84‑latka z obciętymi palcami. Sąsiedzi: Ela na to nie zasłużyła
- Ela na to nie zasłużyła. Była ciepła, miła, zawsze uśmiechnięta. Miała się z tym synem... - mówią w rozmowie z Wirtualną Polską mieszkańcy warszawskiego Mokotowa. W czwartek w bloku przy ulicy Bryły 3 znaleziono ciało 84-letniej kobiety. Emerytka miała na głowie worek i obcięte palce. W sprawie zatrzymano jej syna.
Dzień po tragedii na mokotowskim osiedlu nie widać śladów zbrodni. Przed starym 10 piętrowym blokiem z 10 klatkami nie ma już radiowozów i taśmy policyjnej. Na zazielenionym placu zabaw bawią się dzieci, a na trawniku obok mężczyzna kosi trawę.
O tym, że doszło do tragedii słychać tylko w rozmowach pomiędzy sąsiadami, którzy są wstrząśnięci i przekazują sobie najnowsze wieści o sąsiadce z ostatniej klatki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- To była złota kobieta. Każdemu by nieba uchyliła. Ja wczoraj nie mogłam dojść do siebie, jak usłyszałam, że to ona. Nie zasłużyła na tak potworną śmierć - mówi nam pani Beata, sprzedawczyni w osiedlowym sklepie.
84-letnia pani Elżbieta robiła u niej zakupy raz w tygodniu. Emerytka miewała problemy z chodzeniem i noszeniem ciężkich rzeczy, dlatego w sklepie pojawiał się z nią 51-letni syn Wojciech. - Ona z nim mieszkała, w trzypokojowym mieszkaniu na parterze. Opiekowała się nim. Bała się, co on zrobi, kiedy ona umrze - dodaje sklepowa.
Służby od początku podejrzewały go o ten brutalny mord. 51-latek jeszcze tego samego dnia został zatrzymany na 48 godzin. Prokuratura planuje jego przesłuchanie, prawdopodobnie usłyszy zarzut morderstwa i będzie wniosek o tymczasowy areszt.
- Z tego, co wiem, to on wrócił przed blok i go tutaj złapali. Chwilę wcześniej, bo o godz.16 ludzie widzieli, jak siedział na Modzelewskiego ze spakowanym plecakiem, z którego wystawały ubrania. Policjanci naprawdę intensywnie go poszukiwali. Funkcjonariuszy było pełno w całej okolicy - opowiada nam z kolei pani Lucyna.
Morderstwo na Mokotowie. Nowe fakty
Według relacji sąsiadów, ciało emerytki odkryto około godz. 11. Stało się to po telefonie wnuczki, która nie mogła nawiązać kontaktu z babcią. Przybyli na miejsce ratownicy nie mogli dostać się do mieszkania. - Sąsiedzi mówili, że zabrano biurko spod śmietnika i postawiono pod oknem, żeby wejść do środka - opowiada nam Aleks, który mieszka w klatce, gdzie doszło do zbrodni.
Wirtualna Polska potwierdziła nieoficjalnie, że pani Elżbieta miała obcięte palce i worek na głowie. Szczegółowe przyczyny śmierci znane będą po sekcji zwłok, ale prawdopodobne jest, że została uduszona.
Kobieta w przeciwieństwie do swojego syna miała bardzo dobrą opinię na osiedlu. Przy ul. Bryły mieszkała kilkadziesiąt lat, przed pójściem na emeryturę pracowała w okolicznej aptece jako farmaceutka, razem z mężem wychowywała dwójkę synów. Małżonek kilka lat temu zachorował, nie mógł samodzielnie chodzić i musiał poruszać się na wózku inwalidzkim. Niedługo potem zmarł. Drugi syn pani Elżbiety założył rodzinę. To właśnie jego córka miała utrzymywać z babcią najlepszy kontakt i to ona miała zawiadomić służby.
Z kolei o podejrzewanym o zbrodnię 51-latku na osiedlu mówi się, że nadużywał alkoholu. Często widywano go z winem na okolicznych ławkach. Jedna z sąsiadek zdradziła nam, że kiedyś był przykładnym studentem. - Potem przerwał naukę, zmienił się nie do poznania. Z takiego mądrego i inteligentnego chłopaka [...] Sama widziałam, jak ostatnio awanturował się z kasjerką w Biedronce - słyszymy.
- Był wysoki i grubszy, miał bardzo długą brodę. Wyglądał jak taki byczek. Rok temu zwróciliśmy mu uwagę, żeby nie zapychał przyklatkowego kosza butelkami, tylko wynosił je do większego kontenera. Matka to musiała mieć z nim ciężko - dodaje Aleks.
Sąsiedzi mówią też, że kilka lat temu mężczyzna zniknął. Jedna z wersji jest taka, że trafił do szpitala psychiatrycznego. Druga o tym, że odsiadywał wyrok w więzieniu. - Potwierdzam, że od 2013 do 2018 odbywał karę pozbawienia wolności - mówi podkom. Ewa Kołdys.
Według prokuratury 51-letni Wojciech leczył się psychiatrycznie. - Pewnie teraz stwierdzą, że był niepoczytalny. Ale dla mnie to po prostu wina alkoholu - podsumowuje pani Lucyna.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj też: