Polska"Niech bliźniaczki Napieralskiego zaśpiewają Kaczyńskiemu"

"Niech bliźniaczki Napieralskiego zaśpiewają Kaczyńskiemu"

Moją pierwszą reakcją po dobrym wyniku Napieralskiego (i konieczności zawalczenia o wyborców SLD) było "trzeba odnaleźć bliźniaczki, które śpiewały dla Napieralskiego. Niech pojadą w trasę z Kaczyńskim, albo niech zaśpiewają z Mariuszem Kamińskim czy Cymańskim" - pisze prof. Jadwiga Staniszkis w felietonie dla Wirtualnej Polski.

"Niech bliźniaczki Napieralskiego zaśpiewają Kaczyńskiemu"
Źródło zdjęć: © studio.wp.pl

Takie radosne disco polo to dla wielu młodych ludzi synonim luzu utożsamianego ze społecznym awansem. Z zapominaniem o hierarchii. Ale, i przekazałem tę uwagę do sztabu, główna energia Jarosława Kaczyńskiego powinna pójść w kierunku rozwinięcia programu "solidarnego społeczeństwa" i skonkretyzowania proponowanej przez niego strategii zrównoważonego, nowoczesnego rozwoju (z silnym wskazaniem na edukację, awans tzw. prowincji, pracę, rodzinę), jako sposobu rozwiązywania problemów społecznych, z którymi borykają się i wyborcy SLD i PiS-u.

Powinien pokazać ryzyko technokratycznego programu PO: tylko metropolie, ograniczanie związków zawodowych, restrykcje w kodeksie pracy, upadek stoczni. Ale nie bać się prywatyzacji. W służbie zdrowia mieszany system się sprawdza. Kluczowy jest koszyk gwarantowanych świadczeń. Kaczyński mówił o tym świetnie w Szczecinie i w Radomiu. W tym kierunku powinien iść dalej, bez wikłania się w parytety (kobiety i tak będą górą) i w in vitro. Kongres Kobiet to tylko salon SLD, a nie jego masy.

Jarosław Kaczyński poszedł jednak dalej - jak mu się to już zdarzało; było to ryzykowne podejście na skróty i przekombinowanie, Chciał oddzielić tę część aparatu i zaplecza SLD, które wie, że w długofalowym interesie Napieralskiego (i partii) jest zachowanie neutralności. Na pewno nie popieranie Komorowskiego i PO. Wie to i Miller, i Oleksy, i Piekarska, i Janik, i Dyduch. To o nich mówił "lewica - już nie postkomuna". Chciał przeciwstawić interes partii interesowi "układu" (gen. Dukaczewski, Kalisz, twarda Ordynacka, Oligarchowie). Układu, który ma nadzieję kooptacji do władzy i ochrony swoich interesów przez PO. Ci boją się Kaczyńskiego. Ten powinien jednak powiedzieć jaśniej: "Oddzielam partię od układu - potrzeba nam nowoczesnej lewicy, ale wciąż widzę tamtych. Dziś ów układ jest przy Komorowskim". Wszystko wtedy było czytelne - także dla młodych ludzi w PiS. I dla środowisk niepodległościowych, starych akowców i powstańców popierających Jarosława.

Rozumiem jego zmianę optyki po tragedii smoleńskiej. Zginęli tam także ludzie SLD - dobrowolnie przecież pojechali w tę ostatnią pielgrzymkę do Katynia. "Czynne zadośćuczynienie" mówi Kaczyński. I to było szczere, a nie - gra polityczna na oddzielenie "układu" od "partii". Bo faktycznie interesy są tu różne. Ale trudno to wytłumaczyć w czasie kampanii wyborczej, gdzie przebija się najczęściej jedno, wyrwane z kontekstu zdanie.

Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)