Trwa ładowanie...
d2ywts2
26-07-2004 07:41

Zwyciężyli



Kto panuje nad teraźniejszością, ten ma również władzę nad przeszłością. To zdanie George'a Orwella z antyutopii "Rok 1984" jest wynikiem wnikliwej obserwacji komunistycznej rzeczywistości. Wydarzenia niewygodne były zsyłane do grobów pamięci, skąd wychodziły całkiem nowe i całkiem nieprawdziwe wersje historii. Nieprawdziwe, ale użyteczne: czasem w bieżącej polityce, czasem w długofalowym programie przekształcania narodu w miazgę, z której zamierzano ulepić nowego człowieka.

d2ywts2
d2ywts2

Znakomicie operacja taka udawała się z fotografiami członków pierwszego politbiura sowieckiej partii komunistycznej. W miarę jak Stalin mordował starych bolszewików, z historycznych zdjęć byli wyretuszowywani Trocki, Kamieniew czy Zinowiew. I przestawali istnieć. To samo miało się stać z powstaniem warszawskim. Jednak wyretuszowanie zdarzenia, które ukształtowało biografie całego pokolenia Polaków i w którym uczestniczyły setki tysięcy osób, na szczęście dla prawdy wymagało zdecydowanie większej pracy.

Zdrada sojuszników

Gdyby komuniści zamierzali tylko wymazać powstanie z narodowej pamięci, nie byłoby pewnie tak długiej i ciężkiej wojny o powstanie. W rzeczywistości jednak w trwającej 21 851 dni batalii o upamiętnienie powstania jego uczestnicy byli równie osamotnieni jak podczas 63 dni walk w Warszawie. Dla naszych zachodnich sojuszników powstanie warszawskie, podobnie jak Katyń, było przykrą zadrą na obrazie przyjaznej koalicji w Wujkiem Joem (jak pieszczotliwie nazywała Stalina amerykańska prasa), a potem niemiłym przypomnieniem zdrady popełnionej wobec wiernego sojusznika. Każdy średnio inteligentny czytelnik po lekturze dokumentów z Teheranu, gdzie Polska została oddana Stalinowi, a potem po wysłuchaniu publicznych zapewnień Churchilla o pomocy udzielanej polskiemu powstaniu mógł dojść do wniosku, że była to zbrodnicza hipokryzja. A jeszcze można było przeczytać wspomnienia Polaków, w których przewijało się jedno - nie mamy broni, nie mamy, żywności nie mamy amunicji, czekamy na Anglików i Amerykanów. Wystarczyło
skojarzyć to z tysiącami liberatorów stojących na angielskich i włoskich lotniskach i milionami ton pomocy płynącej nieustannie do Rosji Sowieckiej.

Alianci mogli pomóc powstaniu zarówno technicznie, jak i politycznie i nie zrobili tego, a przez następne 60 lat robili wszystko, aby nie mówiono o ich odpowiedzialności. W Stanach Zjednoczonych do grobu pamięci wrzucono powstanie warszawskie z jeszcze jednego powodu: do Amerykanów dotarło po wojnie, czym był Holocaust. I poczuli się winni, że zrobili tak niewiele. Wobec tego II wojna światowa w Europie w publicznym dyskursie amerykańskim składała się z dwóch elementów: bohaterskiego Ike'a Eisenhowera, który ze swoimi chłopcami wyzwolił Europę, oraz z gnębionych i mordowanych Żydów. Powstanie w Warszawie to było dla Amerykanów powstanie w getcie w 1943 roku. Choć akurat w Waszyngtonie hipokryzji było najmniej. Kongres powołał specjalną komisję mającą zbadać sprawę katyńską. W odróżnieniu od Brytyjczyków Amerykanie nie starali się zamknąć ust ludziom mówiącym prawdę o powstaniu warszawskim. Tyle że nie robili nic, by ją upowszechnić.

