"Raport NIK ws. Smoleńska jest miażdżący"
Samolot Tu-154M nie miał prawa wykonać lotu z zamiarem lądowania w Smoleńsku, ponieważ brakowało jasnych procedur, a istniejące nie były przestrzegane - uważa prezes NIK Jacek Jezierski. Raport o bezpieczeństwie lotów VIP w latach 2005-2010 Izba przesłała do sejmu. Zdaniem eksperta od spraw lotnictwa Tomasza Hypkiego raport NIK ws. Smoleńska jest miażdżący.
09.03.2012 | aktual.: 09.03.2012 14:47
"Samolot nie miał prawa lecieć do Smoleńska"
- Chyba najważniejszym czy jednym z istotnych ustaleń kontroli jest to, że ten samolot zgodnie z polskim systemem prawnym nie miał prawa wykonać tego lotu z zamiarem lądowania w Smoleńsku, ponieważ to było lotnisko nieistniejące w rejestrze lotnisk, w związku z czym traktowane jako nieczynne - powiedział prezes NIK Jacek Jezierski rano w "Sygnałach Dniach" na antenie Polskiego Radia.
Jezierski wyjaśnił, że polskie prawo nie zna pojęcia "lotniska tymczasowo czynnego". - Samolot mógł wykonać lot tylko na lotnisko czynne - czyli nie do Smoleńska - sprecyzował.
Prezes NIK poinformował, że raport z kontroli dotyczącej organizacji transportu lotniczego najważniejszych osób w państwie i zapewnienia ich bezpieczeństwa podczas tego transportu rano w wersji ostatecznej został zamieszczony na stronach internetowych Izby i w tej wersji został przesłany sejmowi. Jezierski wyjaśnił też, że celem raportu nie było wyjaśnienie wszystkich przyczyn, ale "pokazanie pewnego tła, na którym ta katastrofa mogła zaistnieć".
- Opinia publiczna dowie się tak naprawdę, jaki był stan w całym państwie, bo to w zasadzie całe państwo odpowiada za brak spójnego systemu procedur, który by zabezpieczał te najważniejsze osoby w państwie. Ta kontrola - chyba największym jej uzyskiem ma być zmiana - stworzenie systemu pełnego, który by spinał wszystkie procedury, który by usytuawiał pełną odpowiedzialność w jednym miejscu tak, żeby nie mogła się powtórzyć sytuacja, jaka miała miejsce 10 kwietnia 2010 r. - tłumaczył prezes NIK.
O raporcie mówił też szef klubu PiS Mariusz Błaszczak, który w październiku 2005 r. został powołany na stanowisko szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w rządzie PiS. Błaszczak oświadczył na konferencji w Sejmie, że raport "rozmywa odpowiedzialność". - Różnica podstawowa między naszym rządem, a Donalda Tuska polegała na tym, że nasz rząd nie prowadził wojny z prezydentem, a rząd Tuska prowadził, czego dowodem jest odmowa przez szefa kancelarii premiera w rządzie Tuska udzielenia samolotu prezydentowi - ocenił.
Błaszczak zaznaczył, że w czasie gdy on kierował pracami kancelarii premiera nie zdarzyło się, aby ta odmówiła prezydentowi samolotu.
Część raportu niejawna
Jezierski dodał, że raport nie będzie w całości jawny: "pewne kontrole, które się złożyły na ten końcowy raport przeprowadzone w Biurze Ochrony Rządu i Ministerstwie Spraw Wewnętrznych będą objęte klauzulami i one zostaną przesłane, wyniki tych kontroli, tylko najważniejszym osobom w państwie w sposób oklauzulowany". - Tam są szczegółowe procedury dotyczące zwapnienia bezpieczeństwa stosowane przez Biuro Ochrony Rządu i jest zupełnie oczywiste, że one nie mogą ujrzeć światła dziennego. Natomiast wszystkie generalne nieprawidłowości także w tych instytucjach zostały opisane w części jawnej - wyjaśnił Jezierski przyczyny wyłączenia jawności niektórych fragmentów raportu.
"Winna Kancelaria Prezydenta"
Były szef rządu Leszek Miller uważa, że odpowiedzialność w takich wypadkach ponosi także Kancelaria Prezydenta. - Jak ja pamiętam swoje doświadczenia odnoszące się do lotów specjalnych, to Kancelaria Premiera spełniała raczej funkcje techniczne, natomiast Kancelaria Prezydenta odpowiadała za rekrutację, za skład delegacji - mówi Leszek Miller.
Najważniejszą konkluzją raportu jest jednak to - jak zaznacza szef SLD - że polski samolot nigdy nie powinien wylądować w Smoleńsku.
"Raport NIK ws. Smoleńska jest miażdżący"
Zdaniem eksperta od spraw lotnictwa Tomasza Hypkiego raport NIK dotyczący katastrofy w Smoleńsku pokazuje sytuację tak, jak ona w rzeczywistości wyglądała.
Ekspert zaznacza, że raport to kolejny dowód poważnych uchybień w zapewnieniu bezpieczeństwa VIP-ów. Jak zaznacza, państwo w żaden sposób nie dbało o bezpieczeństwo najważniejszych polityków i co gorsza - nie zadbało o to po katastrofie.
