Zmarł Czesław Kiszczak
Nie żyje Czesław Kiszczak. Były minister spraw wewnętrznych w latach 1981-90, jeden z głównych architektów stanu wojennego, zmarł w Warszawie w wieku 90 lat.
Urodził się w 1925 r. w Roczynach (Małopolska). W czasie wojny wysłany przez Niemców na roboty przymusowe. W Wiedniu nawiązał pierwsze kontakty z komunistami. W maju 1945 r. wrócił do Polski i wstąpił do PPR. Skończył Centralną Szkołę Partyjną w Łodzi. Od 1945 r. był funkcjonariuszem kierowanej przez oficerów NKWD Informacji Wojskowej (kontrwywiadu wojska).
W 1946 r. został pracownikiem polskiej misji wojskowej w Londynie, która m.in. namawiała do powrotu do kraju oficerów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i sprawdzała wracających. W 2006 r. media podały, że pod koniec lat 40. brał udział w akcji sprowadzenia z Anglii do kraju przedwojennego Funduszu Obrony Narodowej. Tzw. Komitet Trzech w 1947 r. podjął decyzję o przekazaniu darów w złocie i srebrze oraz reszty pieniędzy do opanowanego przez komunistów kraju. Tu część FON rozkradziono; część trafiła do komunistycznych dygnitarzy. Po 1989 r. wszczęto śledztwo w sprawie FON, które potem umorzono.
Od 1951 r. Kiszczak był szefem Informacji 18. dywizji piechoty w Ełku. W wywiadach prasowych mówił, że postanowił odejść wobec wątpliwości co do działań Informacji ws. rzekomego "spisku w wojsku". W 1953 r. zwolniony z Informacji. Od 1957 r. funkcjonariusz Wojskowej Służby Wewnętrznej, która zastąpiła Informację, rozwiązaną po przełomie 1956 r. Był m.in. szefem kontrwywiadu Marynarki Wojennej oraz Śląskiego Okręgu Wojskowego.
W 1970 r., jako wiceszef WSW, uczestniczył w operacji usunięcia Władysława Gomułki z funkcji I sekretarza KC PZPR w związku z Wydarzeniami Grudniowymi na Wybrzeżu. - Zakładaliśmy, że zaufani ludzie Gomułki mogą siłowo przeciwdziałać zmianom w kierownictwie partii, koniecznym do rozwiązania bardzo niebezpiecznej sytuacji w kraju. Dlatego główny ciężar ewentualnej ochrony gmachu KC PZPR - na czas obrad plenum KC, na którym miano dokonać zmian personalnych - został zlecony specjalnemu batalionowi szefostwa WSW. I ten obowiązek został nałożony na mnie - mówił w wywiadzie prasowym. - Czesławie, Czesławie, gdyby nam to nie wyszło, stracilibyśmy nie tylko epolety, ale i głowy - mówił mu potem szef MON gen. Wojciech Jaruzelski.
W 1972 został szefem Zarządu II Sztabu Generalnego WP (wywiad wojskowy). W 1978 r. mianowany na zastępcę szefa Sztabu Generalnego. Od 1979 r. szef kontrwywiadu WSW.
W lipcu 1981 r. jako generał wojska został szefem MSW - jako bliski współpracownik ówczesnego premiera gen. Jaruzelskiego. Brał udział w organizowaniu stanu wojennego; członek Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Wiele razy mówił, że był prawdopodobnie jedynym na świecie szefem najpierw wojskowego wywiadu i kontrwywiadu, a potem cywilnego. Członek Biura Politycznego KC PZPR w latach 1986-90.
Był uczestnikiem rozmów w Magdalence i prac Okrągłego Stołu w 1989 r. - Gen. Kiszczak dotrzymał wszystkich zobowiązań, jakie podjął przy Okrągłym Stole. To były najważniejsze dni w jego życiu. Szef bezpieki negocjował ze swoimi więźniami. Przyjął zobowiązania i dotrzymał słowa aż do bólu. Po 1989 r. nigdy nie zawiódł zaufania - mówił w 2001 r. w głośnym wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" jej naczelny Adam Michnik, który nazwał wtedy Kiszczaka "człowiekiem honoru".
Desygnowany na premiera w lipcu 1989 r. Kiszczak nie zdołał utworzyć rządu. - Ja za chińskiego boga nie chciałem tworzyć rządu w oparciu o koalicję PZPR-ZSL-SD i paru katolików świeckich - bo to by w Polsce niczego nie zmieniło. Mnie się marzyła wielka koalicja - mówił. W rządzie Tadeusza Mazowieckiego miał funkcję wicepremiera i szefa MSW. 6 lipca 1990 r. wycofał się z życia politycznego, przekazując resort Krzysztofowi Kozłowskiemu.
W wywiadach prasowych mówił, że w 1989 r. przychodzili do niego w MSW działacze opozycji, którzy byli tajnymi współpracownikami SB, wywiadu i kontrwywiadu. - Naciskałem na guzik. Odbierał szef biura, w skład którego wchodziły archiwa. Prosiłem o przyniesienie teczki. Następnie dawałem ją mojemu gościowi. A on na zapleczu gabinetu wrzucał dokumenty do niszczarki" - ujawnił. - Część dokumentów przekazaliśmy Kościołowi na jego wyraźną prośbę - dodał.
Od lat 90. Kiszczak był częstym gościem sądów jako oskarżony za swe działania szefa MSW. Najgłośniejszy i najdłuższy był proces o przyczynienie się do śmierci dziewięciu górników z kopalni "Wujek", zabitych przez ZOMO w pierwszych dniach stanu wojennego w grudniu 1981 r. W początkach lat 90. katowicka prokuratura oskarżyła go o umyślne sprowadzenie "powszechnego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ludzi", kiedy 13 grudnia 1981 r. jako szef MSW wysłał szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego. Zdaniem prokuratury Kiszczak - bez podstawy prawnej - przekazał w nim dowódcom oddziałów MO uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni. Ta decyzja miała być, według oskarżenia, podstawą działań plutonu specjalnego ZOMO, który 15 i 16 grudnia pacyfikował kopalnie "Manifest Lipcowy" i "Wujek".
Tę sprawę Kiszczaka wyłączono w 1993 r., z powodu jego złego zdrowia, z katowickiego procesu zomowców, w którym po kilku procesach zapadły ostateczne wyroki skazujące ich na kary od 3,5 do 6 lat więzienia. Sąd Najwyższy, utrzymując w 2009 r. wyroki skazujące zomowców spod "Wujka", podkreślił, że użyli oni broni bezprawnie, gdyż nie byli w bezpośrednim zwarciu z górnikami, oddawali "mierzone strzały z bezpiecznej odległości", a ich życiu nie groziło niebezpieczeństwo. Kiszczak twierdził, że zakazał użycia broni w "Wujku", gdy zwracał się o to do niego szef MO na Śląsku oraz nakazał wycofanie MO i wojska z kopalni. Mówi, że strzały jednak padły, a milicjanci strzelali "spontanicznie, w obronie własnej".
Kiszczak, któremu groziło do 8 lat więzienia, nie przyznawał się do zarzutu. Jego pierwszy proces ruszył w 1994 r. W 1996 r. SO uniewinnił go. Ponowna sprawa nie mogła ruszyć od maja 1998 r., gdy lekarze uznali, że Kiszczak jest narażony na ryzyko zawału serca, które może się zwiększyć w czasie procesu. W grudniu 1998 r. widziano Kiszczaka na wakacjach w Egipcie - z czego nie chciał się tłumaczyć. W 2004 r. SO skazał go na 2 lata więzienia w zawieszeniu. W 2008 r. sprawę umorzono z powodu przedawnienia. W 2011 r. ponownie go uniewinniono. Wszystkie wyroki uchylał potem Sąd Apelacyjny w Warszawie, który zwracał sprawy do SO.
W czerwcu 2013 r., po zapoznaniu się z opinią psychologa i psychiatrów, SO zawiesił piąty proces Kiszczaka ws. "Wujka", uznając, że uszkodzenia jego systemu nerwowego są "trwałe i postępujące". W maju 2015 r. SO powołał biegłych lekarzy, by ustalili, czy można podjąć tę sprawę. W październiku sąd zażądał wyjaśnień od biegłych, którzy do tej pory nie wydali opinii, choć zakreślony pierwotnie termin jej sporządzenia upłynął 25 lipca. Jak informowała rzeczniczka SO, biegli we wrześniu wskazali na konieczność wykonania badań oskarżonego oraz uzyskania dodatkowej dokumentacji lekarskiej - od czego uzależnili "wydanie rzetelnej opinii".
Od września 2008 r. przed warszawskim SO toczył się proces autorów stanu wojennego, w którym Kiszczak był jednym z oskarżonych o udział w "zorganizowanym związku przestępczym o charakterze zbrojnym", który - według IPN - przygotowywał stan wojenny (groziło mu do 8 lat więzienia). Kiszczak mógł - zgodnie z zaleceniami lekarzy - przebywać na sali sądu tylko 2 godziny dziennie; rzadko zresztą stawiał się w sądzie. Podkreślał, że choruje od 1964 r.
Składając wyjaśnienia, Kiszczak mówił: - Uratowaliśmy Polskę przed wielowymiarową tragedią; nikt nie byłby w stanie powiedzieć, ile ludzi by zginęło. Jego zdaniem stan wojenny uchronił Polskę przed rozpadem państwa, ruiną gospodarki, walkami wewnętrznymi oraz obcą interwencją. Mówił też, że było nie ok. 100, ale 14 ofiar śmiertelnych stanu wojennego. - Każda z tych 14 tragedii wywołuje żal i ubolewanie, które nieraz wyrażałem - powiedział. Dodał, że w stanie wojennym "nigdy nie użyto broni na rozkaz przełożonych", ale następowało to - jak się wyraził - "spontanicznie, w sytuacji zagrożenia".
Kiszczak przypominał też, że w 1996 r. Sejm zdecydował (głosami ówczesnej koalicji SLD-PSL) nie stawiać przed Trybunałem Stanu autorów stanu wojennego i umorzył sprawę ich odpowiedzialności konstytucyjnej. Według niego ta uchwała Sejmu sprawiła, że twórcy stanu wojennego nie powinni już być sądzeni przez żaden sąd. Dlatego wniósł o umorzenie swej sprawy.
W styczniu 2012 r. SO uznał, że stan wojenny nielegalnie wprowadziła tajna grupa przestępcza pod wodzą Jaruzelskiego w celu likwidacji "Solidarności", zachowania ówczesnego ustroju oraz osobistych pozycji we władzach. Uwzględniając wniosek IPN, sąd wymierzył Kiszczakowi karę 2 lat więzienia w zawieszeniu za udział w tej grupie.
Kiszczak złożył apelację. W maju 2013 r. SA zawiesił postępowanie apelacyjne z powodu jego złego zdrowia. W 2014 r. SA, na wniosek IPN, zlecił jego ponowne badania. Lekarze uznali, że zdrowie "znacznie utrudnia" jego uczestnictwo w procesie, ale nie uniemożliwia tego. Dlatego w kwietniu 2015 r. SA podjął proces odwoławczy - obrona była przeciw.
15 czerwca 2015 r. SA oddalił apelację obrony, a ustalenia SO uznał za prawidłowe. SA odrzucił twierdzenia obrony, że władze PRL wprowadziły stan wojenny w obawie przed interwencją wojsk Układu Warszawskiego. - Stan wojenny był nie tylko nielegalny, ale także szkodliwy z punktu widzenia państwowego, bo na długo zatrzymał procesy demokratyzacji - mówił sędzia Zbigniew Kapiński.
W innych dwóch procesach z oskarżenia IPN Kiszczak został uznany przez warszawski sąd za winnego dyskryminacji wyznaniowej podległych funkcjonariuszy: wyrzucenia ze służby jednego milicjanta za to, że zawarł ślub kościelny, a innego - bo posłał córkę do pierwszej komunii. Obie sprawy umorzono zarazem na mocy amnestii z 1989 r.
W grudniu 2008 r. pion śledczy IPN zarzucił Kiszczakowi przekroczenie uprawnień przez utrudnianie i kierowanie na fałszywe tory śledztwa w sprawie śmiertelnego pobicia przez milicję Grzegorza Przemyka w 1983 r. Podejrzany nie przyznał się i odmówił wyjaśnień. Groziło mu do 5 lat więzienia. W październiku 2012 r. IPN umorzył śledztwo z powodu przedawnienia karalności; potem sąd utrzymał tę decyzję.
W 1983 r. prokuratura wszczęła wprawdzie śledztwo w sprawie śmierci Przemyka, ale jednocześnie władze podjęły bezprawne działania mające uchronić milicjantów przed karą. Winą chciano obarczyć sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala. W aktach sprawy zachowała się notatka gen. Kiszczaka: "Ma być tylko jedna wersja śledztwa - sanitariusze". W 1984 r., po wyreżyserowanym przez władze procesie, sąd uwolnił od zarzutu pobicia Przemyka dwóch milicjantów; na 2 i 2,5 roku więzienia skazani zostali za nieudzielenie pomocy pobitemu, po wymuszeniu w śledztwie nieprawdziwych zeznań, dwaj sanitariusze, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala. Po tym procesie Kiszczak wyróżnił funkcjonariuszy MO i SB ze sprawy.
Gdy w 2001 r. Kiszczak zeznawał jako świadek w procesie swego byłego zastępcy w MSW, gen. Władysława Ciastonia, oskarżonego o kierowanie zabójstwem ks. Jerzego Popiełuszki w październiku 1984 r., mówił, że zabójstwo kapelana podziemnej "Solidarności" było prowokacją wymierzoną i w niego, i w gen. Jaruzelskiego. Dodał, że inspiratorzy zbrodni "byli możliwi do ustalenia, ale po jego odejściu z MSW zmarnowano tę szansę". Wyraził przypuszczenie, że prowokacja wyszła "z zachowawczych środowisk krajowych lub zagranicznych".
