Złota kość niezgody
Rosja i Rumunia, które w piątek po blisko 10
latach wahań i sporów podpiszą traktat o wzajemnych stosunkach, do
dziś nie rozwiązały jednego z głównych problemów dwustronnych -
sporu o złoto.
Chodzi o dwa pociągi z rumuńskim złotem i kosztownościami wywiezione do Rosji w czasie I wojny światowej. Wartość transportu, w którym były 93 tony złota, wyceniania jest różnie. Obecna wartość rynkowa samego złota wynosi w przybliżeniu miliard dolarów, ale w pociągach były też dzieła sztuki, regalia i klejnoty. Niektóre źródła rumuńskie mówią nawet o 40 miliardach dolarów.
O zwrot kosztowności zabiegali niemal wszyscy przywódcy Rumunii, poczynając od króla Karola II, przez komunistycznego lidera Nicolae Ceausescu, aż po prezydentów demokratycznej Rumunii w latach 90. Problemu nie zdołali dotychczas rozwiązać także obecni przywódcy obu krajów: Władimir Putin i Ion Iliescu.
Początek historii to grudzień 1916 roku. Rumunia, od kilku miesięcy uczestnicząca w I wojnie światowej u boku Francji, Anglii i Rosji, ponosiła klęski w walkach z armiami Austro-Węgier i Niemiec.
Przebywający w Jassach rząd Iona Bratianu postanowił wysłać za granicę kosztowności. W grudniu 1916 i w lipcu 1917 roku w kierunku Moskwy ruszyły dwa pociągi złożone łącznie z 41 wagonów. Była w nich nie tylko rezerwa banku narodowego, ale także królewskie klejnoty, zabytki muzealne i kościelne, archiwa państwowe, a także wkłady bankowe osób prywatnych.
Zaprzyjaźniona Rosja, protektor prawosławnych narodów na Bałkanach, miała zwrócić je po wojnie.
Nikt się jednak nie spodziewał, że imperium przestanie istnieć i że władzę w nim przejmie mało znacząca wówczas frakcja bolszewików. Trudno było także przewidzieć zmieniającą się jak w kalejdoskopie geografię sojuszów 1918 roku.
Wiosną ostatniego roku wojny bolszewicy wycofują się z konfliktu, a otoczona Rumunia kapituluje. Gdy jednak jesienią alianci przełamią opór państw centralnych i ofensywa na froncie salonickim dochodzi aż do granic Austro-Węgier, Bukareszt przystępuje ponownie do wojny u boku jej późniejszych zwycięzców.
Znów zmiana i znów paradoks - Rumuni, którzy w starciach militarnych ponosili same klęski, zwiększają swoje terytorium dwukrotnie. Do Rumunii przyłączony zostaje Siedmiogród, Bukowina i rosyjska część Mołdawii - Besarabia.
Rządzący Rosją bolszewicy traktują ten ostatni krok wrogo. Oba kraje nie utrzymują w tym czasie stosunków dyplomatycznych, a międzywojenna Rumunia ma podpisany sojusz obronny z Polską przeciwko utworzonemu w roku 1922 Związkowi Radzieckiemu.
Gdy jednak na fali nowej polityki zagranicznej Stalina Moskwa i Bukareszt nawiązują stosunki, bolszewicy zwracają 17 wagonów. Wiozą one jednak nie złoto, lecz tylko dokumentację rządową i zawartość dawnych archiwów. Wartość materialna przesyłki jest niewielka.
Po burzliwych wydarzeniach II wojny światowej, radzieckiej aneksji Besarabii i Bukowiny, udziale Rumunów w niemieckim ataku na ZSRR i wreszcie powstaniu w Bukareszcie promoskiewskiego reżimu komunistycznego, sprawa zamiera na kilkanaście lat.
O złocie przypomniał sobie Nicolae Ceausescu. Na swą uwagę o ewentualnym zwrocie usłyszał jednak w roku 1965 od przywódcy ZSRR Leonida Breżniewa, że to Rumuni powinni czuć się dłużnikami Moskwy. Słowa sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego jedynie dolały oliwy do ognia w tlącym się konflikcie z "geniuszem Karpat".
Konflikt trwa do dziś. Rozmawiali na jego temat prezydenci Michaił Gorbaczow i Ion Iliescu, gdy ten ostatni w roku 1991 składał wizytę w Moskwie. Kwestię poruszał też rządzący Rumunią w latach 1996-2000 prezydent Emil Constantinescu.
Spór o złoto był jednym z powodów, dla których traktat, wstępnie wynegocjowany w 1994 roku, zostanie podpisany dopiero po przeszło 9 latach. Wcześniej jednak strony ustaliły, że kwestia ewentualnego zwrotu złota pozostaje otwarta i będzie przedmiotem dalszych negocjacji.