Historia"Żydzi na Madagaskar" - kolonizacja zamiast Holokaustu

"Żydzi na Madagaskar" - kolonizacja zamiast Holokaustu

Madagaskar kojarzy się dziś głównie z bujną i dziewiczą przyrodą. Jest również atrakcyjnym obszarem dla turystycznych eksploracji. Ale jeszcze kilkadziesiąt lat temu patrzono na Madagaskar pod zupełnie innym kątem. Snuto marzenia o tym, by osiedlić tu wszystkich europejskich Żydów - Robert Jurszo w artykule dla WP.

"Żydzi na Madagaskar" - kolonizacja zamiast Holokaustu
Źródło zdjęć: © NAC

30.06.2015 14:50

Pomysł narodził się w głowach niemieckich nacjonalistów jeszcze w XIX wieku. Zainfekowało ich absurdalne przekonanie, że Żyd to zło w czystej postaci. "Uważam rasę żydowską - pisał Ryszard Wagner, kompozytor i zapiekły nacjonalista - za urodzonych wrogów ludzkości i wszystkiego, co w niej szlachetne". Paranoja ogarniała szerokie kręgi społeczeństwa - również jego intelektualne elity. Te drugie szczególnie obawiały się tego, że Żydzi przejmą kontrolę nad niemiecką kulturą. "Jestem być może ostatnim Niemcem - grzmiał Wagner - który wie, jak miłujący sztukę człowiek powinien przeciwstawić się judaizmowi, który już w tej chwili przejmuję kontrolę nad wszystkim". Żydzi stali się persona non grata zarówno w niemieckiej Rzeszy, jak i w Europie. Ich coraz liczniejsi wrogowie zaczęli się zastanawiać nad tym, jak się ich pozbyć.

Szybko pojawił się pomysł najbardziej ekstremalny: fizyczna likwidacja. Paul de Lagarde, który był jednym z rzeczników tego rozwiązania, przerażał klarownością swoich zbrodniczych myśli, gdy pisał, że "nie prowadzi się negocjacji z pasożytami czy zarazkami ani też nie edukuje się pasożytów i zarazków. Niszczy się je tak szybko i tak dokładnie, jak to możliwe". Wtórował mu inny żydożerca, Eugen Düring, który zalecał "zabijanie i trzebienie". Idea "ostatecznego rozwiązania" nie była więc oryginalnym płodem nazistowskiej umysłowości. Była obecna w niemieckiej kulturze już od XIX stulecia. III Rzesza dostarczyła jedynie technologicznych środków i logistycznych rozwiązań dla realizacji tej jednej z najbardziej koszmarnych wizji, jakie wydała z siebie ludzkość.

Ale ten sam de Lagarde rozważał też rozwiązanie "łagodniejsze" - "eksmisję" wszystkich europejskich Żydów na Madagaskar. Pomysł ten rozwinął na przełomie latach 20. XX wieku inny zapiekły antysemita, Holender Egon van Winghene. Znał on eksterminacyjne zapędy swoich ideowych antenatów, ale się nimi brzydził. Uważał je za nie tylko "niepraktyczne" - bo niemożliwe do realizacji - ale również za "niearyjskie" - bo niegodne kulturalnej elity ludzkości, za którą, rzecz jasna, uważał Aryjczyków. Brał pod uwagę kilka innych wysp, ale Madagaskar wydawał mu się najdogodniejszy jako nowa żydowska siedziba, bo właśnie tutaj - jak pisał - "jest największa możliwość kontroli i najmniejsze niebezpieczeństwo zakażenia".

Choćby i na Madagaskar

Może to brzmieć nieprawdopodobnie, ale ta idea spotkała się z zainteresowaniem samych Żydów. I nie ma w tym nic dziwnego, bo ich społeczna i polityczna sytuacja w Europie stawała się w XIX wieku coraz trudniejsza do zniesienia.

Część z nich myślała, że jakimś rozwiązaniem jest asymilacja. Spodziewali się tego, że przestaną być "kłopotem", jeśli po prostu... przestaną być Żydami. Ale ta strategia nie przyniosła spodziewanych efektów. "Wszędzie w dobrej wierze próbowaliśmy stopić się z otaczającymi nas narodami, zachowując tylko naszą wiarę" - pisał w "Państwie żydowskim" Teodor Herzl. "Nie pozwolono nam na to... Na próżno dokonujemy wszelkich wysiłków by przyczynić się do chwały naszych ojczyzn osiągnięciami w sztuce i nauce oraz do wzrostu ich bogactwa naszym wkładem w gospodarkę... Odrzuca się nas jako obcych..." - wyjaśniał Herzl.

