Zmiana w systemie głosowania w Polsce? "Skorzystają Kukiz, Korwin, Razem"
Głosowanie przez internet było testowane w wielu krajach. Większość wycofała się z tego pomysłu, przede wszystkim ze względów bezpieczeństwa. Stanisław Tyszka, po rozmowie z ambasadorem Estonii chce wprowadzić ten system w Polsce. – U nas nie ma zaufania do władzy publicznej – twierdzi ekspert, dr hab. Jacek Zaleśny.
Stanisław Tyszka z Kukiz ’15 na swoim profilu na Facebooku poinformował, że spotkał się z ambasadorem Estonii Harrim Tiido. Wicemarszałek sejmu rozmawiał z nim m.in. na temat możliwości głosowania przez internet w Polsce. Następnie zgłosił się do Biura Analiz Sejmowych z prośbą o opinię, jak i-voting wygląda w innych krajach.
Celem posłów z ugrupowania Pawła Kukiza jest wprowadzenie takiego systemu w Polsce. Miałoby to zwiększyć frekwencję wyborczą, szczególnie wśród ludzi młodych. Czy jest na to szansa? Wirtualna Polska przepytała specjalistów w tej sprawie.
Jak to się stało, że taki mały kraj jak Estonia jest przykładem dla Europy w dziedzinie i-votingu? – Zaczęło się od masowego ataku hakerskiego na instytucje publiczne. Postawili na informatyzację i wzmocnienie systemu bezpieczeństwa. Jednak bez wysokich technologii trudno wprowadzić to w innych państwach – tłumaczy dr hab. Jacek Zaleśny z Instytutu Nauk Politycznych UW.
Jak zachęcić do pójścia do urn?
Dr Robert Sobiech z Collegium Civitas uważa, że gdyby zdecydowano się na wprowadzenie tego systemu głosowania, to bez wątpienia odniósłby sukces. – Spora część Polaków obecnie zostaje w domach, a biorąc pod uwagę dane przedstawiające aktywność w sieci to mogłoby okazać się sukcesem – mówi ekspert.
– Wiele zależy od mobilności społecznej, powszechności korzystania ze środków elektronicznych. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w miejscu, gdzie jest społeczeństwo rolnicze, a inaczej w społeczeństwach bardziej usługowych – wyjaśnia dr hab. Zaleśny.
Z pewnością zmiana w głosowaniu nie porwałaby młodych ludzi do urn. – Oni nie głosują, bo nie mają swojej reprezentacji w Sejmie. Partie, na które mogą głosować, są według nich obarczone wadami. Młodzi chcą radykalnej zmiany porządku publicznego. Są indywidualistami, nie mają podejścia grupowego – mówi Sobiech.
Bezpieczeństwo kluczowym aspektem
Jednak głosowanie przez internet to nie tylko korzyści, ale też zagrożenia. Według Sobiecha głównym jest bezpieczeństwo.
– Na przykład w Holandii od tego odstąpiono, to już zmierza do przeszłości. Państwa są bardzo słabe, jeśli mowa o kwestii bezpieczeństwa w sieci. Nawet tam, gdzie poziom stoi wysoko, starają się rezygnować z tej formy oddawania głosów – wskazuje socjolog.
Podobne spostrzeżenia ma dr hab. Zaleśny. – Estonia musiała zapewnić swoim obywatelom, że żaden podmiot zewnętrzny nie będzie ingerował w wybory. A zdarza się to największym, jak przypadek wyborów w USA i ingerencja Rosji czy teraz w Niemczech, gdzie też miały miejsce włamania do komputerów sztabów wyborczych - opowiada specjalista.
- Estończycy sprawdzali system pod różnymi względami, jak audyt zewnętrzny i wewnętrzny, żeby wykluczyć ryzyko niestabilności systemu czy bezprawnej ingerencji. Korzystali też z usług hakerów, żeby sprawdzić, czy nie ma luk - dopowiada.
E-głosowanie daje korzyści tylko dla najmniejszych?
- Estonia to małe państwo, w którym nie ma wykluczenia dużych grup społecznych. To inna sytuacja niż w Polsce. U nas około 40 proc. osób nie korzysta z Internetu. Poza tym, w Polsce duże grupy społeczne nie mają zaufania do władzy publicznej. Ktokolwiek przeprowadzałby głosowanie elektroniczne, byłyby zarzuty, że mogło dojść do sfałszowania wyborów – dodaje dr hab. Zaleśny wskazując na różnice w porównaniu do naszego kraju.
Kto najbardziej skorzystałby na takiej reformie, gdyby hipotetycznie weszła w życie? – Teoretycznie na największe korzyści mogłyby liczyć te partie, które cieszą się dużym poparciem wśród najmłodszych, jak Kukiz, Korwin czy Razem. Jednak nie należy liczyć na dużą frekwencję. Przypominam o zniechęceniu młodych do porządku demokratycznego. Widać to teraz, gdzie problemem jest przejście kilkuset metrów do lokalu wyborczego – kończy Sobiech.
Pośpiech złym doradcą
Wprowadzenie takiego systemu trwałoby z pewnością dłużej, niż oczekuje tego Tyszka. Wedle jego nadziei takie głosowanie miałoby się odbyć w przyszłym roku, przy okazji referendum konstytucyjnego.
Dr hab. Zaleśny rozwiewa wątpliwości – W zależności od poziomu technologicznego w typowym państwie wprowadzenie takiego systemu nie powinno trwać dłużej niż 2 lata – podsumowuje ekspert. W innym przypadku może zdarzyć się powtórka z wyborów samorządowych w 2014 r., gdzie system zrobiony w 3 miesiące okazał się kompletną klapą.
Źródło: Facebook/PAP/WP.