PolskaZmarł przed drzwiami szpitala. Personel go nie wpuścił

Zmarł przed drzwiami szpitala. Personel go nie wpuścił

60-letni mężczyzna zmarł pod drzwiami szpitala w Wołowie (woj. dolnośląskie). Na miejscu obecny był personel medyczny, jednak nikt nie udzielił mu pomocy. Sprawę badają już Dolnośląski Oddział NFZ i prokuratura.

Zmarł przed drzwiami szpitala. Personel go nie wpuścił
Źródło zdjęć: © WP.PL | Łukasz Antczak

31.07.2014 | aktual.: 01.08.2014 18:37

W sobotnią noc ok. godz. 3:00 mieszkaniec miejscowości Smogorzów Wielki, źle się poczuł i postanowił pojechać do szpitala w oddalonym o 14 km od wsi Wołowie. Na miejscu, mimo obecności w budynku szpitala personelu medycznego - pielęgniarek i lekarki, nie wpuszczono go i nie udzielono pomocy medycznej, wskutek czego mężczyzna zmarł pod budynkiem placówki. W szpitalu czynny był gabinet pomocy nocnej i świątecznej.

Żona zmarłego mężczyzny w wywiadzie dla Radia Wrocław powiedziała, że mąż uskarżał się w nocy na duszności. W Wołowie personel nie wpuścił dobijającego się do drzwi szpitala 60-latka i zdecydował się wezwać policję. Oficer prasowy policji w Wołowie potwierdził nocne zgłoszenie. Funkcjonariusze przybyli na miejsce po kilkunastu minutach i widząc leżącego mężczyznę, rozpoczęli jego reanimację. Niestety, było już na to za późno.

W akcie zgonu 60-letniego mieszkańca Smogorzowa Wielkiego jako przyczynę śmierci podano niewydolność oddechowo-krążeniową.

Personel i zarząd szpitala unika wypowiedzi na temat śmierci mężczyzny. Marek Gajos, starosta powiatu wołowskiego, pod który podlega szpital, stwierdził, że wedle relacji personelu placówki mężczyzna w nocy dobijał się i kopał w drzwi, wykrzykując wulgarne słowa. Na pytania pielęgniarek odpowiadać miał niecenzuralnie i obelżywie.

Gajos powiedział także, że nie widzi nic niewłaściwego w zachowaniu personelu, który był przerażony zachowaniem mężczyzny. Uznał także, że zamykanie na noc drzwi szpitala jest powszechną praktyką z uwagi na to, że w późnych godzinach przychodzą pod placówkę różni, najczęściej agresywnie zachowujący się ludzie, którzy często są pod wpływem alkoholu.

Nerwowe zachowanie mężczyzny mogło istotnie wynikać z problemu dostania się do budynku szpitala w Wołowie, którego główne wejście jest zamknięte z powodu remontu, zaś dodatkowe, boczne, nie jest oznaczone. Ponadto, zdaniem lekarzy, nie można odmówić udzielenia pomocy potrzebującemu, nawet znajdującemu się w stanie upojenia lub agresywnemu, ponieważ agresja może wiązać się z istniejącą dolegliwością.

Według przepisów prawa "lekarz ma obowiązek udzielać pomocy lekarskiej w każdym przypadku, gdy zwłoka w jej udzieleniu mogłaby spowodować niebezpieczeństwo utraty życia, ciężkiego uszkodzenia ciała lub ciężkiego rozstroju zdrowia, oraz w innych przypadkach niecierpiących zwłoki". Reguluje to art. 30 ustawy z dn. 5 grudnia 1996 r. o zawodach lekarza i lekarza dentysty.

Joanna Mierzwińska z Narodowego Funduszu Zdrowia powiedziała w rozmowie z Radiem Wrocław, że niedopuszczalna jest sytuacja zamknięcia szpitala. Tłumaczeniem nie może być obawa personelu przed mężczyzną, ponieważ od tego w szpitalach jest ochrona.

Jak twierdzi Mierzwińska placówka złamała także przepis o ratownictwie medycznym, który dotyczy konieczności powiadomienia stosownych służb ratunkowych w przypadku zauważenia osoby, której stan wskazuje na zagrożenie życia lub zdrowia.

Sprawą w wołowskim szpitalu zajęła się już prokuratura

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (501)