- Kiszczak mógł przerwać działania zmierzające do porwania i zamordowania ks. Jerzego - zeznał w procesie Ciastonia zabójca księdza, kpt. SB Grzegorz Piotrowski. Mówił, że po uprawomocnieniu się wyroku z 1985 r. na morderców księdza Kiszczak odwiedził go w więzieniu i dziękował mu za to, że podczas procesu "nie ujawnił tajemnic resortu". Piotrowski oświadczył, że jeszcze przed zabójstwem księdza wojskowe służby specjalne obserwowały jego i jego ludzi, a "meldunki szły bezpośrednio do Kiszczaka". Według Piotrowskiego, Kiszczak w odpowiedzi apelował do niego o "zachowanie umiaru" i obiecywał skrócenie wyroku. Ujawnił także, że podczas tego spotkania w więzieniu Kiszczak powiedział: - Tacy ludzie byli nam potrzebni zaraz po wojnie.
Kiszczak zapewniał, że nic nie wiedział o tzw. prowokacji na ul. Chłodnej (podrzucenie przez SB do mieszkania ks. Popiełuszki materiałów mających go skompromitować i umożliwić skazanie, m.in. materiałów wybuchowych i nielegalnych wydawnictw - PAP). Grzegorz Piotrowski sporządził w 1983 r. dokument, w którym pisał o podrzuceniu do mieszkania księdza kompromitujących go przedmiotów, potem zmodyfikował go, pisząc jedynie o informacjach, że mogą być tam takie przedmioty. Na tym dokumencie Kiszczak dopisał: "Dusza mi się śmieje, ale pielgrzymka papieża...". W aktach sprawy jest też rozkaz Kiszczaka nagradzający uczestników akcji (wśród których był m.in. Piotrowski). - Nie pamiętam, bym kogokolwiek nagradzał za tę akcję - mówił Kiszczak.
W 2008 r. CIA ujawniła materiały przekazane jej przez płk. Ryszarda Kuklińskiego, który pisał m.in.: "Kiszczak naciska na natychmiastowe i zaskakujące (Solidarność) wprowadzenie stanu wojennego. MSW infiltrowało kierownicze elementy Solidarności i dobrze się orientuje, jakie są ich plany". - Prawda polega na tym, że naciskałem, by do końca, jak długo się da, prowadzić rozmowy m.in. z biskupami i opozycjonistami. Do końca naciskałem na rozmowy, a potem na to, by sprawę załatwić polskimi rękami, tak by nie było radzieckiej interwencji - replikował Kiszczak. Twierdził, że sowieckie GRU zwerbowało Kuklińskiego pod groźbą ujawnienia informacji o jego współpracy z CIA polskiemu kontrwywiadowi.
W 2010 r. "Biuletyn IPN" opisał dokument kontrwywiadu wojska NRD z 1986 r, z którego wynika, że w 1952 r. ppłk Wojciech Jaruzelski został zwerbowany przez kpt. Informacji Kiszczaka w celach kontrwywiadowczych jako "nieoficjalny współpracownik". Według dokumentu, gdy "w końcu roku 1952 ówczesny szef Głównego Zarządu Politycznego WP, gen. Kazimierz Witaszewski, zażądał zwolnienia tow. Jaruzelskiego z armii z powodu burżuazyjnego pochodzenia, tow. Kiszczak postarał się o odpowiednie dowody na nadzwyczaj pozytywną postawę i nastawienie tow. Jaruzelskiego do państwa i armii". "W roku 1952 tow. Jaruzelski został pozyskany przez kpt. Kiszczaka jako +nieoficjalny współpracownik+, przez niego zaprzysiężony i wykorzystany do wykonania zadań kontrwywiadowczych. Współpraca została oceniona jako bardzo aktywna i wartościowa" - głosi dokument. - Mogę to określić tylko jednym słowem - brednia - komentował Jaruzelski. Zaprzeczył również Kiszczak. - Kompletna bzdura, nie wiem, skąd to wzięto, skąd ta prowokacja, kto to
wymyślił - dodał.
W 1991 r. opublikowano książkę pt. "Generał Kiszczak mówi... prawie wszystko" - zapis rozmów z b. szefem MSW. Wiele czasu spędzał Kiszczak w swym letnim domku na Mazurach, który spłonął w 2010 r.; b. szef MSW wykluczał podpalenie.