Jak walczyć z rozsianymi po świecie filiami Państwa Islamskiego? Pentagon ma plan
• ISIS przegrywa w Syrii i Iraku, ale rosną jego wpływy w innych krajach
• Pentagon proponuje utworzenie sieci baz do walki z filiami kalifatu
• Mają powstać w Afryce, Bliskim Wschodzie czy Azji Południowej
• W ten sposób USA chcą szybciej reagować na zagrożenia terrorystyczne
Nie da się ukryć, że w ostatnich miesiącach Państwo Islamskie, przyciśnięte przez egzotyczną koalicję Zachodu, Rosji i sił regionalnych, znajduje się w odwrocie. Jednak w czasie, gdy terytorium samozwańczego kalifatu kurczy się w Syrii i Iraku, jego wpływy rosną w wielu innych zakątkach globu. Do tej pory wierność kalifowi Abu Bakrowi al-Baghdadiemu złożyło co najmniej kilka dżihadystycznych grup zbrojnych, a ISIS otwiera swoje filie i franczyzy w kolejnych krajach.
Najlepszym tego przykładem jest pogrążona w chaosie Libia, gdzie bojownicy ISIS coraz mocniej rozpychają się łokciami między walczącymi frakcjami. Część ekspertów przewiduje, że opanowana przez nich Syrta już jest przygotowywana jako "zapasowa" stolica Państwa Islamskiego na wypadek upadku jego bastionów nad Eufratem i Tygrysem. Na tym jednak nie koniec, bo organizacyjne lub ideologiczne wpływy samozwańczego kalifatu obejmują niemal całą Afrykę Północną, Somalię, Nigerię, Półwysep Arabski, Kaukaz, Afganistan i Pakistan, sięgając nawet odległych Filipin i Malezji.
Hydra dżihadu
Ta ekspansja dżihadystycznej hydry, której wciąż odrastają odcięte głowy, nie uszła uwadze amerykańskim planistom wojskowym. "New York Times" informował niedawno, że odpowiedzią Pentagonu jest plan utworzenia globalnej sieci baz - od południowej Europy i Afryki, przez Bliski Wschód, po Azję Południową - które pozwolą zdusić w zarodku odradzające się komórki ISIS.
Tak naprawdę propozycja Departamentu Obrony USA nie jest zupełnie nowa, bo od lat Amerykanie wykorzystują bazy i lotniska w różnych zakątkach świata do misji samolotów bezzałogowych, których celem jest likwidacja terrorystów (tzw. selektywna eliminacja, targeted killing). Przykładem może być afrykańska baza w Dżibuti - operujące z niej drony pomogły do tej pory "zneutralizować" prawie 70 bojowników i dowódców Państwa Islamskiego.
Różnica polega na tym, że do tej pory rozbudowa infrastruktury wykorzystywanej do polowań na terrorystów, jak i same operacje, trzymane były w sekrecie. Teraz Pentagon po prostu wychodzi ze swoimi działaniami z cienia. Co więcej, nowe podejście zakłada większą koordynację istniejących baz i stworzenie z nich - jak to ujął "NYT" - koherentnego systemu, który szybciej i sprawniej będzie reagował na regionalne zagrożenia ze strony grup terrorystycznych. Kolejnym atutem tego rozwiązania ma być stałe finansowanie tych instalacji w ramach budżetu Pentagonu.
Cztery duże i szereg mniejszych baz
Plan przedstawicieli resortu obrony na razie jest bardzo ogólnikowy i zakłada powstanie co najmniej czterech większych oraz szeregu mniejszych baz, których rozmiary będą uzależnione od istniejącego w danym regionie zagrożenia. Większe instalacje oparte będą na już istniejących - mowa tu między innymi o Afganistanie, Iraku czy wspomnianej bazie w Dżibuti. Służyć będzie w nich od 500 do 5 tys. żołnierzy i członków personelu.
Całościowy koszt liczony ma być w milionach dolarów, co oznacza stosunkowo niewielką kwotę w obliczu wynoszącego prawie 600 mld dol. budżetu obronnego. Operujące z baz służby wywiadowcze mają zawczasu rozpoznawać skalę zagrożeń terrorystycznych, a gdy zajdzie taka potrzeba, do akcji wkraczać będą jednostki sił specjalnych i uzbrojone drony.
Niedawno sekretarz obrony Ashton Carter, którego cytuje "NYT", podkreślał, że grupy terrorystyczne takie jak ISIS szybko przystosowują się do nowych warunków i stanowią wyzwanie wykraczające poza granice państw, regionów czy odpowiedzialności poszczególnych dowództw. Dlatego akcentował, jak ważne jest elastyczne podejście do tego zagrożenia. - Ponieważ nie możemy przewidzieć przyszłości, regionalne węzły (czyli sieć baz - przyp. red.) zapewnią nam możliwość odpowiedzi na szeroką gamę kryzysów, zarówno terrorystycznych, jak i innych - zapowiadał Carter.
Sekretarz obrony USA słusznie odniósł się do przyszłości, bo na razie Stany Zjednoczone mają problem z pokonaniem Państwa Islamskiego w jego mateczniku. Choć w ostatnich miesiącach samozwańczy kalifat doznał kilku prestiżowych porażek, wciąż trzyma się mocno, okopany na zdobycznych obszarach. Analitycy nie mają złudzeń, że bez dużej ofensywy lądowej nie da się go ostatecznie pokonać. A do tego na razie nikt się nie kwapi.