PolitykaSensacyjna decyzja Tuska - co za nią stoi?

Sensacyjna decyzja Tuska - co za nią stoi?

Z punktu widzenia interesów Donalda Tuska, decyzja o niekandydowaniu była jak najbardziej uzasadniona. Będąc liderem silnej partii, Tusk będzie mógł zapewnić Platformie dominację przynajmniej przez dwie kadencje. A to daje mu możliwość rozpoczęcia głębokich reform w polskim systemie rządów – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Wawrzyniec Konarski, politolog ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej i Uniwersytetu Warszawskiego.

Sensacyjna decyzja Tuska - co za nią stoi?
Źródło zdjęć: © PAP

05.02.2010 | aktual.: 04.01.2011 23:44

WP: Joanna Stanisławska: Jak ocenia pan decyzję Donalda Tuska o niekandydowaniu w wyborach prezydenckich? Jaki miał w tym interes?

Prof. Wawrzyniec Konarski: - Z punktu widzenia interesów Tuska, to była decyzja jak najbardziej uzasadniona. Umożliwia mu pozostanie na czele swojej partii, by ją kontrolować, także pod kątem istniejących w tej partii frakcji, nie dopuścić do jej rozpołowienia. Jako lider silnej partii, Tusk będzie mógł stworzyć podwaliny pod dominację Platformy przynajmniej przez dwie kadencje. A to daje mu możliwość rozpoczęcia głębokich reform w polskim systemie rządów. Mając za sobą Platformę, która mogłaby zdobyć jeszcze większe wpływy niż ma w tej chwili, Tusk zdołałby przeprowadzić reformę konstytucyjną. Reforma ta miałaby polegać na stworzeniu w Polsce zrębów systemu, roboczo nazywanego kanclerskim, który w swym kształcie przypominałby nie tyle system RFN, co parlamentaryzm gabinetowy typowy dla Wielkiej Brytanii.

WP: Donald Tusk ogłaszając swoją decyzję mówił o złotej klatce, o utracie „zaszczytu, żyrandola, pałacu i weta". Bronisław Komorowski stwierdził z kolei, że „w różnych klatkach siedział i w więzieniu na Rakowieckiej, i w obozach internowania”, więc złota klatka mu nie straszna. Czy wypada osobie, która ubiegała się o urząd głowy państwa, bądź będzie się o niego ubiegać, w ten sposób ten urząd deprecjonować?

- To głupie i nierozważne wypowiedzi. Obaj nie są świadomi negatywnego wpływu, jaki na ich pozycję jako polityków, jak i postrzeganie całej Platformy, może mieć deprecjonowanie tak ważnego dla społeczeństwa symbolu, jakim jest prezydentura.

WP: Być może to deprecjonowanie urzędu prezydenta, wobec planów wprowadzenia systemu kanclerskiego, jest celowym zabiegiem PR-owym, obliczonym na zmianę poglądów opinii publicznej i zyskanie poparcia dla tego pomysłu? Czy to przygotowanie do zmian?

- To przykład kompletnego braku smaku. Jak i daleko idącego cynizmu, który w takiej skali nigdy nie powinien być demonstrowany. Deprecjonowanie przez obu polityków urzędu prezydenta świadczy o tym, że niedojrzali oni do sprawowania podobnej funkcji.

WP: Dziwi mnie ta zmiana poglądów Donalda Tuska, który zawsze dążył do tego, by urzędować w Pałacu Prezydenckim. Do tej pory prezydentura była przecież jego wielkim marzeniem.

- Nie zgadzam się z tym. Takiego pragnienia Donald Tusk nigdy w sposób werbalny nie wyraził. Od czasu przegranej przed pięcioma laty w starciu z Lechem Kaczyńskim, nie padła z jego strony żadna deklaracja. To rozdanie przegrał zresztą z powodu własnej niedojrzałości i gryzącej ironii, którą stosował. Na tyle był pewien, że wybory wygra, że pozwalał sobie w kampanii na nieeleganckie ataki. Tamte doświadczenia powinny dać mu asumpt do głębszego zastanawiania się nad tym, co mówi teraz. Widocznie jednak Donald Tusk nie jest osobą, która chciałaby ze swoich błędów wyciągać wnioski. Mógł oficjalnie zrezygnować z kandydowania na prezydenta - zresztą zrobił to teraz po raz pierwszy - ale nie powinien tego urzędu deprecjonować, wygłaszając niedojrzałe i skandaliczne uwagi. Takie działania mogą mieć dokładnie odwrotny skutek od tego, który zamierzyli stratedzy Platformy - mogą doprowadzić do mobilizacji opozycji przeciwko Platformie.

