PolskaPremier w SMS-ie

Premier w SMS-ie

Dla nas podstawową zasadą jest przezroczystość władzy. Nasi poprzednicy często zamiast rządzeniem zajmowali się robieniem własnych interesów. To się nie powtórzy". Tak tydzień temu mówił na łamach "Wprost" Kazimierz Marcinkiewicz, kandydat na premiera. Mówił też: "Sami będziemy się kontrolować (...) egzekucje będą natychmiastowe". Czyżby Kazimierz Marcinkiewicz wraz z wystawieniem go na premiera oddzielił swoją przeszłość grubą kreską?

10.10.2005 | aktual.: 10.10.2005 10:27

Dobroczyńca Łuczak

Od pewnego czasu w życiu Kazimierza Marcinkiewicza obecny jest biznesmen Jan Łuczak. - Jana Łuczaka znam od jakichś ośmiu lat. Poznaliśmy się, bo w swojej firmie w Gorzowie Wielkopolskim zatrudniał wielu moich kolegów - tłumaczy "Wprost" Kazimierz Marcinkiewicz. O Janie Łuczaku głośno zrobiło się w 2001 r., pod koniec rządów AWS. Wtedy prokuratura i UOP zaczęły badać, czy w Ministerstwie Łączności nie doszło do korupcji. W atmosferze skandalu stanowisko utracił szef resortu Tomasz Szyszko, partyjny kolega Marcinkiewicza z ówczesnego Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego.

Dyrektorem generalnym w ministerstwie był Mirosław Marcinkiewicz, starszy brat Kazimierza. Jan Łuczak był doradcą ministra podczas przetargu na koncesję na telefonię mobilną (UMTS). Jednocześnie próbował stworzyć wokół grupy finansowej Raiffeisen konsorcjum prywatnych firm, które miały stanąć do walki o licencję. Licencje przyznawał minister łączności, któremu Łuczak doradzał.

W wywiadzie opublikowanym w poprzednim numerze "Wprost" Marcinkiewicz zapewniał: "Nie łączyły nas [z Łuczakiem] nigdy i nie łączą żadne, najmniejsze nawet interesy. Nigdy nie nastąpił żaden konflikt między moją pracą publiczną a jego działalnością biznesową". Czyżby? Gdy w 2002 r. Marcinkiewicz wraz z Wiesławem Walendziakiem (od niedawna wiceprezesem Prokom Investment, a wcześniej jednym z liderów PiS) i Mirosławem Styczniem współtworzył intelektualne zaplecze partii braci Kaczyńskich, czyli Instytut Środkowoeuropejski, Łuczak im pomógł.

Do instytutu należy fundacja zajmującą się działalnością ekspercką i wydawniczo-publicystyczną, a głównym sponsorem fundacji została żona Jana Łuczaka. Na fundację przekazała około 200 tysięcy złotych. - Wiem, że osobę publiczną obowiązują wyśrubowane standardy, dlatego dwa, trzy miesiące temu zrezygnowałem z zajmowania się instytutem, zostawiając wszystko Wieśkowi Walendziakowi - mówi "Wprost" Kazimierz Marcinkiewicz. Czyżby wcześniej - jako poseł PiS i szef sejmowej Komisji Skarbu - nie był osobą publiczną?

Ponadto jedna z firm Łuczaka została tytularnym sponsorem gorzowskiego klubu koszykówki żeńskiej AZS PWSZ TelecomMedia. Kazimierz Marcinkiewicz jest wiceprezesem tego klubu. Firma TelecomMedia należąca w 40 proc. do Łuczaka działa na rynku usług SMS-owych w Polsce i na Ukrainie. W jej władzach zasiada m.in. warszawski radny PiS Piotr Ciompa. W TelecomMedia pracuje też syn kandydata na premiera - Maciej Marcinkiewicz. Gdy Mirosław Marcinkiewicz, brat kandydata na premiera, odszedł z Ministerstwa Łączności, znalazł pracę u Łuczaka. Weki Marcinkiewicza

Jan Łuczak pożyczał duże kwoty najbliższej rodzinie Kazimierza Marcinkiewicza. Z wyciągu z firmowej karty kredytowej biznesmena, który zdobyli dziennikarze "Wprost", wynika, że bracia Mirosław i Arkadiusz (najmłodszy z rodzeństwa) Marcinkiewiczowie tylko od września do listopada 2001 r. zwrócili Łuczakowi pożyczki w wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych. - 2001 r.? Nie umiem powiedzieć, o co chodzi. To są jakieś nasze rozliczenia - mówi "Wprost" Arkadiusz Marcinkiewicz, gorzowski radny PiS. Podobnie wpłaty na konto Łuczaka tłumaczy Miosław Marcinkiewicz.

Łuczak pożyczał pieniądze także obecnemu kandydatowi na premiera. Kazimierz Marcinkiewicz w rozmowie z "Wprost" przyznał, że dzięki pożyczce od Łuczaka w 2002 r. razem ze swymi najbliższymi spędził zimowe ferie w znanym szwajcarskim kurorcie Zermatt. W lutym 2003 r. Łuczak towarzyszył też Marcinkiewiczowi w wyjeździe na narty do Crans Montany w Alpach. - To są najdroższe kurorty świata. Nie stać nas z rodziną na wizyty w szwajcarskich restauracjach, na które może sobie pozwolić pan Łuczak. Dlatego żony, moja i braci, przed każdym wyjazdem przygotowują dużo weków z jedzeniem - opowiada "Wprost" Kazimierz Marcinkiewicz.

Grzegorz Indulski
Jarosław Jakimczyk

Źródło artykułu:Wprost
Zobacz także
Komentarze (0)