Artymiak: liczne opinie wykluczają wybuch w Tu‑154M
Awantura zakończyło się posiedzenie sejmowej komisji sprawiedliwości informacji nt. domniemanych śladów trotylu na wraku Tu-154M, który rozbił się w Smoleńsku w 2010 r. Posłowie PiS domagali się przedłużenia obrad na które nie pozwolił przewodniczący komisji, Ryszard Kalisz. - Boi się pan tak samo, jak bali się prokuratorzy mówiąc o tym, że nie było trotylu na wraku. Boi się pan poznać prawdę - mówił poseł Antoni Macierewicz.
05.12.2012 | aktual.: 05.12.2012 20:09
Liczne opinie polskich i rosyjskich ekspertów nie stwierdziły śladów materiałów wybuchowych we wraku Tu-154M; także inne dowody nie pozwalają na przypuszczenia, aby doszło do wybuchu - poinformował naczelny prokurator wojskowy płk Jerzy Artymiak. Prokuratorzy wojskowi udzielają sejmowej komisji sprawiedliwości informacji nt. domniemanych śladów trotylu na wraku Tu-154M, który rozbił się w Smoleńsku w 2010 r.
Nadzwyczajne posiedzenie komisji zwołano na wniosek grupy posłów PiS i Solidarnej Polski. Poseł PiS Stanisław Piotrowicz powiedział, że posłowie byli zaniepokojeni sposobem zaprezentowania przez prokuraturę wojskową informacji, dotyczących rzekomego znalezienia materiałów wybuchowych na wraku prezydenckiego tupolewa.
Poseł przypomniał, że 30 października szef wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, pułkownik Ireneusz Szeląg, najpierw twierdził, że na wraku nie znaleziono śladów materiałów wybuchowych, ale później powiedział, że ich obecność będzie można wykluczyć dopiero po przeprowadzeniu badań laboratoryjnych. Zdaniem posła Piotrowicza użyte do badań urządzenia pozwalają od razu stwierdzić obecność śladów materiałów wybuchowych. Poseł podkreślił, że pułkownik Szeląg powinien rzetelnie przedstawić informacje ze śledztwa, a nie, jak sam powiedział, uspokajać opinię publiczną.
Naczelny Prokurator Wojskowy, pułkownik Jerzy Artymiak, podkreślił, że komisja sejmowa nie ma prawa oceniać wystąpień prokuratorów. Oświadczył też, że prokuratorzy wojskowi przedstawiali ustalenia śledztwa w sposób rzetelny i właściwy. Artymiak przypomniał, że wersja, w której katastrofa smoleńska była skutkiem działania osób trzecich, została uwzględniona zaraz na początku śledztwa.
Artymiak przypomniał, że rosyjskie badania z kwietnia 2010 r. nie wykazały śladów materiałów wybuchowych na wraku. Także polscy eksperci wojskowi-chemicy ich nie stwierdzili. Również inne ekspertyzy nie stwierdziły wybuchu na pokładzie. Takich śladów nie ma też na ciałach ofiar. Artymiak powołał się też na sprawdzenie pirotechniczne samolotu przed jego wylotem.
Próbki pobrane z wraku Tu-154M oraz miejsca katastrofy smoleńskiej przetransportowano w środę po południu do Polski - poinformowała Naczelna Prokuratura Wojskowa. Polski prokurator odebrał te próbki we wtorek w Moskwie. Próbki trafią teraz do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji w Warszawie. Według szacunków ich badania mogą potrwać od kilku miesięcy do pół roku.
- Pomimo że badaniom tych próbek nadano priorytet, to potrwają one co najmniej kilka miesięcy. Wynika to wyłącznie z tego, że badanie każdej próbki może trwać od kilku do kilkudziesięciu godzin - powiedział naczelny prokurator wojskowy. Dodał, że na względzie trzeba mieć także, iż wyniki tych badań będą jednym z elementów składających się na końcową opinię biegłych. Wyniki te muszą być skorelowane - jak zaznaczył - m.in. z wynikami oględzin wraku i miejsca zdarzenia.
Prokurator powiedział też, że próby wypowiadania się na ten temat na przykład "wyłącznie w oparciu o wyniki badań chemicznych bądź opublikowane fotografie świadczą o braku rzetelności lub podstawowej merytorycznej wiedzy".
PiS: to red. Gmyz miał rację
PiS zarzuca prokuratorom, że kłamali w październiku, mówiąc o wskazaniach detektorów materiałów wybuchowych w Smoleńsku. Prokuratorzy replikują, że wyświetlenie się na nich napisu TNT (trotyl) nie jest równoznaczne ze stwierdzeniem obecności trotylu.
- To red. Gmyz miał rację, a nie wy, mówiąc że detektory wskazały też m.in. trotyl - powiedział poseł Mariusz Kamiński z PiS na posiedzeniu komisji. - Nie mieliście prawa tego ukrywać przed opinią publiczną - dodał.
Szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk Ireneusz Szeląg replikował, że dla prokuratury wyświetlenie się napisu TNT "nie jest równoznaczne ze stwierdzeniem obecności trotylu". - Państwo nie przyjmujecie tego do wiadomości - dodał.
Burzliwy koniec obrad
Po wysłuchaniu repliki prokuratorów przewodniczący komisji Ryszard Kalisz (SLD) zamknął obrady - przeciw czemu protestowali posłowie PiS. Będą chcieli wrócić do sprawy.
Posiedzenie było pełne emocji; dochodziło do spięć słownych. - To pańska ocena; ona nie jest prawdziwa - zwrócił się w pewnym momencie Szeląg do Antoniego Macierewicza. Potem go przeprosił za "niestosowną uwagę". Sam poseł kilka razy przerywał wystąpienie Szeląga, twierdząc, że mu pomaga. Zarzucił mu też kłamstwo - Szeląg prosił, by go nie obrażano.
W końcu października "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy znaleźli na wraku w Smoleńsku ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa zaprzeczyła tym doniesieniom. Zaznaczyła, że znalezione ślady - podczas pobytu biegłych w Smoleńsku - mogą oznaczać obecność tzw. substancji wysokoenergetycznych. Jak wtedy wyjaśniał Szeląg, urządzenia wykorzystywane w Smoleńsku mogą w taki sam sposób sygnalizować obecność materiału wybuchowego, jak i innych związków np. pestycydów, rozpuszczalników i kosmetyków.