Jakkolwiek głębokie by nie były plany Tuska w związku z reformą systemu rządów, premier nie może tak postępować również dlatego, że Polska nie jest krajem takim samym jak Niemcy. Także pod względem mentalności społecznej i kultury politycznej. W naszym kraju znaczenie prezydenta jako symbolu jedności państwa jest znacznie większe niż w RFN. Pamiętajmy, że Niemcy tworzyli swój system po wojnie, mając w pamięci fatalny wzorzec wodza, w którego ręku została nadmiernie skoncentrowana władza. W Polsce sytuacja wyglądała skrajnie inaczej, choć nie mamy najlepszej tradycji, jeśli chodzi o prezydentów. W wolnej Polsce po roku 1918 r. prezydent zostali zamordowany, wyrzucony z urzędu, a kolejny był kukłą całkowicie zależną od Piłsudskiego. Z drugiej strony, ten symbol państwowości sprawdził się w momencie, kiedy wybuchła wojna. Dzięki temu, że prezydent istniał i mógł powołać się na stosowny artykuł konstytucji kwietniowej, została utrzymana ciągłość władzy, co gwarantował zestaw kompetencji przypisany właśnie głowie
państwa. WP:

Czy Donald Tusk jest za młody na prezydenta?

- Raczej nie. Na świecie nie brakuje prezydentów mających mniej niż 50 lat, którzy osiągają sukces w sprawowaniu urzędu.

WP: * A może rolę odgrywają tu czynniki charakterologiczne, czy jest tak, jak pisze prof. Magdalena Środa w felietonie dla Wirtualnej Polski, że Tusk się na prezydenta nie nadaje, bo jest "samotnym wojownikiem, a prezydentura to dostojeństwo we dwoje"? Środa dodaje, że to funkcja reprezentacyjna, ale pozostawia niewiele miejsca na osobiste popisy. Zgadza się pan z tą diagnozą?*

- Tusk jest politykiem przygotowanym do bardzo aktywnego uczestnictwa w polityce. Do zestawu jego osobistych ambicji należy zapisanie się w świadomości Polaków jako człowiek, który dokonał fundamentalnej zmiany w polskim systemie rządów. Ma świadomość, że jako prezydent nie zdoła kontrolować własnej partii, która musi być dla niego trampoliną ku temu, by przeprowadzić reformy konstytucyjne. Obejmując prezydenturę musiałby przestawić się na postrzeganie go przez społeczeństwo w wymiarze symbolicznym, a jemu ta rola nie odpowiada. Myślę, że już 20 listopada, kiedy ogłosił publicznie pakiet pomysłów reformy konstytucyjnej, dał nam to wyraźnie do zrozumienia.

WP: Czy nie za późno ogłosił swoją decyzję? Podobno nosił się z nią od roku: czemu więc zwlekał, skoro teraz brakuje mu czasu na wykreowanie odpowiedniego następcy?

- W tej kwestii Tyusk popełnił fundamentalny błąd, gdyż nie przygotował realnego kandydata na swoje miejsce. Działa na chybcika, stąd też te głupawe wypowiedzi. Budzą one mój niesmak.

WP: Jak pan ocenia szanse Bronisława Komorowskiego w wyścigu o prezydenturę, a jak drugiego potencjalnego kandydata - Radosława Sikorskiego? Jarosław Gowin twierdzi, że dla Platformy najlepszy jest Sikorski. Ma rację?

- Komorowski nie jest żadnym pewniakiem. On może te wybory przegrać, co byłoby bardzo dobrym zimnym prysznicem dla Tuska i jego ekipy. W tej chwili może wygrać na pewno tylko Sikorski, ale on jest politykiem niebezpiecznym z punktu widzenia Tuska, bo trudno go kontrolować. Jest przykładem harcownika polskiej polityki, który bardzo lubi działać sam, robić dobre wrażenie. Nie zgadzam się z Gowinem, że Sikorski jest dobrym kandydatem dla Platformy, bo to polityk, który może zrobić woltę.

WP: Posłanka PiS Elżbieta Jakubiak powiedziała w „Gościu Radia Zet”: „Platforma nie wystawi Radosława Sikorskiego w wyborach prezydenckich. Członkowie PO pamiętają, że był on członkiem PiS, a jak raz zdradził, to będzie zdradzał zawsze”. Czy zgadza się pan z nią?

- Nie, to zbyt ostre słowa. Sikorski jest na tyle młody, że może sobie jeszcze pozwolić na różne wolty, dysponując przy tym dużą skalą poparcia społecznego. Musi jednak pamiętać, że poparcie społeczne to nie wszystko. Już wcześniej był polityk cieszący się bardzo dużą sympatią społeczeństwa, co jednak nie przełożyło się na wyniki wyborcze. Myślę tutaj o Jacku Kuroniu. Sikorski generalnie jest politykiem, który mocno wierzy w swoją gwiazdę. Jeśli jednak ta gwiazda będzie oparta tylko na jego przekonaniu o własnej wielkości, to nie gwarantuje mu sukcesu. Sikorski ma większe szanse niż Komorowski pokonać Kaczyńskiego, ale jeśli pretorianie Tuska będę dalej postępować tak, jak do tej pory, to ani jeden, ani drugi kandydat tych wyborów nie wygra.

