PolitykaAfera z prokuratorem od Smoleńska. Co wykryły media?

Afera z prokuratorem od Smoleńska. Co wykryły media?

Tylko dzięki dziennikarzom Polacy dowiedzieli się o tym, jak Rosjanie próbują umniejszyć odpowiedzialność swoich kontrolerów lotów za katastrofę smoleńską i jakich dopuścili się zaniedbań przy sekcjach zwłok i dokumentacji medycznej ofiar tragedii. Media miały swoich informatorów w prokuraturach i publikowały przecieki ze śledztwa.

Afera z prokuratorem od Smoleńska. Co wykryły media?
Źródło zdjęć: © PAP | Marek Zakrzewski

10.01.2012 | aktual.: 10.01.2012 10:21

Szefowie prokuratur za wszelką cenę chcieli odkryć źródła tych przecieków, stąd śledztwo prokuratora Mikołaja Przybyła, któremu nakazano pilne znalezienie winnych.

Prowadzący śledztwo w sprawie smoleńskiej katastrofy warszawscy prokuratorzy wojskowi od początku bardzo niechętnie udzielali informacji o tej sprawie. Poza lakonicznymi komunikatami, że śledztwo trwa i badane są kolejne wątki i hipotezy, dziennikarzom najczęściej odmawiano ujawniania jakichkolwiek szczegółów, zasłaniając się tajemnicami i klauzami niejawności. Ale to była zbyt poważna sprawa, by media o niej zapomniały – redakcje poleciły swoim dziennikarzom śledczym uruchomienie wszelkich kontaktów, by zdobyć informacje. I dziennikarze ruszyli „w teren”, kontaktując się ze swoimi informatorami w prokuraturach.

Szybko media zaczęły publikować pierwsze przecieki, pokazujące, że współpraca z Rosjanami wcale nie jest tak wspaniała, jak początkowo zapewniały polskie władze. Przecieki te początkowo tylko irytowały kierownictwo prokuratur, ale im bardziej obnażały prawdę o stanie śledztwa i kłopotach w kontaktach z Moskwą, nakazano znalezienie źródła przecieków. Poszło głównie o publikacje „Rzeczpospolitej” oraz TVN24. Dziennikarze ujawnili np., że Rosjanie zażądali od naszej prokuratury unieważnienia zeznań kontrolerów z wieży lotniska Siewiernyj Pawła Pliusnina i Wiktora Ryżenki. W pierwszych zeznaniach kontrolerzy przyznali bowiem, że mogli zamknąć lotnisko przed próbą lądowania naszego prezydenckiego tupolewa i że w ogóle nie byli badani przed objęciem służby. W poprawionych zeznaniach już stwierdzili, że przepisy im zabraniały zamknięcie lotniska, a badania im zrobiono i byli trzeźwi.

Inna publikacja dotyczyła wątpliwości związanych z przebiegiem sekcji zwłok i identyfikacji ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego (†61 l.). Okazało się, że ani Rosjanie, ani Polacy nie pobrali materiału genetycznego do przeprowadzenia badań DNA prezydenta.

Wojskowi śledczy z Warszawy uznali, że przecieku musiał dokonać ktoś z ich grona. To dlatego sprawę wykrycia i powstrzymania przecieków powierzono prokuratorom z Poznania. I to oni właśnie wystąpili o wydanie bilingów i SMS-ów dziennikarzy oraz prokuratora Marka Pasionka z Naczelnej Prokuratury Wojskowej, którego podejrzewali o przecieki. Ostatecznie sprawa dziennikarskich przecieków została umorzona.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (896)