Paradoksalnie, próby asymilacji przyniosły zupełnie odmienne skutki od zamierzonych. Antysemicko nastawione społeczeństwa odbierały je jako próbą dokonania żydowskiej "inwazji" na ich kulturę. Ale do asymilantów pałali nienawiścią z jeszcze innego powodu. Żyd, który się asymilował, w ich oczach nie przestawał być Żydem. Stawał się kimś jeszcze gorszym - kameleonem, który próbując ukryć swoją żydowską tożsamość, starał się jednocześnie schować w cieniu swoją "prawdziwą" zbrodniczą naturę.

Antysemityzm w drugiej połowie XIX wieku coraz silniej przenikał do polityki, stąd nie powinno nas dziwić, że pomysły o wyprowadzce na Madagaskar - bądź na jakąkolwiek inną wyspę - stały się dla Żydów interesujące. Przede wszystkim przyklasnęli im syjoniści, ze wspomnianym Herzlem na czele. Paradoksalnie, widzieli oni w antysemickiej chęci wyparcia Żydów z Europy szansę na odbudowę żydowskiej państwowości - choćby i na Madagaskarze.

Polskie plany

Pomysłowi "wyprowadzki" Żydów poza Europę przyklasnęło również wielu polityków, którzy widzieli w nim rozwiązanie "problemu żydowskiego". W dwudziestoleciu międzywojennym była nim również zainteresowana Polska.

W optyce polskich władz Żydzi stanowili problem ekonomiczny i demograficzny. Część z nich była skoncentrowana w zawodach nieproduktywnych, co pogłębiało ich nędzę. Źle postrzegano również znaczną obecność Żydów w handlu, a także w przemyśle i rzemiośle, bo - zdaniem władz - hamowała ona rozwój ekonomiczny ludności nieżydowskiej. A to - w opinii rządów - groziło wybuchem motywowanego ekonomicznie antysemityzmu. Rozwiązanie narzucało się samo - emigracja, najlepiej zamorska, bo tylko tam istniały jeszcze niezagospodarowane obszary, które można było zasiedlić żydowskimi osadnikami.

- Istnieją w Polsce tu i ówdzie antysemickie pisma i walki, lecz nie w tej atmosferze rząd postawił kwestię emigracji na forum międzynarodowym. Ponadto ważnym jest zanotować, że kwestia ta, podniesiona przez nas na wrześniowej sesji Zgromadzenia Ligi Narodów, odnosi się nie tylko do Żydów, lecz do polskiej emigracji w ogóle, a pod niektórymi względami nieżydowska strona problemu jest bardziej aktualna - tak bronił się minister Józef Beck przed zarzutami o antysemityzm w wywiadzie dla amerykańskiego Times'a ze stycznia 1937 roku. Ta "nieżydowska strona problemu", o której wspominał polityk, była związana z polskimi ambicjami dotyczącymi posiadania kolonii zamorskich. Tłumaczenia tłumaczeniami, ale polityczny antysemityzm był istotnym kontekstem rodzimych pomysłów wyekspediowania polskich Żydów za granicę.

Także w Polsce część środowisk żydowskich pozytywnie odnosiła się do idei emigracji, widząc w niej szansę na zalążek nowego żydowskiego państwa. W jakimś stopniu była również akceptowana przez nich retoryka i optyka patrzenia na problem, które przedstawiały polskie władze. - Dla wielkich mas żydowskich nastała godzina eksodusu - mówił na konferencji prasowej w sierpniu 1936 roku Izaak Grynbaum, poseł na Sejm RP. - Emigracja daje Polsce ogromną ulgę. Bez niej byłoby w Polsce 5 lub 6 milionów Żydów. Przez emigrację robi się szerzej - nie tak ciasno.