Z punktu widzenia interesów Tuska, czyli podjęcia próby pełnej kontroli nad własną partią, a następnie na tej podstawie rozpoczęcia reformy konstytucyjnej, najlepszym kandydatem na prezydenta, jest Włodzimierz Cimoszewicz. Problem w tym, że Tusk musiałby przekonać do tej kandydatury swoich kooperantów. Wiele zależy od oceny przesłuchania Tuska przed komisją hazardową wewnątrz PO. Jeśli okaże się pozytywna, Tusk będzie mógł sobie pozwolić na bardzo wiele, nawet na przeforsowanie Cimoszewicza. Wtedy to nie on, ale jego partia stałaby się wobec niego zakładnikiem. Tusk stałby się jedynym sprawiedliwym w ramach wąskiego kręgu decyzyjnego w tej partii. WP: Czy wpływ na decyzję Tuska miały prace komisji hazardowej? Może premier nie chciał zeznawać z pozycji kandydata w wyborach i później zmieni tę decyzję, bierze pan pod uwagę taki scenariusz?

- Jeśli premier wycofałby się z tej decyzji, to totalnie by się ośmieszył. Oznaczałoby to, że stosuje politykę uników i ma niepoważny stosunek do całej kampanii. Miałoby to dla niego fatalne skutki, nie sądzę, żeby miał taki ruch wykonać. Zmniejszyłby w znacznym stopniu swoją wiarygodność wobec osób, które odczuwają przywiązanie do funkcji prezydenta. Polityk nie powinien robić aż tak znaczących wolt w tak krótkim czasie.

WP:

Czy to będzie "długi marsz", przygotowanie do startu Tuska w wyborach za pięć, a może nawet za 10 lat?

- Tego nie możemy wykluczyć, bo nie ma tu żadnej sprzeczności. Jeżeli w ciągu następnych pięciu lat Tuskowi udałoby się uporządkować sprawy w partii, zmniejszyć rangę poszczególnych frakcji, miałby wówczas fantastyczny moment, żeby startować.

WP: Ludwik Dorn odnosząc się w TVN24 do decyzji Tuska powiedział, że motywem, który kierował premierem, nie jest dobro Polski, ale strach o to, co dzieje się w szeregach Platformy. Tusk jest jak ojciec, który może wyjechać na pięcioletnie wakacje, o których marzył przez całe życie, ale nie chce opuszczać rodziny, bo widzi, że córka się puszcza, syn jest lekko upośledzony, drugi kioski obrabia, bratowa ciężko chora, a szwagier ma kasyna - mówił. Podoba się panu ta retoryka?

- Nie, ale tak jak mówiłem wcześniej, zgadzam się z Dornem w tym punkcie, że jednym z powodów decyzji Tuska była konieczność zaprowadzenia porządku we własnej partii.

WP:

Czy rezygnacja Tuska zwiększa szanse Lecha Kaczyńskiego na reelekcję?

- Trudno w tej chwili powiedzieć, bo nie ma jeszcze żadnych badań na ten temat. Co możemy stwierdzić na pewno to fakt, że dla Lecha Kaczyńskiego jest to ostatni moment na zmianę politycznego emploi. Prezydent powinien być bardziej wyluzowany, autoironiczny, a przez to bardziej ludzki. Przede wszystkim musi poprawić swój wizerunek w mediach.

WP: Eksperci podkreślają, że obecnie każdy kandydat Platformy wygra starcie z Lechem Kaczyńskim. Też pan tak sądzi?

- W tej chwili pewnie tak jest. Dlatego dla Lecha Kaczyńskiego to istotny, newralgiczny moment, ostatnia szansa, by podjąć istotne decyzje, o których mówiłem. Na jego miejscu nie przejmowałbym się tym, że w tym momencie obaj mają nad nim przewagę, ale wyciągnąłbym z tego wnioski.

WP: Co nas jeszcze może w tej kampanii zaskoczy? Jaka będzie w niej rola Andrzeja Olechowskiego i Jerzego Szmajdzińskiego? Czy mogą wyrosnąć na poważnych kandydatów?

- Z uwagi na obecny status lewicy, Szmajdziński nie ma żadnych szans, nawet jako "Superszmaja". Natomiast Olechowski, z tego co obserwuję, podejmuje próby kokietowania Platformy, by uzyskać ewentualne poparcie w drugiej turze. Dla niego balastem są związki z Piskorskim - anatemą Platformy. Myślę, że Olechowskiemu nie uda się zrealizować misternego planu, by stać się w przyszłości przeciwwagą dla Komorowskiego czy Sikorskiego.

Z prof. Wawrzyńcem Konarskim rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

Wawrzyniec Konarski (ur. 1957) – polski politolog, profesor Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie i Uniwersytetu Warszawskiego, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Nauk Politycznych. Zajmuje się zagadnieniami systemów politycznych, partii i systemów partyjnych, historią i współczesnością nacjonalizmów europejskich, a także etnopolityką i ruchami etnoregionalistycznymi w Europie.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (0)