Żydzi w USA protestują przeciw "pisaniu na nowo historii o Holokauście"
• 150 osób protestowało w Nowym Jorku w przeciw próbom rewidowania historii przez władze RP i negowania przez nie faktu, że Polacy brali udział w Holokauście
• Protestujący wznosili okrzyki: "Polska spłynęła krwią"
• Rabin Zev Friedman obarczył Polaków odpowiedzialnością za istnienie "polskich obozów śmierci"
• Organizatorzy protestu podpierali się autorytetem Jana Tomasza Grossa
• Zdaniem konsulatu RP i Komitetu Dialogu Polsko-Żydowskiego zarzuty te wynikają z niewiedzy
Przed konsulatem RP w Nowym Jorku zgromadzili się głównie uczniowie żydowskiej szkoły średniej Rambam Mesvita High School w Lawrence, w stanie Nowy Jork, w tym - jak podkreślali organizatorzy - potomkowie ofiar Holokaustu.
Przybyli oni przed polską placówkę dyplomatyczną z tablicami na których widniały hasła: "3 miliony Żydów zamordowanych w Polsce" oraz "Nie zapomnimy!". Wznosili też okrzyki, że "Polska spłynęła krwią".
W swych wystąpieniach podkreślali, że mają prawo do swobody wypowiedzi. Krytykowali władze w Warszawie za próby "pisania historii na nowo", przypisując im dążenie do zanegowania udziału Polaków w Shoah. Powoływali się przy tym na publikacje historyka z Uniwersytetu w Princeton, Jana Tomasza Grossa.
Organizator protestu, rabin Zev Friedman w swym przemówieniu obarczył Polaków odpowiedzialnością za istnienie i funkcjonowanie "polskich obozów śmierci". Jego zdaniem powstały one na terenie Polski, ponieważ "Polacy się na to godzili". Przyznał, że niektórzy Polacy pomagali Żydom, ale jak przekonywał "wielu doprowadziło do ich śmierci".
Także w materiałach przesyłanych przed demonstracją, organizatorzy podpierali się autorytetem Jana Tomasza Grossa, który w wywiadzie dla dziennika "Die Welt" w wrześniu ub.r. powiedział, że "Polacy, którzy zasłużenie są dumni z oporu ich społeczeństwa wobec nazistów, faktycznie zamordowali w czasie wojny więcej Żydów niż Niemców".
W trakcie manifestacji zarówno jej uczestnikom, jak i przypadkowym przechodniom rozdawano ulotki przygotowane przez Polsko-Żydowski Komitet Dialogu. Przedstawiały one polski punkt widzenia, odmienny od interpretacji Grossa.
Jak podkreślił współprzewodniczący Polsko-Żydowskiego Komitetu Dialogu, a jednocześnie zastępca prezesa KPA - Long Island, Zygmunt Staszewski, ulotki dotyczyły przeinaczeń zawartych w książce Grossa na temat zbrodni w Jedwabnem oraz przypominały o rodzinie Ulmów, której tragiczne losy stanowią wymowne świadectwo ratowania Żydów przez Polaków.
- Co ciekawe, przed konsulatem zatrzymywali się też Żydzi w jarmułkach - zaznaczył Staszewski. - Gdy jeden z nich dowiedział się, czego dotyczy protest, powiedział, że jego zdaniem Polacy byli podczas okupacji ofiarami i że bronili Żydów, czego przykładem są losy jego przyjaciela ukrywanego przez polską rodzinę - podkreślił.
Polscy obserwatorzy czwartkowej demonstracji, byli zaskoczeni poziomem niewiedzy uczniów na temat czasów, których dotyczył protest.
W trakcie rozmów z nimi wyjaśniło się, że "uczniowie nie wiedzieli, iż w trakcie II wojny światowej Polska nie istniała jako państwo". - Ci młodzi ludzie apelowali, żeby Polacy przyznali się do winy, nie mając nawet pojęcia, że w czasie wojny trzy miliony Polaków zostało zamordowanych przez Niemców. Przyszli tutaj z mapą Polski w granicach z 1945 r. - zżymał się Staszewski. Uczestnicy protestu rzeczywiście przynieśli ze sobą transparent z mapą Polski w powojennych granicach.
Przedstawiciel konsulatu zaakcentował, że polska prokuratura nie prowadzi śledztwa z urzędu w sprawie Grossa, co zarzucali władzom polskim demonstranci. Jest ono prowadzone na podstawie ponad stu pięćdziesięciu powiadomień prokuratury o popełnieniu przestępstwa w związku z publikacją artykułu Grossa "Wschodnioeuropejski kryzys wstydu" przedrukowanego przez "Die Welt". - Dotychczas nie postawiono nikomu zarzutów w tej sprawie - zauważył.
- Nie jest też prawdą stwierdzenie, jakoby polskie władze próbowały pisać na nowo historię dotyczącą okresu II wojny światowej - zaznaczył.
Zdaniem konsula RP najbardziej reprezentatywną postacią dla podejścia Polaków do Zagłady jest Jan Karski, który "dostarczył raport o Holokauście władzom polskim na uchodźstwie i władzom brytyjskim, a następnie przedstawił go prezydentowi Rooseveltowi. Za pośrednictwem Karskiego Polska domagała się pomocy dla Żydów".
Zapewnił, że w Polsce panuje zgoda, iż każda zbrodnia zasługuje na potępienie. Jednocześnie, podobna jednomyślność dotyczy niezgody na relatywizację historii, rozmywanie odpowiedzialności oraz fałszowanie faktów.
- Naszym zdaniem tego typu demonstracje wynikają przede wszystkim z daleko posuniętej niewiedzy uczniów: nie byli w stanie podać daty wybuchu i zakończenia II. wojny światowej - powiedział. - Miejmy nadzieję, że działania takich instytucji jak Komitet Dialogu Polsko-Żydowskiego będą w stanie zmienić ten godny ubolewania stan rzeczy - dodał.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski