Proces ws. śmierci Jasia Olczaka
Rodzice 3-letniego chłopca dochodzą sprawiedliwości przed sądem
Rodzice zmarłego 3,5-latka walczą o sprawiedliwość - zdjęcia
W Sądzie Rejonowym Warszawa-Śródmieście rozpoczęła się rozprawa ws. głośnej śmierci 3,5-letniego Jasia Olczaka. Na ławie oskarżonych zasiadło czterech z sześciu lekarzy, którym postawiono w tej sprawie zarzuty: Sabina D., Józef Ł., Mohammed K. i Magdalena J. C. Wszyscy obrońcy lekarzy wnieśli o wyłącznie jawności procesu. Sprawę prowadzi sędzia Małgorzata Drewin.
Rodzice zmarłego przed pięcioma laty chłopca od trzech lat toczą bój z lekarzami, których obwiniają za śmierć syna. - Domagam się, aby ci lekarze stracili prawo do wykonywania zawodu, bo przez ich zaniedbania moje dziecko nie żyje - powiedziała Anna Kęsicka, mama Jasia, w rozmowie z reporterką WP.PL.
Na zdjęciu obok: rodzice Jasia na sali sądowej.
(WP.PL/meg)
Rodzice 3-letniego chłopca dochodzą sprawiedliwości przed sądem
Sprawa dotyczy Jasia Olczaka z Warszawy, który w 2008 roku zmarł w wyniku nierozpoznanego zakażenia sepsą. Dziecko mogło przeżyć, gdyby któryś z licznie odwiedzanych specjalistów, postawił właściwą diagnozę. Uratowałoby go - jak twierdzi Anna Kęsicka, mama chłopca - podanie najprostszego antybiotyku stosowanego przy infekcjach górnych i dolnych dróg oddechowych...
Na zdjęciu obok: czwórka z szóstki lekarzy, którzy usłyszeli zarzuty ws. śmierci Jasia
Rodzice 3-letniego chłopca dochodzą sprawiedliwości przed sądem
Wszystko zaczęło się na trzy dni przed Wigilią w 2008 roku. Wtedy Jaś zaraził się od starszego brata ospą. - W Wigilię zaczął skarżyć się na ból nóżki - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską mama dziecka.
Rodzice wezwali lekarkę z prywatnej przychodni, która stwierdziła, że powodem bólu może być powikłanie po ospie - zapalenie stawu biodrowego - i dała skierowanie na badanie krwi i RTG. Pierwszego dnia świąt chłopiec dostał 40-stopniowej gorączki, więc wezwano pogotowie, które odmówiło przyjazdu.
Rodzice 3-letniego chłopca dochodzą sprawiedliwości przed sądem
Zdesperowani rodzice zamówili kolejną wizytę domową. Lekarz, który nawet Jasia dobrze nie zbadał, doradził, by rodzice włożyli chłopca do wody i w ten sposób zbili gorączkę.
Po świętach Jaś przeszedł badania krwi i RTG. Wyniki były na tyle złe, że w przychodni zalecono rodzicom stawienie się z dzieckiem w szpitalu przy ul. Niekłańskiej. Tu zrobiono dziecku usg stawów i odesłano do domu z zaleceniem wizyty kontrolnej następnego dnia.
Na zdjęciu obok: adwokaci oskarżonych lekarzy
Rodzice 3-letniego chłopca dochodzą sprawiedliwości przed sądem
Mama Jasia uważa, że gdyby od razu po badaniach dziecku przepisano antybiotyk, dziś żyłoby. - Wielu lekarzy, z którymi po śmierci Jasia rozmawiałam dziwiło się, dlaczego żaden lek nie został wówczas zalecony - wspomina Anna Kęsicka.
A jednak. - Na Niekłańskiej, stwierdzono, że w następstwie ospy, dziecko ma zapalenie stawu biodrowego, a tego antybiotykami się nie leczy. Minie samo.
Obok: prowadząca sprawę sędzia Małgorzata Drewin.
Rodzice 3-letniego chłopca dochodzą sprawiedliwości przed sądem
Rodzice nie odpuszczali. Jaś przeszedł kolejne badania. Okazało się, że bardzo wysokie CRP (tzw. białko ostrej fazy, które wzrasta w stanach zapalnych - przyp. red.), co wskazywało na poważną infekcję. Jaś czuł się coraz gorzej, wymiotował, spuchła mu prawa ręka.
- Jeden z lekarzy stwierdził, że to problem hematologiczny i oni się na tym nie znają. Odesłali nas do szpitala przy ul. Marszałkowskiej - mówi Anna Kęsicka. Lekarka, która przyjęła matkę Jasia uznała, że stan, w jakim znajduje się dziecko, zagraża jego życiu i... skierowała do szpitala zakaźnego na Woli, bo - jak wyjaśniała, nie weźmie na oddział hematologiczny dziecka z ospą.
Rodzice 3-letniego chłopca dochodzą sprawiedliwości przed sądem
Obolały Jaś trafił do wolskiego szpitala na chwilę. Lekarka stwierdziła bowiem, że dziecko już nie zaraża, więc może być leczone na hematologii przy Marszałkowskiej. Na oddziale wykonano kolejne badania morfologiczne, a na ciele Jasia pojawiły się wybroczyny. Po kolejnych kilku godzinach, wieczorem, lekarz stwierdził, że chłopiec ma potężne zaburzenia krzepnięcia krwi oraz uogólnioną infekcję organizmu. Stan dziecka, który pogarszał się w błyskawicznym tempie, określił jako ciężki.
Tata Jasia zapytał lekarza, czy to sepsa. Doktor powiedział, że to możliwe. Dziecko trafiło na OIOM. Do rana 29 grudnia trwała walka o jego życie. O 4.45 jego serce przestało bić.
Rodzice 3-letniego chłopca dochodzą sprawiedliwości przed sądem
Jak się okazało, przyczyną śmierci był paciorkowiec. To bakteria, którą większość ludzi ma w gardle i leczy się ją zwykłymi antybiotykami. To wszystko mogło zakończyć się szczęśliwie gdyby tylko pojawił się ktoś, kto lek by przepisał.
Niestety - rodzice z chorym dzieckiem odbijali się tylko od jednych lekarskich drzwi do drugich.
Rodzice 3-letniego chłopca dochodzą sprawiedliwości przed sądem
W listopadzie 2012 roku w Izbie Lekarskiej zapadło rozstrzygnięcie, w wyniku którego dwóch lekarzy otrzymało upomnienie, a jeden naganę. Rodzice Jasia zawiadomili o sprawie prokuraturę, a sprawa trafiła do sądu karnego. Sześciu lekarzom postawiono zarzuty z art. 160 kk. Pierwsza rozprawa odbyła się w lutym 2013 r., kolejna - 21 maja.
Jako pierwszy we wtorek wyjaśnienia składa lekarz Mohammed K. (na zdjęciu). Opowiada o wizycie domowej 25 grudnia 2008 r. w domu Jasia Olczaka.