Z tego względu polscy Żydzi aktywnie zaangażowali się w poszukiwania zamorskiego terytorium, które mogłoby stać się ich nowym domem. W Specjalnej Komisji Studiów - którą utworzono po tym, gdy francuskie władze zdecydowały się, jak to ujęto w oficjalnym komunikacie, "ułatwić Polsce rozwiązanie kwestii żydowskiej, a Żydom zapewnić azyl" - zasiedli również Żydzi, m.in. Leon Alter, dyrektor warszawskiego Żydowskiego Towarzystwa Emigracyjnego "Jeas". Celem komisji było zbadanie warunków pod kątem przyszłej akcji osadniczej na Madagaskarze, który wtedy był terytorium francuskim. Zorganizowano trwającą 10 tygodni ekspedycję, której wyniki uznano za zadowalające. Oficjalny komunikat "Polskiej Informacji Politycznej" z grudnia 1937 roku głosił, że kwestia żydowskiej emigracji na Madagaskar "przeszła ostatnio z drogi dyskusji teoretycznych na tory istotnych możliwości". Zorganizowana później wyprawa pod kierunkiem znanego podróżnika i pisarza Arkadego Fiedlera również dawała "zielone światło" w tej sprawie. Ale
polskie plany ostatecznie pokrzyżowała niemiecka agresja na Polskę we wrześniu 1939 roku.

Żydowski rezerwat

- Jako narodowy socjalista jestem syjonistą - miał powiedzieć w gronie zaufanych towarzyszy Reinhard Heydrich, szef niemieckiej tajnej policji i prawa ręka - a jednocześnie konkurent - Reichsführera SS Heinricha Himmlera. Gwoli jasności należy dodać, że Heydrich nienawidził Żydów co najmniej tak samo mocno, jak cała reszta nazistowskiej wierchuszki z Hitlerem na czele. Jego słowa więc w żadnym wypadku nie były dowodem jakiejś szczególnej sympatii dla narodu żydowskiego, której bez wątpienia nie podzielał. Jeszcze w 1934 roku - a więc długo przed tym, zanim zagazowano pierwszych Żydów - przeczytał wspomnianego już Holendra Winghenego i jego propozycję rozwiązania kwestii żydowskiej uznał za własną. Gdy 22 czerwca 1940 roku Niemcy podpisały pokój z Francją, w wyniku którego znaczna część francuskiego terytorium znalazła się pod kontrolą III Rzeszy i pojawiła się możliwość przejęcia Madagaskaru, postanowił działać. Do prac zaprzągł swojego bliskiego współpracownika - Adolfa Eichmanna - który rozpoczął
gromadzenie danych dotyczących możliwości przesiedlenia Żydów na Madagaskar.

Efektem ich prac był bardzo szczegółowy plan, który zakładał przewiezienie na Madagaskar około 4 milionów Żydów. Produkcja i handel w - jak go nazywano - "żydowskim rezerwacie" miały przebiegać całkowicie pod niemiecką kontrolą. Bardzo szczegółowo określono strukturę zawodową kontyngentów żydowskich, które w pierwszej kolejności miały się składać z "rolników, budowniczych, rzemieślników i rodzin pracowników fizycznych do 45 lat oraz z lekarzy". Wyznaczono nawet liczbę kilogramów bagażu na osobę - 200. Pracownicy fizyczni mieli zabrać ze sobą cały sprzęt potrzebny im do wykonywania zawodu.

Ostatecznie nazistowskiej wersji konceptu kolonizacji Madagaskaru przez Żydów kres położyła niesławna konferencja w Wansee w styczniu 1942 roku, na której zdecydowano, że ostatecznym losem ludności żydowskiej będzie eksterminacja.

Przesiedlenie szansą?

Nie ma wątpliwości, że idea przesiedlenia Żydów na Madagaskar - nawet jeśli niektórzy z nich, szukając szansy na odrodzenia państwa żydowskiego, byli ustosunkowani do niej pozytywnie - była w duchu całkowicie antysemicka. Była próbą poradzenia sobie z całkowicie urojonym "żydowskim zagrożeniem". Ale może dobrze by się stało - przy całej swej rasistowskiej szkaradności - gdyby jednak weszła w życie, na przykład w Polsce? "Trzeba jednak zauważyć - pisze historyk Edward Gigilewicz - że gdyby 'projekt Madagaskar' udało się zrealizować, choćby w niewielkiej części, ocalenie od zagłady znalazłoby wielu polskich Żydów". Choć brzmi to paskudnie, to jednak coś jest na rzeczy.

Robert Jurszo dla Wirtualnej Polski

Podczas pisania korzystałem m.in. z artykułów autorstwa Edwarda Gigilewicza "Projekt Madagaskar" ("Encyklopedia 'Białych Plan', tom 19) i "Projekt przesiedlenia Żydów polskich na Madagaskar w publicystyce Arkadego Fiedlera" (z publikacji zbiorowej "Sensacja w dwudziestoleciu międzywojennym") oraz z książek "Reinhard Heydrich - namiestnik władzy totalitarnej" Günthera Deschnera i "Historia Żydów" Paula Johnsona.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)