Zuzanna Ziemska: brzydkie stwory mają głos
Znany pisarz apelował niedawno o powstrzymanie się od rzucania w polityków inwektywami, takimi jak "kurdupel, gnom i karzeł". Inicjatywa piękna. Ale ciężko wróżyć jej powodzenie.
Gessler obraziła Rubik. W zasadzie nie stało się nic nowego. Jedna gwiazda drugiej gwieździe, co jakiś czas lubi wytknąć to i owo. Tym razem poszło o figurę. Tak ten świat jest skonstruowany, że jeśli zarabiasz wizerunkiem, musisz liczyć się z komentarzami. To wpisane w zawód modelki. Podobnie, jak wpisane w zawód telewizyjnej celebrytki jest co jakiś czas rzucać ciętą uwagę, chociażby po to, by podsycić zainteresowanie wokół własnego nazwiska. Nie jestem więc zdziwiona, że jedna pani, drugiej pani dała prztyczka w nos. Problem mam natomiast z jakością tego prztyczka. "Dramat, Oświęcim, co to, to nie! Ratunku"- napisała Gessler. I przesadziła.
Przywoływanie Oświęcimia, dla oddania czyjejś sylwetki, pamiętam z podstawówkowych korytarzy. Dzieciom jednak z wiekiem przybywa wiedzy i rozsądku. Celebrytów najwyraźniej to nie dotyczy. Dzieci wpływają na kilkoro innych w swoim otoczeniu. Celebryci często kształtują opinie całkiem sporych grup. Nawiązywanie do jednej z największych zbrodni w dziejach, by wyszydzić wygląd modelki, jest więc już nie tylko niesmaczne. Jest niebezpieczne. Sprawia, że ludobójstwo staje się pustym słowem, jeszcze jednym synonimem chudości.
Sport dla mas
Gessler nie przebierała w słowach bo przebierać nie musiała. Ba! Nawet nie mogła, bo nie przebiłaby się ze swoją opinią do szerszego grona. Obrażanie cudzego wyglądu jest ostatnio dość popularnym sportem i żeby sięgnąć po jakiekolwiek laury, trzeba mocno się postarać. Konkurencja jest spora, podobnie jak kreatywność internautów. A ci operują pięknie już nie tylko słowem, ale i obrazem. Neandertalczycy, małpy, filmowe potwory - cały ten bestiariusz przywoływany jest by oddać obrazowo defekty urody znanych choć niekoniecznie lubianych. Pod wywiadami z politykami, natychmiast w niewybredny sposób anonimowie informują, co konkretnie im się nie podoba - niski stanie się karłem czy kurduplem, ktoś z nadwagą - tłustym wieprzem a w razie czego zawsze można jeszcze dobić przeciwnika "szpetnym ryjem".
Brzydkie stwory Kaczyńskiego
Można by było rzec - niech gówniarzeria się bawi, nie interesujmy się tym. Problem polega na tym, że tym, że - jak w przypadku Gessler - robią to także ludzie, których ktoś słucha, po których ktoś powtarza i utrwala ten żenujący poziom dyskursu. Inny przykład? Proszę bardzo: "Jarosław Kaczyński nie lubi kobiet, wiem to na pewno. Właśnie dlatego twarzami swoich rządów uczynił grupę agresywnych, bezczelnych, obłudnych, zakłamanych i brzydkich stworów" - napisał popularny konferansjer i satyryk Piotr Bałtroczyk. Skłamałabym, mówiąc, że w internecie zawrzało. Nie zawrzało, bo wre już od dawna. Przyzwyczailiśmy się do "brzydkich stworów" i jeszcze gorszych inwektyw. Ja natomiast byłam zdziwiona, kojarząc Bałtroczyka jednak raczej jako osobę błyskotliwą i kulturalną, sypiącą bon motami, ale nie przekraczającą pewnych granic.
Chyba że granic już nie ma. Nawet inteligenci zarazili się językiem memów i dyskurs nam całkowicie schamiał. Wróciliśmy na podwórko, na którym chuda koleżanka była "jak z Oświęcimia" a nielubiana nauczycielka była "brzydkim stworem". Żeby tylko...
Zobacz też: Kot prezesa kontra demonstranci. Tak TVP Info opisuje protesty
Pislam na ciamajdanie
Zaczęło się od wykształciuchów. Potem pojawiły się lepsze i gorsze sorty, ciamajdany, pislamy. Nie poprzestano na wyglądzie. Z zapałem godnym gimnazjalisty targanego hormonalną huśtawką, zaczęto przywoływać kwestie związane z życiem płciowym. Nie tak dawno pojawił się chociażby wpis profesora UJ (sic!) sugerującego, że Frasyniukowi miałoby podobać się pod więziennym prysznicem. Bo przecież gwałty w więzieniach są takie he he, zabawne, panie profesorze, no beczka śmiechu.
Chociaż raczej przypomina to wszystko beczkę pełną fekaliów i to obficie przeciekającą. Jej zawartość brudzi nas wszystkich. Bo ciężko nie słyszeć przekazu, który robi się właściwie powszechny.
Głos literata
Nie tak dawno Jacek Dehnel wygłosił pod Pałacem Prezydenckim znakomite przemówienie o języku współczesnej polityki. Dotknął przy tym niezwykle ważnej kwestii - merytoryki. To właśnie ona jako pierwsza utonęła w tym szambie. W punktowaniu Kaczyńskiego ostatnim, na co powinno się zwracać uwagę, jest jego wygląd czy stan cywilny. Tymczasem adwersarze prezesa często właśnie na tym się skupiają. Ich przekaz przestaje być klarowny, ich argumentacja przekonująca. Zamiast dyskusji mamy znów korytarz w podstawówce. Poziom, w którym na sensowną krytykę można było otrzymać odpowiedź: "a ty jesteś brzydki".
Apel Dehnela o zmianę języka udostępniono na Facebooku ponad 8 000 razy. Dużo? Niekoniecznie. Tym bardziej, że być może przekonał już przekonanych. Chciałabym jednak wierzyć, że takich głosów będzie więcej. Że zamiast krzyczeć o tym że modelka wygląda jak z Oświęcimia, ktoś kto dociera do mas, może zwrócić uwagę na nieprzemijający problem niezdrowych standardów sylwetki w świecie mody. Że zamiast nazywać polityków "brzydkimi stworami", satyrycy pokuszą się o żartobliwe nawiązywanie do ich konkretnych inicjatyw i projektów. Że profesorowie uniwersytetów odniosą się do postulatów politycznych, a nie rzekomej orientacji seksualnej.
Może się jednak okazać, że kiedy skończymy z żartami, sloganami, rzucaniem obelg, to w przestrzeni publicznej zrobi się nagle podejrzanie cicho. Zamilkną ci, którzy faktycznie nie mają nic do powiedzenia. I właśnie dlatego apel Dehnela, choć piękny, jest nieomal naiwny. Bo ci, którzy nie mają nic do powiedzenia, najbardziej uwielbiają mówić.
Zuzanna Ziemska dla WP Opinii