Chińska draka Michała Tuska
Michał Tusk, syn premiera Donalda Tuska, gościł kilka dni w Chinach nie tylko za pieniądze PKP, ale też na koszt przedsiębiorstwa budującego do niedawna w Polsce autostradę A-2. Natomiast firma brata prezesa PKP, który zabrał Tuska do Chin, wykonuje prace energetyczne i telekomunikacyjne na tej samej autostradzie. Poniżej tekstu Wirtualna Polska prezentuje wyjaśnienie Michała Tuska.
26.07.2011 | aktual.: 26.07.2011 14:30
W grudniu 2010 r. media ujawniły skandal związany z wyjazdem do Chin Michała Tuska. Syn premiera Donalda Tuska został zabrany wraz z oficjalną delegacją na Światowy Kongres Kolei Dużych Prędkości. Za przelot zapłaciła spółka PKP S.A. Na miejscu pobyt Tuska juniora opłacili chińscy organizatorzy imprezy.
Z informacji, do których dotarła „Gazeta Polska”, wynika, że współorganizatorem i sponsorem kongresu była firma China Railway Group Limited, do której należy przdsiębiorstwo COVEC, budujące do niedawna w Polsce autostradę A-2, oraz Bank of China, udzielający COVEC-owi gwarancji bankowych przy przetargu na budowę autostrady.
Delfin Platformy
Afera z grudnia zeszłego roku, związana z wyjazdem do Chin Michała Tuska, dotyczyła głównie opłacenia przez PKP przelotu do Chin. Spółka tłumaczyła, że został on w ten sposób nagrodzony jako laureat dorocznego konkursu „Człowiek roku – przyjaciel kolei” na najlepszy tekst dziennikarski związany z problematyką kolejową. Tusk jest dziennikarzem lokalnego trójmiejskiego dodatku „Gazety Wyborczej”.
Kilka dni później okazało się, że PKP kłamie, ponieważ syn premiera nigdy nie był laureatem konkursu, a jedynie brał w nim udział. Media skupiły się wówczas przede wszystkim na wątku podróży za pieniądze PKP.
Nikt wówczas nie zadał jednak kluczowego pytania dotyczącego pobytu Tuska juniora w Chinach. Michał Tusk stwierdził w jednym z wywiadów, że nie był to jego pierwszy pobyt w Chinach i spośród wielu atrakcji przygotowanych przez stronę chińską dla gości skorzystał jedynie z możliwości zwiedzenia Chińskiego Wielkiego Muru. Co w takim razie robił przez kilka kongresowych dni? Program wyjazdu polskiej delegacji obejmował udział w Zgromadzeniu Ogólnym Związku Kolei, uczestnictwo w panelach i dyskusjach Światowego Kongresu Kolei Dużych Prędkości i rozmowy z administracją państwową Chin oraz firmami specjalizującymi się w budowie linii kolejowych. W trakcie tych wydarzeń prowadzone były rozmowy dotyczące szerszego wejścia kapitału chińskiego na polski rynek w obszarach związanych z kolejami i budownictwem.
Do dziś nie wiadomo, czy uczestniczył w nich Michał Tusk. Chcieliśmy zapytać go o to osobiście. Niestety, mimo wielu prób nie udało nam się z nim skontaktować. – Zapraszanie na tego rodzaju konferencje komercyjne syna premiera jest elastycznym podejściem do antykorupcyjnych przepisów prawa i traktowane jak polisa ubezpieczeniowa przez organizatorów i uczestników tej imprezy – komentuje sprawę Jerzy Polaczek, były minister transportu i budownictwa z PiS.
Polska jak trzeci świat
COVEC wygrał przetarg na budowę dwóch odcinków autostrady A-2 w 2009 r. Był to pierwszy przypadek w Unii Europejskiej, kiedy to chińskie przedsiębiorstwo wygrało duży przetarg na roboty publiczne. Do tej pory Unia broniła się przed chińskimi firmami. Spowodowane to było tym, że Chiny nie dopuszczają na swój rynek zamówień publicznych z Europy.
Minister infrastruktury Cezary Grabarczyk zdecydował się jednak na precedens i wyłom w europejskiej solidarności, wzbudzając tym gniew m.in. Komisji Europejskiej. Zgodnie z wymogami, firma ubiegająca się w Polsce o kontrakt w ramach zamówień publicznych powinna wykazać się stosownym doświadczeniem, które brane jest pod uwagę w trakcie procedury przetargowej. Nie wiadomo, jakimi osiągnięciami chwalił się COVEC. Do niedawna budował jedynie drogi i obiekty użyteczności publicznej głównie w państwach azjatyckich i afrykańskich.
