Związkowcy oskarżają kierownictwo kopalni "Bielszowice"
Kierownictwo kopalni "Bielszowice" wiedziało, w
jak niebezpiecznych warunkach pracowali górnicy, którzy ucierpieli
w lutowym wypadku, gdy metan poparzył kilkunastu z nich - uważa
Związek Zawodowy Ratowników Górniczych (ZZRG). Związkowcy zarzucają kopalni, że zlekceważyła zagrożenie i zaniedbywała działania profilaktyczne.
24 lutego tego roku w "Bielszowicach" płonący metan poparzył 16 górników, w tym 13 ciężko. Dzień wcześniej w tej samej kopalni metan poparzył trzech górników. Kopalnia zataiła tamten wypadek.
"Podjęto ryzykowne działania. Oskarżam kierownictwo zakładu, że to było działanie świadome, zagrażające życiu i zdrowiu pracowników, ponieważ kierownictwo zakładu miało pełną wiedzę o zagrożeniach, a pracownicy tej wiedzy nie mieli" - powiedział w czwartek szef ZZRG, Piotr Luberta.
Tego dnia ZZRG zwołał konferencję prasową, podczas której przedstawiono wnioski z prac komisji badającej przyczyny wypadku z 24 lutego. Raport komisji nie został jeszcze oficjalnie upubliczniony.
Luberta powiedział, że jego związek "wyszedł przed orkiestrę", ale zrobił to w dobrej intencji. Wyjaśnił, że do wcześniejszego przedstawienia wyników prac komisji skłonił ich wypadek w kopalni "Brzeszcze", gdzie 1 kwietnia także zapalił się metan. W wyniku wypadku poparzonych zostało 11 górników. Ratownicy wciąż nie dotarli do ciała 12. górnika. W obu wypadkach można mówić o zaniedbaniu przez kierownictwa kopalń profilaktyki tego typu zagrożeń - uważa Luberta.
Jak powiedział, do wypadku 24 lutego doszło, bo kopalnia "Bielszowice" zataiła zdarzenie z wcześniejszego dnia. Nie zarządzono wtedy akcji ratowniczej i nie odizolowano zagrożonej ściany, a następnego dnia do prac w tym rejonie skierowano aż 42 górników.
"To były działania niezgodne z przepisami, o dużym przewidywalnym ryzyku, narażającym życie i zdrowie pracowników" - powiedział Luberta. Jego zdaniem kierownictwo zlekceważyło zagrożenie, a kopalnia nie dbała o odpowiednią profilaktykę pożarową - w rejonie ściany nie pobierano wystarczająco często prób do analizy laboratoryjnej. Trzy główne zagrożenia w jej kopalni: tąpnięcia, metan i pożary węgla zwalczano oddzielnie. Tymczasem taka sytuacja, jak w "Bielszowicach" wymaga stosowania szczególnych, ale też znacznie droższych metod - np. kamer termowizyjnych, które potrafiłyby precyzyjnie ocenić zagrożenie.
ZZRG mówi o "zatrważającym" wzroście zagrożenia metanowego. Od 1991 r. w polskich kopalniach metan nie zapalił się przez 11 kolejnych lat. W 2002 r. doszło do trzech takich wypadków, w 2003 r. - do dwóch.
W opinii ratowników górniczych metan jest ciągle lekceważony. W polskich kopalniach stanowi on coraz większe niebezpieczeństwo, tymczasem górnictwo ma natomiast coraz mniej środków finansowych, by temu niebezpieczeństwu zapobiegać. Według Luberty wina za ten stan rzeczy spada pośrednio na kolejne rządowe programy reformy górnictwa, których celem jest tylko "sucha ekonomia". Aby wydobycie węgla było bezpieczne, trzeba zainwestować 1,3 mld zł - ocenia. (jask)