Zmiecie nas gospodarcze tsunami?
To od reakcji Donalda Tuska na wyniki następujących po jego expose sondaży obrazujących poziom poparcia dla niego, jego rządu i partii, w znacznej mierze zależeć będzie, jak w najbliższych latach potoczą się losy Polski - pisze specjalnie dla Wirtualnej Polski Piotr Gabryel, zastępca redaktora naczelnego tygodnika "Uważam Rze".
Przeczytaj też: Omówienie wyników sondażu - Mocno spada poparcie dla Platformy Komentarz Wiesława Dębskiego - SLD odbija się od dna - najnowszy sondaż
Obserwowanego (nie tylko w badaniu dla Wirtualnej Polski)
spadku tego poparcia nietrudno się było spodziewać. Po ogłoszeniu planu reform i cięć wydatków budżetowych notowania Platformy Obywatelskiej, jej rządu oraz premiera spadły. Nie jakoś bardzo znacząco, ale jednak także nie nieznacznie. A to i tak zapewne jedynie przedsmak tego, co w nadchodzących miesiącach i latach czeka rządzących.
Precyzyjnie mówiąc: partia Donalda Tuska straciła w najnowszym sondażu Wirtualnej Polski pięć punktów procentowych (w stosunku do badania sprzed dwóch tygodni) i cieszy się teraz uznaniem 37% Polaków. Poparcie dla rządu Donalda Tuska osunęło się w tym samym czasie o trzy punkty procentowe - z 47 do 44% oceniających gabinet zdecydowanie dobrze i raczej dobrze. A poziom sympatii do samego premiera spadł także o trzy punkty procentowe - z 56 do 53% oceniających go zdecydowanie i raczej dobrze.
Najciekawsze jednak, co ten pierwszy - i raczej nie ostatni - spadek aprobaty dla ekipy Donalda Tuska oznacza dla przyszłości planu ogłoszonego przez szefa rządu w listopadowym expose.
Gdyby się kierować się tym, co wiemy o liderze ekipy rządzącej po jego pierwszej kadencji, należałoby wnosić, że Polacy o swój los w znacznej mierze będą się jednak musieli zatroszczyć sami. Albowiem premier - po takich wynikach sondaży - na ogłoszeniu konieczności przeprowadzenia zmian, które mogłyby uchronić Polskę przed wpadnięciem w kryzysowy korkociąg, zakończy swą reformatorską aktywność. I pozostawi sprawy biegowi wydarzeń.
Jednakowoż teraz nie jest to aż tak proste ani oczywiste, jak w latach 2007-2011, albowiem presja rynków finansowych i uosabiających ich nacisk agencji ratingowych jest dziś tak przemożna, a skala zagrożeń stojących przed Polską tak ogromna, że nawet Donald Tuska ma obecnie naprawdę bardzo mocno ograniczone pole manewru.
Zawsze jednak - i tego należy się obawiać najbardziej - istnieje zagrożenie, że zamiast prawdziwych reform i prawdziwych, głębokich, bolesnych, ale koniecznych cięć wydatków, premier zafunduje nam zgniły kompromis między tym, co niezbędne, a tym co w jego przekonaniu możliwe, czyli pół-reformy i pół-cięcia. A więc na przykład zamiast podnieść składkę rentową o 2 punkty procentowe, podniesie ją o jeden punkt, a wiek emerytalny kobiet windować będziemy nie do 2020, ale do 2120 roku.
A to z pewnością nie ochroni Polski przed nadciągającym gospodarczym tsunami. Tym bardziej, że przecież nawet zrealizowanie literalnie wszystkich zapowiedzi premiera mogłoby się okazać dalece niewystarczające, aby Polska także przez nadchodzące załamanie przeszła suchą stopą.
Niestety, groźba zrealizowania się właśnie takiego, niebezpiecznego dla naszego kraju scenariusza narasta z każdym tygodniem. Wystarczy obserwować, jak politycy Platformy reagują na zgłaszane co i rusz przez kolegów z koalicyjnego PSL i z partii opozycyjnych pomysły zmierzające do wyrwania zębów reformom zapowiedzianym przez Donalda Tuska, aby nabrać przekonania, że ich reformatorska determinacja zaiste nie jest bezgraniczna. Zwłaszcza jeśli zważyć, że - także w sondażu Wirtualnej Polski - to właśnie te ugrupowania, co prawda nieznacznie, ale jednak zyskują na sympatii wyborców. Zyskują kosztem partii Donalda Tuska.
Piotr Gabryel, zastępca redaktora naczelnego tygodnika "Uważam Rze" specjalnie dla Wirtualnej Polski