Zdaniem Hypkiego, nie wyciągnięto z katastrofy konsekwencji, bo gdyby tak było, to następnego dnia po katastrofie zdymisjonowani byliby ministrowie Arabski i Klich - odpowiedzialni za przygotowanie lotów. A generał Czaban powinien być wyrzucony z wojska. Zdaniem Tomasza Hypkiego, do tej pory prawie nic się w tej kwestii nie zmieniło, a najważniejsze osoby w państwie są tak samo zagrożone jak przed katastrofą - latają samolotami, które się do tego nie nadają. - Tragiczna sytuacja może się znowu powtórzyć - zaznacza ekspert.
Zastrzeżenia KPRM i MON do wniosków raportu
Wstępną wersję raportu Polska Agencja Prasowa opisała 25 stycznia. NIK uznała w nim, że wyjazdy najważniejszych osób w państwie, korzystających z wojskowego lotnictwa transportowego, były w latach 2005-10 organizowane w sposób niegwarantujący należytego poziomu bezpieczeństwa. Jeszcze w styczniu podano, że zastrzeżenia do wniosków NIK zgłosiła kancelaria premiera, a Ministerstwo Obrony Narodowej nie podziela wielu z tamtejszych ocen.
Z ustaleń NIK wynika, że w kontrolowanym okresie istniało nawet ryzyko zagrożenia życia i zdrowia osób korzystających z lotnictwa transportowego Sił Zbrojnych RP. Ryzyko to zwiększały nieprawidłowości występujące zwłaszcza w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego.
Wiele ustaleń NIK pokrywa się z ustaleniami komisji Jerzego Millera, która stwierdziła braki w kadrach i wyszkoleniu lotników z tej jednostki - do czego przyczyniło się także Dowództwo Sił Powietrznych i MON, które nie zbudowały "przejrzystych ścieżek kariery zawodowej". Dlatego piloci odchodzili z Pułku - stwierdza NIK.
Według Izby w kontrolowanym okresie aż do katastrofy smoleńskiej, ani MON, ani kolejne rządy nie wypracowały spójnej koncepcji organizowania transportu lotniczego dla najważniejszych osób w państwie, która stanowiłaby punkt wyjścia dla zapewnienia im odpowiedniego bezpieczeństwa. "Kolejni ministrowie obrony i dowódcy sił powietrznych wiedzieli od dowódców SPLT o problemach kadrowych, szkoleniowych oraz jakości sprzętu, jakim pułk dysponował, nie podejmowali jednak wystarczających działań, aby sytuację zmienić" - ustaliła Izba.
"Kancelaria Prezesa Rady Ministrów otrzymała od Najwyższej Izby Kontroli wystąpienie pokontrolne i przesłała do niego swoje zastrzeżenia w sprawie ocen, uwag i wniosków. Obecnie zastrzeżenia są rozpatrywane przez Izbę" - poinformowało Centrum Informacyjne Rządu w styczniowym komunikacie. CIR podkreśliło, że prace nad raportem NIK z przeprowadzonej kontroli w zakresie prawidłowości organizacji wyjazdów VIP-ów w latach 2005-2010, nie zostały jeszcze zakończone i kancelaria premiera będzie mogła odnieść się do treści raportu i wniosków w nim zawartych dopiero po opublikowaniu dokumentu.
Wiadomo, że MSW, BOR, Dowództwo Sił Powietrznych oraz rozformowany 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego nie wniosły zastrzeżeń do ustaleń NIK. W piątek rzecznik prasowy Dowództwa Sił Powietrznych ppłk Sławomir Gąsior powiedział, że dowództwo czeka, aż raport NIK zostanie mu oficjalnie doręczony. - Wtedy go przeanalizujemy i zajmiemy stanowisko - zapewnił. W styczniu ppłk Gąsior informował też, że Siły Powietrzne realizują zalecenia wynikające z raportu komisji ministra Millera.
Według ustaleń NIK nieprawidłowości w przygotowywaniu wizyt i przelotów występowały w całym kontrolowanym okresie zarówno po stronie cywilnej jak i wojskowej.
Na podstawie zeznań osób przesłuchanych przez NIK ustalono, że w całym kontrolowanym okresie były pewne nieprawidłowości w przekazywaniu zamówień na lot z kancelarii prezydenta, premiera, sejmu i senatu - co zgodnie z zawartym porozumieniem - koordynuje szef kancelarii premiera. Zdarzało się, że zamówienie na lot dla VIP trafiały do KPRM bez wymaganych danych, np. o planowanej liczbie pasażerów, i bez tych danych, po wymaganym terminie, wysyłano je do BOR i 36. pułku, które znów w ostatniej chwili usiłowały je ustalić.
NIK stwierdziła, że nieterminowe przesyłanie przez KPRM zamówień (zwłaszcza niekompletnych) do specpułku utrudniało prawidłowe przygotowanie się do lotu. "Przyczyniało się to m.in. do nieterminowego składania wniosków o zgody dyplomatyczne na przelot i lądowanie poza granicami kraju. Z tego powodu zgody wpływały niekiedy w ostatniej chwili przed wylotem. Tego rodzaju wyjaśnienia złożyły kontrolerom NIK osoby zajmujące kierownicze stanowiska w SPLT" - czytamy w ustaleniach NIK.
