Zwrot w sprawie "Heweliusza"
- Na taki dzień czekałyśmy od dawna. Pojawiło się dla nas światełko w tunelu - w ten sposób wdowy po marynarzach, którzy zginęli w 1993 roku w katastrofie promu "Jan Heweliusz" komentują wyrok Sądu Apelacyjnego w Poznaniu. Sędziowie dwóm z nich przyznali rację, uchylając wyroki sądów niższej instancji w Szczecinie, według których roszczenia odszkodowawcze rodzin marynarzy były przedawnione. Oznacza to, że pozwy wdów trafią do sądu ponownie.
Pozytywnie rozpatrzono apelację Stefanii Subickiej ze Świnoujścia oraz Marii Pacek z Gdyni.
- Czuję się usatysfakcjonowana, choć jestem już zmęczona tym zamieszaniem - powiedziała nam wczoraj Stefania Subicka, wdowa po oficerze pożarowym z "Heweliusza". - Wcześniejszy wyrok sądu w Szczecinie był dla mnie wielkim ciosem. Zostałyśmy oszukane przez naszego mecenasa. Dopiero teraz sprawiedliwości stało się zadość.
Podobnego rozstrzygnięcia z utęsknieniem wyczekują pozostałe wdowy po marynarzach. Kolejne orzeczenie przed poznańskim sądem wydane zostanie jutro. - Jestem dobrej myśli - mówi Irena Brudnicka z Gdyni, wdowa po starszym mechaniku.
Jest duże prawdopodobieństwo, że wdowy po zmarłych marynarzach z promu "Jan Heweliusz", który - jak orzekły ponad wszelką wątpliwość izby morskie, w momencie katastrofy nie nadawał się do żeglugi - otrzymają jednak godziwe odszkodowania. Wcześniej rodziny przegrały batalię o to przed sądem w Szczecinie. Sędziowie odrzucili wszystkie 13 pozwów, uznając je za przedawnione. Odwołanie, skierowane do Sądu Apelacyjnego w Poznaniu, okazało się jednak w dwóch przypadkach skuteczne i sprawa będzie rozpatrywana jeszcze raz. Najważniejsze jest jednak to, że zdaniem poznańskich sędziów o przedawnieniu, w myśl obowiązujących przepisów, nie może być mowy. Jest więc niemal pewne, że identyczne wyroki zapadną w pozostałych sprawach. Większość wdów po marynarzach z "Heweliusza" pochodzi z Trójmiasta i okolic.
- Ten wyrok to dla mnie dotychczas jedyna dobra wiadomość w tej sądowej, morderczej, jedenastoletniej batalii - mówi Maria Janicka z Gdańska, wdowa po starszym oficerze z "Heweliusza". - Ufam, że sąd podobnie zachowa się wobec mnie i innych wdów.
- Wcześniejsze wyroki ze Szczecina były kpiną, nie uwzględniano naszych wniosków dowodowych, na sali nie pojawił się nawet przedstawiciel armatora promu - dodaje Stefania Słubicka ze Świnoujścia, która wygrała już proces apelacyjny w Poznaniu. - Teraz dopiero mogę odetchnąć.
Katastrofa "Jana Heweliusza" w 1993 r. była jedną z największych tragedii morskich w historii Morza Bałtyckiego. Zatopiony prom należał do spółki Euroafrika, podlegającej pod Polskie Linie Oceaniczne w Gdyni. Na jego pokładzie zginęło 55 osób: 35 pasażerów, w tym dwoje dzieci, i 20 członków załogi. Odnaleziono 39 ciał. Zginęli obywatele Polski, Austrii, Węgier, Szwecji, Czech i Norwegii. Dziewięć osób uratowano.
Kalendarium
1993 rok - zatonął prom "Jan Heweliusz". Jeszcze w tym samym roku wdowy po członkach załogi składają wnioski o odszkodowania do prowadzonego przez Sąd Okręgowy w Gdańsku Funduszu Ograniczonej Odpowiedzialności.
1999 - niezależnie od prowadzonych spraw sądowych rodziny ofiar zakładają Stowarzyszenie Wdów i Rodzin Marynarzy z Promu "Jan Heweliusz".
2000 - stowarzyszenie składa do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu skargę na nierzetelność izb morskich w Gdyni i Szczecinie, które przez 7 lat nie były w stanie dokładnie wyjaśnić przyczyn katastrofy. Wyrok jeszcze nie zapadł
2002 - Gdański sąd orzeka, że z Funduszu Ograniczonej Odpowiedzialności nie mogą być wypłacone odszkodowania dla marynarzy. Wdowy składają więc pozwy w sądzie cywilnym. Sędziowie ze Szczecina uznają jednak, że roszczenia są już przedawnione, bo wnioski o odszkodowania składać można w ciągu trzech lat od wyrządzenia szkody.
Szymon Szadurski