W Angoli wybudował szpital, który niemal natychmiast zaczął się walić. W RPA o wiele miesięcy przeciągnął kontrakt na budowę systemu irygacyjnego. Na Fidżi, podobnie jak w Polsce, firma nie dokończyła budowy autostrady. Rząd Fidżi zerwał kontrakt po tym, jak przez pięć lat COVEC zbudował jedynie jedną trzecią odcinka drogi, podnosząc co chwila wartość inwestycji.
ABW informowała o kłopotach, jakie może przynieść Polsce kontrakt z chińską firmą. Minister Grabarczyk nie przejął się tym jednak i do końca wspierał chińską spółkę. Organizacje broniące transparentności i zwalczające praktyki korupcyjne zwracają szczególną uwagę na fakt, że interesy z chińskimi firmami obłożone są dużym ryzykiem korupcyjnym. Chińczycy w związku z nadwyżką pieniądza zmuszeni są do inwestowania znacznej ilości kapitału za granicą. Najpewniejsze są dla nich rynki Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych. Chińskie firmy gotowe są więc wiele poświęcić, aby móc na nie wejść. Problem polega na tym, że ich działalność nie jest transparentna. Są one gotowe ponieść znaczne koszty dodatkowe, aby móc inwestować za granicą, ale nie zawsze są to koszty legalne. Trudno jest je też wyłapać w klasycznej kontroli księgowej. Często bowiem pieniądze na łapówki pochodzą nie z firm zarejestrowanych w Unii Europejskiej, ale z firm matek, których siedziby znajdują się w Chinach. Tamtejszy rząd co prawda ostro
walczy ze zjawiskiem korupcji na własnym terenie, ale poza granicami stara się przymykać na to oko, gdyż zależy mu na ekspansji rodzimych firm.
Cezarego Grabarczyka zapytaliśmy, dlaczego forsuje strategię wprowadzania do Polski chińskich firm zajmujących się budownictwem. – Ministerstwo Infrastruktury nie ma wpływu na wybory wykonawców w przetargach, do których zgłaszają się również podmioty zagraniczne – czytamy w oświadczeniu.
Interes rodziny Wachów
„Gazeta Polska” dotarła też do informacji, że firma brata byłego prezesa PKP SA Andrzeja Wacha, który zabrał Michała Tuska do Chin, buduje infrastrukturę energetyczną i telekomunikacyjną na dwóch odcinkach autostrady A-2. Jednym z tych odcinków był fragment budowany do niedawna przez COVEC.
Andrzej Wach to dobry znajomy Cezarego Grabarczyka. Od lat 80. związany jest z PKP. Głośno zrobiło się o nim na przełomie lat 2010 i 2011, gdy długo bronił się przed odwołaniem ze stanowiska prezesa PKP SA po chaosie, jaki miał miejsce na kolei. Wcześniej media informowały o licznych kontraktach na modernizację kolejowej infrastruktury energetycznej, które wygrywała firma EL-IN należąca do jego brata Tomasza Wacha. Przetargi te organizowane były przez spółki PKP Energetyka i PKP PLK w czasie, gdy Andrzej Wach był prezesem PKP SA i nadzorował ich działalność.
Ponadto Andrzej Wach był wcześniej prezesem PKP Energetyka, a także szefem rady nadzorczej PKP PLK. Urząd zamówień publicznych i prokuratura nie doszukała się jednak w tym przypadku złamania prawa, stwierdzając m.in., że Wach nie był członkiem komisji przetargowych przyznających kontrakty EL-IN. Dla organów tych nie miało znaczenia, że członkowie komisji w większości byli jego znajomymi.
Zapytaliśmy Cezarego Grabarczyka, czy jego dobra znajomość z Andrzejem Wachem miała wpływ na fakt, że spółka EL-IN otrzymała kontrakt na budowę sieci energetycznej i telekomunikacyjnej na dwóch odcinakach autostrady A-2. „Wyjaśniam, że wymieniona przez Pana firma jest podwykonawcą, zatrudnionym do zrealizowania jednego z elementów całego kontraktu przez wybrane w otwartym przetargu Konsorcjum, dobór podwykonawców jest autonomiczną decyzją Konsorcjum, z którym Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad podpisuje umowę na realizację inwestycji” – czytamy w odpowiedzi.
Wach Chińczykom drzwi otwiera
Z naszych informacji wynika, że to właśnie Andrzej Wach był osobą, która przetarła szlaki Cezaremu Grabarczykowi w kontaktach z Chińczykami. Pomagać miał mu w tym Zbigniew Szafrański, pełnomocnik zarządu PKP SA ds. kontaktów z zagranicą. Szafrański był szefem rady nadzorczej PKP PLK, gdy ta przyznawała intratne kontrakty spółce EL-IN. Zarówno Wach jak i Szafrański uczestniczyli w licznych rozmowach Cezarego Grabarczyka ze stroną chińską. Wach został nawet dyrektorem generalnym Chińsko-Polskiej Grupy Roboczej ds. Współpracy. Zacieśnianie dobrych relacji z Chińczykami na dobre rozpoczęło się w czerwcu 2009 r. Wach z Grabarczykiem udali się wówczas na rozmowy do Chin.
