwa. Nienawidzę agresji i policji. W Polsce policja nigdy nie zyska szacunku, ponieważ robią tak, jak robią. Nie mają dobrego PR-u, nikt z nimi nie chce rozmawiać, bo z tego nigdy nie wynika nic dobrego. Prawie każdy z funkcjonariuszy ma jazdę typu „to miasto jest moje, dop…..lę ci, bo jestem z policji”. W sąsiednim kraju jak palisz na ulicy jointa to podchodzi do ciebie policjant i mówi: „nie
pal tu tego, wyrzuć to” i idzie dalej… A u nas? Zaraz ci zrobią mega aferę, że odechce ci się czegokolwiek. To jest właśnie ta subtelna różnica.
WP: Jesteś za legalizacją marihuany?
- Oczywiście, że tak. Przede wszystkim ze względów ekonomicznych, gdyby nasi rolnicy mogliby uprawiać konopie to budżet kraju znacznie by się zwiększył. Poza tym spadła by przestępczość, bo nie trzeba by było wnikać w kryminalne struktury, żeby marihuanę zdobyć. Policja przestała by karać dzieciaków za posiadanie, bo wsadzanie do więzienia za jednego jointa to chyba lekka przesada? Doszło do tego, że porządni ludzie muszą czuć się jak przestępcy, bo lubią sobie od czasu do czasu zapalić. Podam ci przykład: masz przed sobą świetlaną przyszłość, karierę na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale łapie cię policja za posiadanie skręta i idziesz do więzienia. Tam nie możesz odnaleźć się w zupełnie nowych realiach i albo cię zgnębią albo zostajesz gitem. A prawda jest taka, że i tak wszyscy palą - policja, politycy, biznesmeni i studenci.
WP: W swoich tekstach od lat opisujesz problemy społeczne, patologię, biedę, buntujesz się przeciwko systemowi. Czy właśnie tego można spodziewać się po Twojej nowej płycie „Styl życia G’NOJA”, czy jest to zupełnie coś innego?
- Płyta jest bardzo zróżnicowana, pracowało nad nią kilku producentów, ale ja jestem głównym narratorem i nadaję materiałowi spójności. Są kawałki o alkoholu, imprezach, kobietach, są tzw. uliczne hymny i trochę cięższe klimaty. Wszystko starannie zaaranżowane i doprawione skreczami. Przez 90 minut możecie posłuchać, jaki prowadzę tryb życia, co robię, co mnie wk...ia a co cieszy. Jest kilka numerów, z którymi już się nie identyfikuję, bo nagrywałem ten materiał dwa lata i dużo się zmieniło w moim życiu. Nie wstydzę się ich, bo są szczere, ale dzisiaj na pewne sprawy patrzę zupełnie inaczej.
WP: Hip hop Cię zmienił?
- Przez piętnaście lat ciężko pracowałem żeby osiągnąć taki status, jaki mam teraz. Mogę opłacić rachunki, kupować oryginalne płyty i filmy, wyjeżdżać za granicę. Nigdy w życiu nie przypuszczałem, że może być tak dobrze, ale mam swoje problemy jak każdy. Tryb życia, jaki prowadzę mógłby niejednego zszokować i pewnie runąłby mój cały wizerunek (śmiech). Nie mam gosposi, sam gotuję, sprzątam, piorę, robię zakupy…w moim domu nie ma tabunu modelek i wiecznego melanżu. Żyję jak normalny człowiek, robię to, co kocham, realizuję pasję i idę do przodu.
Peja, właściwie Ryszard Andrzejewski (ur. 17 września 1976 roku w Poznaniu) to polski wykonawca hip-hopowy, raper i muzyk. Laureat Fryderyka, nagrody polskiego przemysłu fonograficznego w 2002 roku, ma w swoim dorobku ponad 20 płyt. Najsłynniejsze z nich to: "Szacunek Ludzi Ulicy", "Najlepsza Obroną Jest Atak" i "Na legalu?". Źródło: Wikipedia.