Żona trzyma męża w stercie śmieci
Od kilkunastu lat mieszkanka Świdnika przetrzymuje schorowanego męża w stertach śmieci, które znosi do mieszkania - czytamy w "Kurierze Lubelskim". Sąsiedzi wzywają policję, ale policja jest bezradna.
W mieszkaniu przy ul. 3 Maja w Świdniku śmieci piętrzą się po sam sufit. Kiedy powieje wiatr, po klatce schodowej rozchodzi się nieznośny fetor. Prócz tego jest to królestwo karaluchów. Taki stan trwa już od kilkunastu lat. Wszystkie służby rozkładają bezradnie ręce. Mieszkańcy bloku mają już dosyć uciążliwych sąsiadów i martwią się losem schorowanego mężczyzny, przetrzymywanego przez żonę w stercie śmieci.
Sąsiedzi twierdzą, że śmieci są tam znoszone, odkąd pamiętają. Sąsiedzi alarmowali wszelkie służby, jednak te nie mogą nic zrobić bez nakazu prokuratora. Sanepid się tłumaczy, że nie może w tej sprawie nic zrobić.
Cztery lata temu, po interwencjach sąsiadów i gospodarza domu, spółdzielnia mieszkaniowa jednak wywiozła śmieci. - Udało się wejść do mieszkania, pod nieobecność żony drzwi otworzył pan Witold. Uzbierało się kilka kontenerów śmieci. Wyrzucali to wszystko, bezpośrednio przez okno, z czwartego piętra. Nachodziłem się wtedy po wszystkich instytucjach, aby to zrobili. Teraz nie mam już siły załatwiać i prosić. Nikt nic nie robi. Nie wiem, czy to jest niemoc, czy niechęć - mówi St. Kondrat, gospodarz domu.
- Śmieci zbierają się od tego czasu znowu i nic nikt z tym nie robi - skarżą się sąsiedzi. Martwią się też o los pana Kazimierza. - Kilka miesięcy temu wyszedł ze szpitala. Od tamtej pory nie pojawia się nigdzie. Nie wiadomo, co się z nim dzieje. Kiedyś dawał jeszcze znak życia gwizdkiem. Gwizdał i słyszeliśmy, że tam jest i żyje. Teraz jest cisza. Kiedy ostatnio opróżniali ten śmietnik, znaleźli go śpiącego na stojąco, wciśniętego między odpadki.. Martwimy się o niego. Gdyby umarł, nawet byśmy o tym nie wiedzieli - dzieli się swoimi obawami gospodarz domu.
- Kiedyś obudziło nas w nocy wołanie o pomoc. Okazało się, że to pan Witold. Leżał zaklinowany w drzwiach. Głowę miał na progu a nogi wysoko na stercie śmieci. Teraz wcale go nie słychać - opowiada mężczyzna.