Ostre spięcie między Szczypińską i zięciem L. Kaczyńskiego
- Nie przeproszę pani Szczypińskiej – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Marcin Dubienecki, zięć tragicznie zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Za co Dubienecki miałby przepraszać posłankę, która uchodzi za prawą rękę Jarosława Kaczyńskiego? Chodzi o list, do którego dotarł „Super Express”. Podobno Dubienecki napisał do posłanki, że mąci we własnej partii i doprowadza ją na skraj upadku. W prywatnej korespondencji doradził jej też, aby... włożyła różę w zęby i przespacerowała się po Słupsku z jakimś księdzem. Czy wymiana zdań między Szczypińską a Dubienieckim jest początkiem starcia o władzę w regionie? Posłanka mówi, że dla takiego człowieka nie ma miejsca w PiS.
W liście, którego fragmenty cytuje gazeta, Marcin Dubienecki napisał do szefowej gdyńskiego okręgu PiS: „ Nie chcę jako wyborca, aby reprezentował mnie w sejmie ktoś, kto nie rozumie podstawowych pojęć z zakresu gospodarki, a jedynie potrafi mącić we własnej partii, którą doprowadza na skraj upadku. Myślę, że samej Pani będzie ciężko wskazać osiągnięcia jako przewodniczącej w ostatnich latach poza jednym - że udało się Pani zostać przewodniczącą”. Zaproponował też, aby posłanka powróciła do starych tradycji, włożyła różę w zęby i przespacerowała się po Słupsku z jakimś księdzem dla podtrzymania dobrego humoru mieszkańców.
Posłanka otrzymała list w połowie września i nie pozostawiła sprawy bez komentarza. Stwierdziła w rozmowie z „Super Expressem”, że to „popis rzadkiego chamstwa” i odpisała, że wykazał się brakiem kultury. Dubienecki miał zagrozić w kolejnym liście, że zacznie publiczną debatę na jej temat.
Szefowa gdyńskiego okręgu partii i wiceszefowa klubu parlamentarnego zapowiada, że oczekuje przeprosin. W przeciwnym razie pójdzie do sądu. Co na to adresat listu? – Mój list był wyważony, więc nie zamierzam za nic przepraszać. Nie napisałem nic obraźliwego, co z punktu widzenia kodeksu cywilnego, naruszało dobra osobiste pani Szczypińskiej. To posłanka, używając w odniesieniu do mnie określenia „popis rzadkiego chamstwa”, naraża się na zarzut naruszenia dóbr osobistych. Proszę panią poseł, aby ważyła słowa. Jeśli nie, nie wykluczam, że skieruję sprawę do sądu za nazwanie mnie chamem – mówi rozmowie z Wirtualną Polską Marcin Dubienecki.
Pytany, dlaczego skierował do posłanki list mówi: - To był list rozpaczy dziesiątek lokalnych działaczy PiS, którzy nie są w stanie z nią współpracować. Lokalni działacze PiS przychodzili do mnie nie raz, mówiąc: „Chłopie, zrób coś z tą kobietą, ona jest nieobliczalna”. Jako wyborca i osoba związana rodzinnie z prezesem PiS, nie mogłem tak tego zostawić.
- Gdyby był dobrze wychowany, miał poczucie przyzwoitości to przeprosiłby, albo zawstydziłby się. Przykro mi, że człowiek, z którym nigdy nie rozmawiałam, w ten obrzydliwy sposób zaatakował mnie. To szczeniackie zachowanie, które uderza w cały PiS, także Jarosława Kaczyńskiego – oburza się w rozmowie z Wirtualną Polską Jolanta Szczypińska. Posłanka dodaje, że wypowiedziane przez adwokata słowa wykluczają go z życia politycznego. - Dla niego nie ma miejsca ani w PiS, ani w żadnej innej partii - podkreśla.
O co chodzi?
Na początku sierpnia, w wywiadzie dla Wirtualnej Polski, adwokat Marcin Dubienecki opowiadał o swoich planach związanych z polityką. Mówił, że rozważa start w wyborach parlamentarnych, bo chciałby wnieść swoje doświadczenie do polityki i skupić się na jednym, strategicznym sektorze - gospodarce. Pytany o to, czy chciałby w przyszłości zostać premierem, stwierdził, że "życie pokaże".
Kilka dni później „Fakt” napisał, że podobno Jarosław Kaczyński miał obiecać Dubieneckiemu „jedynkę” na partyjnej liście wyborczej w Gdyni. Problem w tym, że jest to bastion... Jolanty Szczypińskiej, szefowej gdyńskiego okręgu, która podobno obawia się o swoją pozycję w regionie.
Jolanta Szczypińska tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską, że jeśli Dubieniecki chce startować w wyborach, powinie wykorzystać drogę formalną, spełnić określone kryteria, tymczasem tego nie zrobił. - Być może miał aspiracje, chciał pełnić rolę rozdającego w regionie, ale mu nie wyszło. W żadnym stopniu nie jest jednak uprzywilejowany, obowiązuje go to samo prawo statutowe, co innych. Nie ma taryfy ulgowej - podkreśla posłanka.
Sam Dubienecki, mówi w rozmowie z Wirtualną Polską, że „nie jest z tych, którzy takimi metodami walczyliby o pozycję w regionie”. Pytany, czy nie boi się podpaść prezesowi PiS za krytykowanie posłanki, która jest postrzegana jako prawa ręka Jarosława Kaczyńskiego, oburza się: - Jaka prawa ręka? Jej popularność wzięła się z budowania mitu, że jest prawą ręką, ale bez przesady, to nieprawda. – mówi Dubienecki. Dodaje, że nie wie, czy Jarosław Kaczyński odwzajemnia uczucia posłanki. - Nie jestem mieszkańcem duszy Jarosława Kaczyńskiego, proszę jego pytać, co czuje do Szczypińskiej. Proszę jednak nie obrażać go. To tylko fakt prasowy stworzony przez tą panią, by zaistnieć w mediach. – podsumowuje adwokat.
Co na to Szczypińska? - Nie mogę się zniżać do jego poziomu i tego komentować. To nie jest partner do rozmowy. Jeśli nie przestanie mnie obrażać, zastanowię się co dalej robić - podsumowuje posłanka.
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska