Znany dziennikarz dostanie zadośćuczynienie od MON
MON ma przeprosić znanego dziennikarza Edwarda Mikołajczyka za podanie jego nazwiska w raporcie z weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych; ma też zapłacić mu 30 tys. zł zadośćuczynienia - orzekł Sąd Okręgowy w Warszawie.
08.12.2011 | aktual.: 08.12.2011 17:16
Sąd nieprawomocnie uwzględnił pozew Mikołajczyka o ochronę dóbr osobistych. Na mocy wyroku resort ma przeprosić go w "Rzeczypospolitej" i "Gazecie Wyborczej", zapłacić mu 30 tys. zł zadośćuczynienia i zwrócić 7 tys. zł kosztów procesu. To kolejna osoba, która wygrała proces z MON w takiej sprawie.
Raport, ujawniony w lutym 2007 r. przez Lecha Kaczyńskiego, a sygnowany przez szefa komisji weryfikacyjnej WSI Antoniego Macierewicza, głosił o Mikołajczyku: "Dziennikarz, pracownik koncernu ITI. Typował dziennikarzy do współpracy z WSI".
Mikołajczyk - w latach 70. współprowadzący popularny program TVP "Studio 2", później m.in. rzecznik Polskiego Związku Piłki Nożnej i pracownik ITI - zaprzeczał, by miał związki z WSI (powstałymi w 1991 r., a rozwiązanymi za rządów PiS w 2006 r.). - W latach 1981-1982, kiedy pracowałem jako korespondent Polskiego Radia i Telewizji w Jugosławii, byłem obiektem zainteresowania ataszatu militarnego przy ambasadzie PRL w Belgradzie. Z placówki zostałem odwołany przez kierownictwo telewizji stanu wojennego. Nigdy wcześniej ani nigdy później nie miałem żadnych związków z żadnymi służbami PRL ani RP - oświadczył.
- W raporcie na mój temat prawdziwe jest tylko to, że jestem dziennikarzem; pracownikiem ITI byłem jedynie w początku lat 90. - dodał. - To była zatruta strzała wysłana przez pana Macierewicza w zwalczaniu wroga, jak określał ITI - mówił Mikołajczyk.
Pozwał on MON i L. Kaczyńskiego (sąd uznał wcześniej, że prezydent RP nie może być pozywany za raport). Oprócz przeprosin w prasie i 50 tys. zł, Mikołajczyk chciał, by szef SKW sporządził, a prezydent opublikował aneks do raportu ze stwierdzeniem, że informacje o Mikołajczyku były nieprawdziwe.
Mikołajczyk współdziałał z tajnymi służbami wojska PRL, a potem, do 1991 r., z WSI - mówił wcześniej Macierewicz, powołując się na akta WSI. - Pan Mikołajczyk współdziałał z WSI, realizując działania wykraczające poza ich zadania, bo tworzenie agentury w mediach w Polsce nie jest zadaniem wywiadu wojskowego - powiedział Macierewicz jako świadek przed sądem. - Dokumentacja WSI stwierdzała, że jego werbunek, jako dziennikarza komitetu ds. radia i telewizji, II Zarząd Sztabu Generalnego WP podjął w 1976 r., a zakończył w 1980 r.; współpraca trwała do końca 1991 r., gdy pan Mikołajczyk pracował w redakcji radiowej ITI - zeznał.
Sąd uznał, że naruszono dobra osobiste powoda, wobec czego MON ma na swój koszt zamieścić w "Rz" i "GW" przeprosiny. MON ma w nich oświadczyć, że powód "nie uczestniczył w bezprawnej działalności WSI".
W uzasadnieniu wyroku sędzia Andrzej Kuryłek powiedział, że pozwany nie wykazał prawdziwości twierdzeń z raportu. Sędzia podkreślił, że wojskowe służby specjalne nie przesłały sądowi akt nt. Mikołajczyka - w takiej sytuacji sąd przyznaje racje twierdzeniom powoda.
- Taki wyrok po niemal pięciu latach nie jest sukcesem sądu - skomentował Mikołajczyk. W sądzie nie było nikogo z MON.
W 2008 r. sąd umorzył sprawę karną o zniesławienie, którą Mikołajczyk wytoczył Macierewiczowi za umieszczenie swego nazwiska w raporcie. Macierewicz wygrał wiele takich procesów. Ostatnio sąd nakazał mu jednak przeprosić ITI za słowa o związkach tej spółki z wojskowymi służbami specjalnymi PRL i o finansowaniu jej ze środków FOZZ. To pierwszy taki prawomocny wyrok wobec b. szefa komisji weryfikacyjnej WSI, dziś posła PiS.
Do sądów wpłynęło w sumie 26 pozwów wobec MON w sprawie raportu: MON przeprosiło już kilkanaście osób. Według resortu łączna szacunkowa kwota jego kosztów procesów wynosi ok. 500 tys. zł.
W 2008 r. Trybunał Konstytucyjny uznał za sprzeczne z konstytucją m.in. pozbawienie osób z raportu prawa do wysłuchania przez komisję przed ujawnieniem dokumentu, prawa dostępu do akt sprawy oraz odwołania do sądu od decyzji o umieszczeniu w raporcie. Po tym prezydent Kaczyński zdecydował nie ujawniać przygotowanego przez Macierewicza aneksu do raportu.
Od 2007 r. warszawska prokuratura prowadzi śledztwo ws. domniemanego przekroczenia uprawnień przez autorów raportu oraz zniesławienia osób w nim wymienionych.