"Nie umiał z ludźmi rozmawiać. Nie nawiązywał łatwo kontaktów"
Zdaniem Sławomira Kopra, Wojciech Jaruzelski doskonale kierował swoją karierą i wiedział, na kogo postawić. W 1956 r.u poparł Gomułkę, nie angażował się specjalnie w wydarzenia Marca 1968 r., natomiast dwa lata później odegrał decydującą rolę w intronizacji Edwarda Gierka. Dzięki temu w latach 70. miał mocną pozycję w strukturach władzy i nie musiał specjalnie uczestniczyć w życiu towarzyskim ówczesnej elity partyjnej.
"Samotnik, introwertyk, nieufny wobec ludzi otwartych - pisał Włodzimierz Sokorski - i zupełnie bezradny wobec nachalnej arogancji, w gruncie rzeczy sam siebie oszukiwał i sam siebie skazywał na miernotę swojego otoczenia. (...) Nie umiał z ludźmi rozmawiać i raczej wypluwał z siebie słowa, niż je wypowiadał. Nie nawiązywał łatwo kontaktów (...) nawet towarzyskich. (...) Brakowało mu charyzmy, o czym wiedział i nie sprawiał wrażenia szczerego, nad czym bolał".
Utrzymywanie się w elicie władzy wymagało jednak przestrzegania "dworskich" rytuałów. Należała do nich pamięć o imieninach i urodzinach najważniejszych prominentów, z tego powodu generał nie żałował pieniędzy swojego resortu na prezenty dla Gierka czy Jaroszewicza.
"Gdy wszystko było załatwione, kupione, zgromadzone, wystawione - wspominał Gotówko - i sprawdzone, czy przypadkiem jakiś przedmiot nie był identyczny lub podobny do tego, który wręczono w poprzednich latach, zjawiał się Jaruzelski, aby zaakceptować prezenty. Oglądał, przeglądał, zastanawiał się i nakazywał przygotować wybrane dobra do wręczenia. Wówczas do akcji przystępowali pakowacze. Zawijali, pakowali, szykowali, przygotowywali prezenty do aktu wręczenia. W drukarni zamawiano specjalnie ozdobny papier z symbolami rodzajów służb Wojska Polskiego. Nawet sznurek był w kolorze biało-czerwonym".
Prezenty osobiście wręczał Jaruzelski, w tym świecie liczyło się zresztą pierwszeństwo w odwiedzinach solenizanta. Generał jeździł wcześnie rano, aby "wyprzedzić konkurentów", a następnie pilnie nasłuchiwał informacji o wizytach innych.
"Brałem butelkę, jechałem do KC PZPR - opowiadał Gotówko - składałem wizytę szefowi ochrony Gierka pułkownikowi Zdzisławowi Chełmińskiemu i ciągnąłem go za język. On znał słabość generała, nie utrudniał mi pracy. Mogłem zameldować szefowi, co kto przywiózł, kto dostąpił zaszczytu tete-e-tete z Gierkiem, jak długo rozmawiali itp. Jaruzelski był usatysfakcjonowany. Nigdy nie było lepszych od niego".