Znaki zamiast łatania ulic
Trzynaście nowych znaków, ograniczających prędkość do 40 kilometrów na godzinę oraz informujących o nierównościach na jezdni, zawiesili pracownicy Zarządu Dróg i Transportu w Łodzi.
Spowolnienie obowiązuje m.in. na ulicach: Paderewskiego, Strykowskiej, Sienkiewicza i al. Włókniarzy. Stan nawierzchni tych arterii jest tragiczny.
- To jakaś paranoja. Drogowcy, zamiast remontować ulice, stawiają znaki - komentują łodzianie. - Dziur w jezdniach wciąż przybywa. Jak tak dalej pójdzie, będziemy jeździć czterdziestką w całym mieście.
- Urzędnicy z ZDiT wprowadzają ograniczenia, żeby nie wypłacać odszkodowań kierowcom, którzy uszkodzą auta na dziurach - twierdzi jeden z naszych czytelników.
W ZDiT zaprzeczają.
- Nikt przecież nie sprawdza, z jaką prędkością kierowca wjechał w dziurę. Do tego typu zdarzeń nie wzywa się nawet policji - mówi Aleksandra Mioduszewska, rzecznik prasowy Zarządu Dróg i Transportu w Łodzi. - Zdajemy sobie sprawę, że jazda po tak zniszczonych ulicach z prędkością 50 kilometrów na godzinę może grozić uszkodzeniem auta lub nawet wypadkiem. Dlatego zalepiamy interwencyjnie dziury i stawiamy znaki. Ograniczenia będą obowiązywać do czasu wykonania remontu tych ulic. Niestety, w tym roku mamy pieniądze tylko na remont al. Włókniarzy.
W ubiegłym roku znaki ograniczające prędkość pojawiły się na ulicach: Pomorskiej, Rewolucji 1906 r., Jaracza i Tuwima. Najwięcej można zobaczyć na al. Włókniarzy, gdzie na odcinku pomiędzy ulicami Legionów a Drewnowską naliczyliśmy ich aż 20.