Zrobiono mu EKG i wypuszczono ze szpitala. Chwilę później 37-latek zmarł na zawał
Mężczyzna źle się poczuł tuż po wyjściu z siłowni i postanowił sam zgłosić się do jednego ze szpitali w Tarnowie. Lekarz przebadał go i stwierdził, że wszystko jest z nim w porządku. 37-latek wyszedł z placówki i chwilę później zmarł wskutek rozległego zawału.
Lekarz pracujący w szpitalu im. Szczeklika w Tarnowie wykonał pacjentowi badanie EKG, które nie wykazało niepokojących zmian. Mężczyzna został odesłany do domu ze wskazaniem do badań kontrolnych. Krótko po wyjściu ze szpitala 37-latek doznał zapaści na chodniku.
"Przybiegł ratownik, chwilę potem lekarz. Rozpoczęto akcję reanimacyjną. Stwierdzono nagłe zatrzymanie krążenia. Pacjent miał jeszcze ranę na głowie, na twarzy. Dołączyli anestezjolodzy. Potem pogotowie ratunkowe przewiozło pacjenta na izbę przyjęć, trafił na salę operacyjną. Tam przeprowadzono zabieg hemodynamiczny, stwierdzono bardzo rozległy zawał serca. Cały czas był reanimowany, niestety serce nie podjęło swojej pracy. Nie znalazłem żadnych elementów, które wskazywałyby na jakąś słabość w zachowaniu personelu szpitala" - tłumaczy w rozmowie z Radiem Kraków Marcin Kuta, dyrektor placówki.
Do zdarzenia doszło w dniu ogólnopolskiego protestu lekarzy, ale dyrektor szpitala twierdzi, że nie miało to wpływu na opiekę nad 37-latkiem. "Mogę zapewnić, że w tym dniu o tej porze, w tych miejscach, w których był ten pacjent, obsada była taka sama jak w innych dniach zgodnie z grafikiem"- podkreślił i dodał, że czasem zdarzają się zawały, które nie wykazują żadnych zmian w zapisie EKG. Sprawą zajmie się prokuratura w Tarnowie.