Zmiany w ordynacji wyborczej bez zgody prezydenta? Pałac czeka na konkrety od PiS, ale bez entuzjazmu

Pałac Prezydencki z dystansem obserwuje publiczne dyskusje o planowanych przez PiS zmianach w ordynacji wyborczej, które miałyby obowiązywać już w najbliższych wyborach parlamentarnych. Z otoczenia Andrzeja Dudy płyną niejednoznaczne sygnały: z jednej strony słyszymy o sceptycznym podejściu Pałacu, z drugiej - prezydent nie zamyka sobie drzwi do rozmów z partią rządzącą. - Po pierwsze: zgoda wyborców, po drugie: prawo. Jeśli nie będzie społecznej akceptacji dla pomysłów PiS, temat zmiany ordynacji zostanie przez prezydenta ucięty - mówi nam człowiek z otoczenia głowy państwa.

Prezydent Duda zawetował kilka ustaw wbrew oczekiwaniom PiS
Prezydent Duda zawetował kilka ustaw wbrew oczekiwaniom PiS
Źródło zdjęć: © EASTNEWS | Jacek Dominski/REPORTER
Michał Wróblewski

20.05.2022 | aktual.: 20.05.2022 15:54

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Gdy pytamy osoby współpracujące z prezydentem o trwające od kliku dni dyskusje nt. planowanych przez PiS zmianach w ordynacji wyborczej, słyszymy jedno: "brak konkretów".

- Z tego, co wiemy, PiS-owi chodzi o trójmandatowe wybory do Senatu i mieszane do Sejmu - mówi jeden z rozmówców związanych z Pałacem Prezydenckim. Jak twierdzi, "innych propozycji nie ma", a przynajmniej "Kancelarii Prezydenta nic o tym nie wiadomo".

Przyjrzyjmy się zatem propozycjom najczęściej wymienianym.

Jeśli chodzi o Senat - PiS chciałoby zmienić ordynację tak, by w jednym okręgu wybierano trzech senatorów, a nie - jak obecnie - jednego (to powrót do sposobu wybierania senatorów sprzed 2007 roku). Cel? Rozbicie opozycyjnego "paktu senackiego".

Jeśli chodzi o Sejm - PiS chciałoby rozszerzyć okręgi wyborcze z 41 do 100. Wówczas w części okręgów wybierano by jednego posła (tak jak w dziś w Senacie), a w części - kilku (tak jak dzisiaj). Cel? Całkowite zmarginalizowanie szans małych ugrupowań oraz zwiększenie możliwości zdobycia przez PiS kilkudziesięciu mandatów więcej niż dziś.

Sygnały płynęły od jakiegoś czasu

Jako pierwsza o planowanych zmianach pisała gazeta.pl. Politycy PiS nie zaprzeczali tym informacjom, ale też ich nie potwierdzali. Słowem: w obozie władzy dyskusja trwa i żadnego scenariusza wykluczyć nie można.

Szkopuł w tym, że nawet jeśli PiS-owi - oczywiście bez poparcia opozycji - udałoby się przeforsować w Sejmie zmianę ordynacji, ustawę w tej sprawie musiałby zaakceptować prezydent. A z tym może być problem. - Prezydent gmeraniu w ordynacji wyłącznie z powodu polepszenia interesu tej czy innej partii zawsze będzie przeciwny - słyszymy z otoczenia Andrzeja Dudy.

Czy Kancelaria Prezydenta jest zaskoczona trwającą od kilku dni dyskusją w mediach?

- To nie jest tak, że ta dyskusja toczy się obok i bez wiedzy Pałacu. Sygnały o tym, że PiS będzie chciało zmienić ordynację, dotarły do nas już jakiś czas temu - przyznaje nam rozmówca z otoczenia prezydenta.

Jednocześnie zaznacza, że "w tej chwili nie ma o czym dyskutować", bo "nie ma konkretów". Otoczenie głowy państwa nie ukrywa też, że ta dyskusja nie wzbudza entuzjazmu w Kancelarii Prezydenta.

Wedle informacji Wirtualnej Polski, politycy PiS nie przedstawili Kancelarii żadnych założeń dotyczących zmian w ordynacji. - Jeśli takie założenia się pojawią, będziemy mogli rozmawiać - słyszymy z otoczenia głowy państwa.