Z oczywistych powodów o powstaniu nie mówili Francuzi, bo dla nich byłaby to konkurencja wobec jedynego godnego uwagi zrywu, jakim było wyzwolenie Paryża. Generał de Gaulle twardo obstawał bowiem przy wątpliwej historycznie tezie, że Paryż wyzwoliło zwycięskie powstanie. Na więcej powstań nie było już miejsca, zwłaszcza że Francja starała się pielęgnować jak najlepsze stosunki z Moskwą, a wspomnienie o powstaniu w Warszawie było dla Sowietów równie nie do przyjęcia jak mówienie o Katyniu. Słyszeliśmy więc prywatnie w Paryżu ubolewania w stylu "biedni, bohaterscy Polacy", a oficjalnie - niczym w słynnej depeszy ambasadora Francji z 1831 r. (po stłumieniu powstania) - mówiono: "spokój panuje w Warszawie.

d2ywts2

Zagłada antysowieckiego gniazda os

Zupełnie inne motywy kierowały kłamstwem o powstaniu w wykonaniu sowieckiego hegemona. Moskwa uważała, że polityczne powstanie było skierowane przeciwko niej. Dowódcy, którzy stali z bronią u nogi w sierpniu i wrześniu 1944 r., dostali za to pochwały i medale. Gniazdo antysowieckich os zostało zniszczone rękami Niemców i był to polityczny majstersztyk. Oczywiście milczeniem okryto apele o wywołanie powstania, jakie do mieszkańców Warszawy kierowały sowieckie i sowiecko-polskie radiostacje. Jeszcze 30 lipca 1944 r. w eter szły apele: "Armia Czerwona stoi u bram Warszawy. Powstańcie. Wspólnie przepędzimy Niemców".

Sowiecki wywiad wiedział sporo o nastrojach wśród Polaków, wiedział też o przygotowaniach do akcji "Burza" i o ogromnych wątpliwościach wśród władz państwa podziemnego. Takie apele były świadomą prowokacją. Bo cele polityczne Moskwy były oczywiste: zniszczyć ośrodek kierowniczy Polski, a także doprowadzić do zagłady elity polskiego społeczeństwa. Nic nie zmieniło się w tym względzie od czasu paktu Ribbentrop
- Mołotow i słynnej narady gestapo z NKWD w Zakopanem, podczas której zaplanowano wspólnie wyniszczenie polskiej inteligencji. Prowokowanie wybuchu powstania w Warszawie i polityka powiększania polskich strat były kontynuacją zbrodni katyńskiej.

Bohaterscy głupcy

Jaruzelski, drapujący się w patriotyczne szaty, wpisywał się w długi korowód swoich poprzedników, mówiących o powstaniu z nie ukrywaną nienawiścią. Armia Krajowa i rząd na uchodźstwie byli głównymi wrogami reżimu Bieruta i Gomułki. Powstańcy przynoszący dziś pamiątki do Muzeum Powstania Warszawskiego opowiadają zgodnie, że dokumenty, plakaty i inne drobiazgi były pochowane w latach 50. na dnie szaf lub w skrytkach, bo łatwo mogły zaprowadzić do kazamatów UB. O udziale w powstaniu lepiej było nie pisać w oficjalnych życiorysach, chyba że miał to być udział w patriotycznych formacjach Armii Ludowej. W pracach dyspozycyjnych historyków ta formacja rozrosła się do rozmiarów nieomal równych Armii Krajowej.

Po powstaniu zostało morze zniszczeń, zbudowany na podobieństwo soboru na placu Saskim Pałac Kultury i Nauki - dar Stalina. Została też pamięć zimnej wojny z powstaniem. Ta wojna symbolicznie zakończy się z chwilą otwarcia muzeum powstania, którego budowy większość powstańców nie dożyła. To muzeum - podobnie jak waszyngtoński pomnik wietnamski, a jeszcze bardziej jerozolimski Instytut Yad Vashem - ma przechować pamięć wartości, dla których powstańcy walczyli w sierpniu i wrześniu 1944 r.

Jerzy Marek Nowakowski

d2ywts2
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2ywts2
Więcej tematów