Zmarła kobieta. Lekarz nie chciał przyjechać po zwłoki

Kilka dni temu odeszła mama żony pana Mieczysława. Chciał, żeby ktoś przyjechał stwierdzić zgon i zabrał zwłoki. Od lekarza usłyszał, że "to nie jego problem".

Zmarła kobieta. Lekarz nie chciał przyjechać po zwłoki
Źródło zdjęć: © WP.PL
Karolina Rogaska

Sytuacja miała miejsce w Międzyrzeczu. Mieczysław Popiel po śmierci teściowej usłyszał, że musi sam zabrać jej zwłoki i przewieźć je do szpitala. Tuż po tym, gdy mama jego żony zmarła zadzwonił na pogotowie. Chciał, żeby ktoś przyjechał i wystawił kartę zgonu.

W pogotowiu dowiedział się, że "karetka jest od ratowania, a nie stwierdzania śmierci". Podano mu numer do lekarza dyżurującego, który miał się zająć tą sprawą. Niestety, on też nie wykazał zainteresowania przyjazdem.

- Lekarz odmówił przyjazdu. Usłyszałem, że on nie jest od tego i jeśli chcę, mogę sam dostarczyć zwłoki na szpitalny oddział ratunkowy. Zapytałem jak sobie wyobraża transport zwłok moim niewielkim peugotem, usłyszałem, że to nie jego problem - opowiadał w rozmowie z "Gazetę Lubuską" pan Mieczysław. Jest rozżalony, bo uważa, że zmarłym należy się szacunek, a poza tym samemu ciężko jest przewieźć zwłoki.

36-godzinne dyżury

Do takiej sytuacji nie powinno dojść, ale być może nieodpowiednie zachowanie ratowników i lekarza wzięło się z przemęczenia. Szczególnie sytuacja tych pierwszych jest nie do pozazdroszczenia. Przejmujący reportaż o tym jak wygląda praca ratowników napisał nasz dziennikarz Paweł Kapustka.

Jeden z bohaterów tekstu opowiada, że "miesięcznie w pogotowiu pracuje około 200 godzin, zdarzają mu się 36-godzinne dyżury. No i pół etatu w kawiarni. Biega z jednej pracy do drugiej. Jak ma wolny dzień - śpi. Zna osoby, które w pracy na stacji spędzają kilka dni z rzędu. Jego kumpel w sześć lat etatowo przepracował 15. Kredyt, Mieszkanie dla Młodych, co poradzisz". Cały reportaż można przeczytać TUTAJ.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
zgonaferamiędzyrzecz
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (298)