Prezydent nie jest strażnikiem interesu PiS

Wedle nieoficjalnych informacji, jeśli PiS byłoby na tyle zdeterminowane, żeby zmienić ordynację wyborczą do najbliższych wyborów parlamentarnych, musiałoby zmiany przeforsować w tym roku. - Takie zmiany w Kodeksie wyborczym mogą wejść w życie najpóźniej pół roku przed wyborami, a PiS poważnie myśli o wyborach na wiosnę 2023 - mówi nasze źródło.

Nawet jeśli tak się stanie, to nie ma pewności, że zmiany w ordynacji zaakceptuje prezydent. - Jeśli nie będzie dla tak poważnych zmian społecznej akceptacji, to zamykamy temat - słyszymy z otoczenia Andrzeja Dudy.

Sam prezydent podkreśla, że jego rolą nie jest stanie na straży interesu partii rządzącej. - Oczywiście, wywodzę się z obozu Zjednoczonej Prawicy, nigdy tego nie ukrywałem, byłem ich kandydatem w wyborach. Ale zostałem wybrany przez dziesięć i pół miliona naszych rodaków, a to znacznie więcej niż liczy elektorat Zjednoczonej Prawicy. Nie mam żadnej wątpliwości, że moim obowiązkiem jest pilnować całości. Staram się to robić - mówi głowa państwa w najnowszym wywiadzie dla "Polska Times".

Co bardzo istotne, Andrzej Duda - w 2018 roku - zawetował już jedną próbę nowelizacji przez PiS Kodeksu wyborczego. Miała ona wprowadzić zmiany w ordynacji do Parlamentu Europejskiego. Wtedy prezydent tłumaczył, że "w absolutnie zbyt daleko idący sposób odbiega ona od zasady proporcjonalności w wyborach", w wyniku czego "szanse na uzyskanie poważnej reprezentacji w Parlamencie Europejskim miałyby tylko dwa ugrupowania" [PiS i PO - przyp. red.].

- Nowelizacja spowodowałaby, że ogromna część obywateli nie miałaby reprezentacji w PE. Jestem przekonany, że taka ordynacja doprowadziłaby do jeszcze większego spadku zainteresowania wyborami do Parlamentu Europejskiego i frekwencja w nich byłaby jeszcze niższa - argumentował prezydent.

Jak stwierdził, nigdy nie zobowiązywał się do dokonywania jakichkolwiek zmian w ordynacji do PE ani w systemie wyborczym w ogóle. - Jeżeli do czegoś się zobowiązywałem, to do tego, że będę słuchał ludzi i do tego, że będę się starał realizować moje zobowiązania wyborcze - podkreślił Andrzej Duda.

To samo prezydent mógłby powiedzieć w przypadku, gdy PiS będzie próbowało zmieniać ordynację do Sejmu i Senatu.

Ekspert: więcej chciejstwa niż realnego zysku

Eksperci od ordynacji przewidują, że PiS-owi niekoniecznie opłaci się "gmeranie" w Kodeksie wyborczym.

- PiS dwukrotnie wygrało wybory przy obecnych regułach. Skoro chce je zmieniać, to wiadomy znak, że czuje się niepewnie. Komunikat dla wyborców i aktywistów brzmi następująco: "wygląda na to, że nam dadzą łupnia, dlatego musimy sobie przygotować miękkie lądowanie" - powiedział w rozmowie z "Wprost" prof. Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego, znawca systemów wyborczych.

Zdaniem prof. Flisa, pomysły, które pojawiają się w przestrzeni medialnej, mogą się skończyć tak, że Zjednoczona Prawica "prędzej zrobi sobie krzywdę niż poprawi swoją sytuację".

- Takie pomysł są napędzane chciejstwem. Ktoś się napali na jakieś rozwiązanie, wymyśli sobie, że będzie genialne, a nie bierze pod uwagę, iż przy zmianie ordynacji trzeba zgrać interesy partii z interesami kandydatów i ze sposobem reakcji wyborców. Efekt końcowy tej niezwykle skomplikowanej zmiany może się okazać marginalny - uważa ekspert.

Czytaj też:

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Komentarze (465)