Kontrolerzy NIK ustalili też, że BOR nie sporządzało rzetelnie analiz zagrożenia ochranianych osób, zajmujących kierownicze stanowiska w państwie. To z kolei utrudniało właściwe zaplanowanie ich ochrony. W BOR nie stworzono też spójnego systemu procedur. Zarazem - jak podkreśla rzecznik NIK Paweł Biedziak - ustalono, że BOR nie mogło dokonywać "lotniczego" rekonesansu lotniska, na którym wylądować miał VIP, a 36. Pułk o to nie występował.
BOR nieprawidłowo nadzorowany
Zarazem NIK ustaliła, że kolejni ministrowie MSWiA nie nadzorowali prawidłowo BOR w zakresie zapewnienia bezpieczeństwa ochranianym osobom. "Ministrowie MSWiA nie wiedzieli o występujących w BOR nieprawidłowościach, m.in. związanych ze sporządzaniem analiz zagrożenia ochranianych osób oraz planowaniem ich ochrony, a także z niedostosowaniem procedur wewnętrznych BOR do przepisów wydawanych przez kolejnych ministrów MSWiA" - głosi dokument. - Chodzi o kwestię systemową: MSWiA wydaje zarządzenia, a służby nie uzupełniają swych procedur w sposób wynikający z tych zarządzeń - wyjaśnił Biedziak.
Zastrzeżeń NIK w stosunku do BOR nie chciał w styczniu komentować rzecznik Biura Dariusz Aleksandrowicz. Jak podkreślił, część raportu dotycząca BOR jest poufna i z uwagi na to BOR nie odniesie się do tych doniesień.
Pozytywna ocena dla MSZ
NIK pozytywnie oceniła MSZ w zakresie reagowania na sytuacje kryzysowe. Ustalono, że resort posiadał stosowne procedury i prawidłowo reagował na zdarzenia nadzwyczajne. "NIK pozytywnie ocenia działania MSZ po zaistnieniu katastrof komunikacyjnych poza granicami kraju, w tym działania podjęte w związku z katastrofą smoleńską" - czytamy w dokumencie Izby. Zarazem stwierdzono, że w MSZ są instrukcje, procedury i zbiór dobrych praktyk dot. przygotowywania wizyt zagranicznych vipów. "W niektórych procedurach występowały jednak luki (np. uzyskiwanie zezwoleń dyplomatycznych na przeloty i lądowania nie było przez MSZ skutecznie monitorowanie)" - uznano.
Raport trafi do prokuratur
Raport NIK o bezpieczeństwie lotów VIP w latach 2005-10 będzie przekazany do warszawskich prokuratur badających katastrofę smoleńską - do Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga oraz do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Wojskowa prokuratura prowadzi główne śledztwo w sprawie okoliczności katastrofy smoleńskiej. W praskiej prokuraturze okręgowej toczą się zaś dwa śledztwa dotyczące organizacji lotów premiera Donalda Tuska i prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Katynia - 7 i 10 kwietnia 2010.
Prok. Marcin Maksjan z Naczelnej Prokuratury Wojskowej powiedział, że prokuratorzy WPO zwrócą się do NIK o przesłanie raportu. - Zostanie on włączony w poczet materiału dowodowego i poddany ocenie przez prokuratorów prowadzących śledztwo dotyczące katastrofy - zaznaczył Maksjan.
- Otrzymywaliśmy od NIK sukcesywnie materiały dotyczące prowadzonej kontroli. Mamy zapewnienie, że dostaniemy również cały raport. Zostanie on wnikliwie przeanalizowany - powiedziała z kolei rzeczniczka praskiej prokuratury okręgowej prok. Renata Mazur.
Wojskowa prokuratura bada m.in. wątek organizacji lotu z 10 kwietnia po stronie wojskowej. W końcu sierpnia zeszłego roku WPO postawiła zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych dwóm oficerom, którzy w 2010 r. zajmowali dowódcze stanowiska w 36. specpułku obsługującym loty najważniejszych osób w państwie. Chodzi o organizację lotu w zakresie wyznaczenia i przygotowania załogi samolotu. Podejrzani nie przyznali się do winy i odmówili składania wyjaśnień. Za zarzucany czyn grozi im do trzech lat więzienia.
Z kolei spośród dwóch śledztw prowadzonych przez PO Warszawa-Praga jedno dotyczy ewentualnego niedopełnienia obowiązków lub przekroczenia uprawnień przez urzędników i funkcjonariuszy publicznych kancelarii prezydenta, premiera, MSZ, MON i polskiej ambasady w Moskwie; drugie zaś funkcjonariuszy BOR i ewentualnych nieprawidłowości przy zabezpieczeniu tych wizyt. W tym śledztwie zarzut niedopełnienia obowiązków usłyszał w lutym wiceszef BOR gen. Paweł Bielawny.