Marcinkiewicza trzeba wykorzystać dla dobra Polski
Kazimierz Marcinkiewicz otrzyma propozycję ze strony rządu. Jest, oczywiście, decyzją samego Marcinkiewicza, czy tę decyzję przyjmie, czy ją przyjmie od razu, czy przyjmie za jakiś czas, jest na pewno zmęczony, ale nie pozostawimy go samego i nie pozostawimy go (to może jest złe sformułowanie, nawet może bardzo złe) niewykorzystanym. Otóż to jest człowiek, którego trzeba wykorzystać dla dobra naszego wspólnego celu, czyli dla dobra Polski - powiedział premier Jarosław Kaczyński, gość "Sygnałów Dnia".
28.11.2006 | aktual.: 05.12.2006 08:27
Sygnały Dnia: Rozmawiamy dwa dni po wyborach samorządowych. Kazimierz Marcinkiewicz przegrał. No i teraz najważniejsze polityczne pytanie: co dalej z Kazimierzem Marcinkiewiczem? Będzie propozycja ze strony Prawa i Sprawiedliwości, ze strony rządu?
Jarosław Kaczyński: - Tak, sądzę, że będzie. Jest, oczywiście, decyzją samego Kazimierza Marcinkiewicza, czy tę decyzję przyjmie, czy ją przyjmie od razu, czy przyjmie za jakiś czas, jest na pewno zmęczony, ale nie pozostawimy Kazimierza Marcinkiewicza samego i nie pozostawimy go (to może jest złe sformułowanie, nawet może bardzo złe) niewykorzystanym. Otóż to jest człowiek, którego trzeba wykorzystać dla dobra naszego wspólnego celu, czyli dla dobra Polski.
W którym kierunku ta propozycja pójdzie? Przemysław Gosiewski, minister w pana rządzie, mówi: to będzie rządowa propozycja.
- Sądzę, że tak, że to będzie propozycja rządowa.
Jaki obszar zainteresowanie tutaj jest? MSZ pan wykluczył bardzo wyraźnie.
- To jest tak, że Kazimierz Marcinkiewicz mógłby być z całą pewnością doskonałym ministrem oświaty, ale to jest kwestia koalicji. I Kazimierz Marcinkiewicz jednocześnie wyspecjalizował się, choć z wykształcenia jest fizykiem, w problematyce gospodarczej, więc może być też doskonałym ministrem resortów gospodarczych.
Ministerstwo Skarbu?
- Zobaczymy.
Panie premierze, to było prestiżowe starcie w Warszawie. Taką logikę przyjęły oba ugrupowania, oba rzuciły tam bardzo duże siły, duże pieniądze także. Jednak kandydat Prawa i Sprawiedliwości przegrał i to przegrał z politykiem znanym, ale jednak nie wybitnym, Hanna Gronkiewicz-Waltz to nie jest taka absolutnie pierwsza polityczna liga, z całym dla niej szacunkiem. Jak pan myśli, gdzie tu tkwi przyczyna? Może ta Warszawa jednak pokazała, że nie chce PiS-u? Był ten element antypisowskiej takiej kampanii bardzo mocny.
- No, był. Cóż, Kazimierz Marcinkiewicz, czyli PiS, przegrał tutaj z koalicją, która sięgała od Aleksandra Kwaśniewskiego, który powrócił do polityki przy okazji tych wyborów, po Donalda Tuska. Więc tego rodzaju przegrana niewielką różnicą w żadnym razie nie przynosi ujmy, bo to koalicja rzeczywiście potężna. Ale trzeba z tego wyciągnąć wnioski dwojakiego rodzaju. Po pierwsze te, które łączą się z faktem powstania tej koalicji, już takim zupełnie oczywistym.
A wnioski drugiego rodzaju to te, które odnoszą się do konieczności zastanawiania się nad tym, jak przemówić do elektoratu miejskiego. Bo, oczywiście, 46,5% poparcia w Warszawie to tak naprawdę jest bardzo dużo, a nie mało, tak że ci, którzy mówią: "Warszawa was nie lubi, Warszawa was nie znosi", zgoła po prostu się w oczywisty sposób mylą. Prawie połowa czynnych politycznie warszawiaków najwyraźniej nas akceptuje. Ale jest też faktem, że tych, którzy nie akceptują, jest sporo, nawet bardzo sporo, i sądzę, że w niemałej mierze bierze się to z pewnego rodzaju nieporozumienia, to znaczy z tej kampanii, kampanii przeciw nam, kampanii zgoła niesłychanej, nieznanej w ciągu tego już przeszło siedemnastolecia i kampanii, która – jak się okazało – jest w niemałej mierze skuteczna.
Panie premierze, pan myśli, że to jest trwałe zbliżenie Platformy i lewicy, SLD i tych partii innych lewicowych, Marka Borowskiego?
- Znaczy antypisowska logika musi prowadzić do takiego zbliżenia. Jeżeli ktoś za cel polityki uznaje odsunięcie PiS-u od władzy albo – jak to się w chwilach szczerości mówi – po prostu zniszczenie PiS-u, no to droga prowadzi do SLD. Innej logiki tutaj po prostu nie ma. I ci politycy, jak pan Komorowski (on zresztą taki był zawsze) czy właśnie pani Gronkiewicz-Waltz, politycy Platformy Obywatelskiej, którzy tak mówią, mówią prawdę. Nie można być naraz śmiertelnym wrogiem PiS-u i być nawet zdystansowany wobec SLD, bo tego się po prostu nie da rozdzielić.