Były one na tyle owocne, że już w lipcu rewizytę złożył w Warszawie Liu Zhijun, minister kolei ChRL. W spotkaniu tym uczestniczyli też przedstawiciele chińskich firm z branży kolejowej. Andrzej Wach nazwał tę wizytę przełomową. Chińczycy zadeklarowali, że są gotowi zbudować w Polsce kolej dużych prędkości, uczestniczyć w modernizacji polskiej kolei oraz przejąć część spółek z grupy PKP. 17 listopada 2010 r., tuż przed wyjazdem na Światowy Kongres Kolei Dużych Prędkości, minister Cezary Grabarczyk zorganizował w Warszawie na prośbę strony chińskiej seminarium dotyczące technologii chińskiej szybkiej kolei. Uczestniczył w nim wiceminister kolei ChRL He Huawu oraz liczne chińskie firmy z branży kolejowej i budowlanej, w tym COVEC.
Spotkań o podobnej randze Ministerstwo Infrastruktury nie organizowało np. ze stroną japońską czy francuską, pomimo iż państwa te znajdują się w czołówce technologii związanych z kolejnictwem i budują koleje dużych prędkości. W lutym dowiedzieliśmy się, że Ministerstwo Infrastruktury chce sprzedać większościowy pakiet PKP Cargo, najbardziej dochodowej spółki wchodzącej w skład grupy PKP. W tej chwili trwa proces prywatyzacji.
(...)
Filip Rdesiński
Wyjaśnienie Michała Tuska, przesłane Wirtualnej Polsce:
Z przykrością stwierdzam, że w artykule "Gazety Polskiej" zawarto nieprawdziwe informacje na temat mojej osoby. Po pierwsze, oficjalna delegacja PKP nie "zabrała" ze sobą wyłącznie Michała Tuska, ale także dwóch innych dziennikarzy, specjalizujących się w tematyce transportu kolejowego z ogólnopolskich dzienników wielkonakładowych. Nie odpowiadam za to, że po fakcie kolej tłumaczyła zaproponowanie mi wyjazdu moim rzekomym zwycięstwem w konkursie "Człowiek Roku - Przyjaciel Kolei". Od początku informowano mnie, że wybrano dziennikarzy, którzy po prostu zajmują się tematem kolejnictwa w mediach niebranżowych. Nie jest prawdą, że, jak czytamy w artykule "Nikt wówczas nie zadał jednak kluczowego pytania dotyczącego pobytu Tuska juniora w Chinach. Michał Tusk stwierdził w jednym z wywiadów, że nie był to jego pierwszy pobyt w Chinach i spośród wielu atrakcji przygotowanych przez stronę chińską dla gości skorzystał jedynie z możliwości zwiedzenia Chińskiego Wielkiego Muru. Co w takim razie robił przez kilka
kongresowych dni?". Zdania te sugerują, że brałem udział w międzynarodowym przekręcie w wartości miliardów zł, a nagrodą miał być pobyt w hotelu za kilkaset euro. Abstrahując od absurdalności takiego zarzutu, odpowiadam, że takie pytania koledzy dziennikarze zajmujący się w grudniu tematem mojego wyjazdu mi zadali. Powtórzę odpowiedź - robiłem to, co pozostali dwaj dziennikarze. Uczestniczyłem w kongresie dotyczącym kolei dużych prędkości, zbierałem materiały, zadawałem pytania uczestnikom. Uprzedzając domysły - moje wcześniejsze wizyty w Chinach (dokładnie jedna - w 2005 r.) były czysto prywatne i finansowane z prywatnych pieniędzy (nie dużych, bo podróż odbyłem koleją transsyberyjską). W tekście czytamy dalej: "W trakcie tych wydarzeń prowadzone były rozmowy dotyczące szerszego wejścia kapitału chińskiego na polski rynek w obszarach związanych z kolejami i budownictwem. Do dziś nie wiadomo, czy uczestniczył w nich Michał Tusk." Nieprawda. Wiadomo. Wystarczyło się spytać - mnie, lub innych dziennikarzy
uczestniczących w wyjeździe. Nie uczestniczyliśmy w tych rozmowach bo delegacje "dziennikarska" i "kolejarska" miały różne programy. Rozumiem, dlaczego te wyjaśnienia nie dotarły do autora tekstu. Jak sam pisze, "Chcieliśmy zapytać go o to (mnie-przyp. MT) osobiście. Niestety, mimo wielu prób nie udało nam się z nim skontaktować". Znów nieprawda. Nie jest najmniejszym problemem ustalenie mojego adresu email, nie mówiąc o prostym telefonie do redakcji, w której pracuję. Ani jednego, ani drugiego autor tekstu nie zrobił.